Bardzo dobry występ Jaskółki to tragedia polskiego triathlonu!

Po raz kolejny odbyły się mistrzostwa polski w triathlonie i po raz kolejny wygrał je Marek Jaskółka. Serdecznie gratuluje mu dobrego występu i kolejnego tytułu Mistrza Polski. Jak zwykle po starcie dzwonię do Marka, dzielimy się spostrzeżeniami i wrażeniami. Marek to nie tylko mój „triathlonowy” kolega.  Zawsze znajduje czas, żeby się ze mną skontaktować przed i po moim starcie. Zawsze jest to rozmowa pełna prawdy i konkretów, a nie gadanie co by było gdyby…Piszę o tym, gdyż serdecznie mu gratulowałem, ale z drugiej strony chciałem żeby przegrał. Przegrał?!!!  Mój dobry kolega, przyjaciel, a ja chciałem, żeby przegrał Mistrzostwa Polski w Suszu?!! Tak, przegrał! Dlaczego? Bo mu zazdroszczę? Nie!  Odpowiedź wbrew pozorom jest bardzo prosta. Jeżeli Marek specjalizujący się obecnie w długim dystansie wygrywa mistrzostwa polski na sprincie z zawodnikami o ponad 10 lat młodszymi od siebie to znaczy, że polski triathlon na dystansie olimpijskim i sprinterskim jest w poważnych tarapatach.

 

Trening jaki aplikowany jest naszej czołówce męskiej po prostu nie działa. Wyniki są słabe i bardzo słabe.  Sylwester Kuster jest chyba jedynym zawodnikiem, który mógłby powalczyć z Markiem, ale niestety choroba nie pozwoliła mu na to. Kuruj się Sylwek, bo w Tobie ostatnia nadzieja. Wiem, że tym artykułem nie zdobędę zbyt wielu przyjaciół, raczej narobię sobie wrogów, ale ktoś musi w końcu ten temat poruszyć.  Panowie trenerzy! To co ja tutaj piszę nie jest po to, żeby wam narobić koło pióra, piszę to po to, żeby zmusić was do  samokrytyki i krytycznego myślenia na temat własnej pracy. Tylko w ten sposób będziecie w stanie osiągnąć sukces.  Jak do tej pory  słyszałem już chyba wszystkie możliwe tłumaczenia, dlaczego polski triathlon jest taki, jaki jest.  W czołówce przyczyn słabych wyników na pewno był Prezes Piątkowski, młodzież, której się nie chce ciężko pracować, brak pieniędzy, Minister Sportu, opcja polityczna, no i oczywiście kiepski klimat. Zimą pada zbyt dużo śniegu, a latem deszczu. Jeżeli o czymś zapomniałem, możecie resztę sobie dopowiedzieć.

 

Nikt natomiast nie mówi o pracy trenerów i treningu, jaki zawodnicy wykonują. Kiedy rozmawiałem z Kusterem i jego trenerem, wszyscy doszliśmy do wniosku, że do tej pory Sylwek trenował na poziomie obciążeń juniora starszego/ młodzieżowca. Dzisiaj Sylwek ma 27 lat i musi wykonać bardzo dużą pracę, żeby nadrobić zaległości. Marek Jaskółka już przed Igrzyskami w Pekinie rozpoczał samodzielny trening, zwiększając drastycznie obciążenia. Wynik widoczny dla każdego, kto śledzi jego karierę. Dwie olimpiady, miejsca w dziesiątce w Pucharze Świata, no i oczywiście Mistrzostwo Polski w ubiegłym tygodniu…w sprincie… w wieku 37 lat!!! Wszyscy wiemy, że sprint jest dla młodzieży, a nie dla 37-letnich „dziadków”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeżeli nie zmieni się system szkolenia, to może być tak, że Marek może stać na podium w sprincie nawet wówczas, gdy będzie miał lat czterdzieści, trenując oczywiście do dystansu długiego. Może nadszedł czas, aby przestać rozmawiać o braku pieniędzy, a zacząć rozmawiać o jakości pracy w klubach.

 

W tym roku w Suszu mieliśmy również bardzo ciekawą sytuację na dystansie długim. Pan Czaja, który z tego co się orientuję,  nigdy nie był szkolony przez żaden klub triathlonowy w Polsce, czy PZTri, wygrywa jedne z największych zawodów w Polsce na długim dystansie. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Pan Czaja pokonał pewnie dwudziestu zawodników, którzy na pewnym etapie swojej kariery byli szkoleni centralnie. Większość tych zawodników korzystała z pomocy klubów, które pobierają państwowe pieniądze. Gratulacje Panie Jakubie! Duża klasa. Pan Jakub Czaja jest z pewnością wzorem do naśladowania dla wszystkich młodych zawodników, którzy myślą, że bez przynależności do kadry i wyjazdów na zagraniczne obozy nic nie da się zrobić. Kiedy rozmawiałem z Markiem Jaskółką jeszcze przed startem, wiedziałem, że jest zmęczony, że będzie startował w Ironman Frankfurt za dwa tygodnie, i że brakuje mu szybkości. Marek w Suszu to nie ten sam zawodnik, który zbierał punkty do rankingu olimpijskiego. To raczej długodystansowiec, który od poniedziałku do czwartku tuż przed Mistrzostwami Polski przejechał na rowerze 400km. Wiedząc o tym, jak ciężki wykonywał trening przez ostatnie 5 tygodni, nie byłem pewien, czy nawet wejdzie na podium.

 

Moja przedstartowa analiza zawodów wyglądała tak:

Z racji tego, że Marek obecnie jeździ bardzo dużo na rowerze i biega, będzie miał problem w wodzie. Pływa mało. 50-40% tego, co robił jeszcze rok temu. Z drugiej strony przez całą zimę czytałem różne strony triathlonowe i blogi o tym, jak ciężko pracuje się w polskich klubach nad pływaniem. Czytałem, jak bardzo podniósł się poziom wyszkolenia polskich triathlonistów w tej konkurencji. Zawody w Suszu niestety tego nie pokazały. Dwóch zawodników z przodu z przewagą 25 sekund na grupą, w której był Marek – co to znaczy? To znaczy, że pływanie stało na bardzo niskim poziomie w porównaniu do zawodów z cyklu WTC. Marek po starcie mówił mi, że czuł się w wodzie jak rok temu w Japonii na olimpijce, kiedy do czołówki stracił 2 minuty!!! Jestem pewien, że gdyby Marek wystartował tego dnia nie w Suszu a w zawodach cyklu WTC, wyszedłby z wody na jednej z ostatnich pozycji…jeśli nie na ostatniej. A w Suszu był w pierwszej grupie pościgowej. Co się stało? Gdzie są ci młodzi dwudziestolatkowie, a nawet młodsi zawodnicy, 17-18 letni, którzy powinni nadawać tempo walki w wodzie. Brak talentu? Nie wierzę. Nie wierzę w to, że od przynajmniej 10 lat nie pojawił się w Polsce żaden zawodnik, który przy prawidłowym prowadzeniu, nie pływałby na poziomie pierwszej grupy w zawodach Serii WTC. Młodzież polska jest taka sama jak każda inna na świecie. Ona potrzebuje tylko prawidłowego prowadzenia i odpowiednich obciążeń treningowych. Nasza dwójka liderów w pływaniu (Rak i Michalak) to i tak przynajmniej minuta za czołówką światową, czyli poziom co najwyżej średni. Szukam w wynikach końcowych – Rak nie ukończył (defekt roweru), a Michalak biega na poziomie juniora, a nie zawodnika z aspiracjami olimpijskimi. To jest po prostu tragedia. Medale zostały rozdane pomiędzy zawodników, którzy pływają na poziomie drugiej, trzeciej ligi europejskiej. To trzeba koniecznie zmienić. Inaczej nie będzie postępu.

 

Rower, to kolejna konkurencja, którą kompletnie źle przeanalizowałem przed startem.  Miało być tak, że z wody wychodzi grupa ośmiu, dziewięciu zawodników z przynajmniej 30-sekundową przewagą i tak mocno pracują, że nikt nie jest ich w stanie dojechać. Mój proces myślenia był następujący. To jest tylko sprint! Każdy dobry pływak jest w stanie jechać naprawdę bardzo szybko przed 25 minut. Jeżeli mamy grupę młodych, chętnych do walki i żądnych zwycięstwa młodzieżowców, na pewno nie dadzą się dojechać! Oni przecież znają możliwości biegowe Jaskółki i Kustera, więc muszą uciekać od samego startu. Tak miało być. Niestety było tak: po dwóch kilometrach nie było już grupy uciekającej ani goniącej. Jaskółka nadrobił stratę 30 sekund z wody i zrobił to w czasie krótszym niż 5 minut!!! 30 sekund to około 400 metrów. Co się stało?! Pytam się, jak to możliwe, żeby stracić tak dużą przewagę w tak krótkim czasie?! Jaki trening wykonują zawodnicy, którzy praktycznie bez walki oddają prowadzenie w tak krótkim czasie? 

 

Panowie trenerzy! Czas zajrzeć do dzienniczków treningowych i zacząć wyciągać wnioski. Coś trzeba zmienić, zaczynając od siebie, a nie od zawodników. Triathloniści to najbardziej nakręceni sportowcy z jakimi miałem w życiu styczność. Ich poziom sportowy jest odzwierciedleniem waszej wiedzy i pracy trenerskiej, a nie odwrotnie.

 

Ostatnia konkurencja – bieg.

Tutaj miało być tak, że młodzi uciekają, gdyż utrzymali przewagę na rowerze. Wiedzą, że biegają słabiej niż Kuster i Jaskółka, więc nie ma na co się oglądać. Jaskółka i Kuster powoli mieli ich doganiać. Pytanie miał być jedno: złapią czołówkę, czy nie? Tego nie wiedziałem. Myślę sobie – ranga zawodów jest wysoka, więc może jakiś młodzieżowiec zdoła dobiec do mety pierwszy, drugi, trzeci. Nic z tego! Znowu się pomyliłem. Jaskółka wychodzi na bieg pierwszy i już nie oddaje prowadzenia. Po zawodach Marek powiedział mi, że tak naprawdę tylko szybko wybiegł ze strefy zmian, reszta była formalnością. Doskonale go rozumiem, a wszystkim, którzy nie wiedzą o co chodzi już tłumaczę. Marek ma 37 lat i za dwa tygodnie czeka go główny start sezonu w IM Frankfurt. Chciał wygrać w Suszu. Dla niego nie było ważne, czy wygra o sekundę czy dwie, ważne było to, żeby dokonać tego jak najmniejszym kosztem energetycznym. Jedyny zawodnik, który mógł zmusić Marka do ciężkiej pracy na biegu był Sylwek Kuster – tego dnia niedysponowany! Szkoda, bo walka mogła być naprawdę ciekawa.

 

Wszystko co do tej pory napisałem, wiąże się z brakami w szkoleniu i nieodpowiednimi obciążeniami treningowymi, które co najwyżej „produkują” zawodników średniej klasy europejskiej. Teraz czas na zawodników i ocenę ich umiejętności. Tutaj chciałbym przyjrzeć się strefie zmian. Najszybszy w niej znów był Marek Jaskółka. Facet nie dość, że jest najszybszy w biegu, to jeszcze najszybciej się przebiera. Zawsze myślałem, że zawodnik w wieku 35 lat i wyżej traci w strefie zmian. I do tej pory się nie myliłem. No ale przecież to są Mistrzostwa Polski, a nie świata i jak do tej pory wszystkie moje analizy były mylne. Najpierw dwunastoosobowa grupa zawodników pozwala najlepszemu biegaczowi wjechać pierwszemu do strefy zmian (!!!) , a później jeszcze pozwala mu się najszybciej przebrać! To się w głowie nie mieści. To już kompletnie brak jakiegokolwiek zmysłu taktycznego. Już w tym momencie pierwsze miejsce zostało przyznane, a wyścig toczył się co najwyżej o drugą lokatę. Sam proces przebierania się – 4 sekundy – to kosmos na światowym poziomie. Tutaj nie ma się czym usprawiedliwiać. To trzeba poprawić. Aby to zrobić, nie trzeba żadnych obozów wysokogórskich w ciepłych krajach. To można zrobić w domu przed telewizorem czy choinką w czasie świąt Bożego Narodzenia między makowcem a sernikiem.

 

Reasumując…

…nie jest dobrze! Zawody w Suszu pokazały jak mało wydajny jest proces szkolenia w klubach i związku. Ponadto zawody na długim dystansie wygrywa facet, który nie należy do żadnego klubu i uprawia triathlon amatorsko (zobacz wywiad na stronie AT), a w sprincie triumfuje facet w wieku emeryta, który tak naprawdę szykuje się do Ironmana. Czas zabrać się do roboty, żeby kolejne takie zawody się nie powtórzyły. Inaczej Polaków na Igrzyskach Olimpijskich będziemy oglądać tylko na płytach DVD z Pekinu i Londynu.

 

 

Grzegorz Zgliczyński 

 

gregory1

 

 

Najlepszy polski Ironman na Hawajach; w 1991 r. z czasem 8 h 59min 43s zajął 16 miejsce; rekord życiowy w IRONMANIE to: 8:41’55” ustanowiony podczas Mistrzostw Europy w Almerre w 1991 r.). Na stałe mieszka, trenuje i pracuje w USA. Pomaga również polskim triathlonistom, którzy wielokrotnie zatrzymywali się i zatrzymują się u niego, trenując do swoich najważniejszych zawodów. Wciąż czynny triathlonista. Niedługo wystartuje w Londynie na Mistrzostwach Świata. Ma 47 lat. 

 

 

Powiązane Artykuły

18 KOMENTARZE

  1. Uderz w stol a nozyce same sie odezwa.

    Nawet na AT napisano ze zawody w Poznaniu staly na marnym poziomie ktory tak czy inaczej okazal sie za mocny na naszego profi ktory startowal tam aby wygrac.

    P.S. To nie z Toba rywalizowalem w Poznaniu i nie o Tobie mowilem w wywiadzie.

  2. Jak miło, że kolejny profi czyta AT. Tylko mi nie mów że jesteś amatorem, wszak też byłeś w Kadrze Narodowej,a twój Ojciec był nawet przez czas jakiś trenerem Kadry.
    Normalnie bym siedział cicho, ale każdy wtajemniczony wie, że twój post przez kwiatek bije do mojej osoby. O coś Cie zapytam. W wywiadzie dla TVP na mecie w Poznaniu mówisz cytuję „Rywalizacja była bardzo ciężka, zawodnicy postawili bardzo wysoko poprzeczkę”, teraz „Wejscie na podium przy tak slabym pozniomie powinno byc dla nich porazka a nie osiagnieciem” to się może zdecyduj. Jak dla mnie czas (4:10:46) jaki zrobiłeś w deszczu i to na dłuższej trasie kolarskiej i biegowej pozwala szacować Cie w okolicach 4:05- słabo??? I jeszcze w wywiadzie dla Xtri mówisz, że jesteś bez formy i mało trenujesz… albo ściemniasz, albo jesteś niesamowitym talentem, bo jeszcze trzy lata temu wygrywając w Płocku założyłem Ci na biegu dubla. Jeszcze w zeszłym roku na 1/2 IM w Borownie umarłeś na biegu więc trochę wyhamuj, nie wszyscy są tacy zdolni jak ty, że nie trując praktycznie w rok robią taką formę, że prawie łamią 4 godziny. Ja na każda urwaną minute pracuję miesiącami i każde podium mnie cieszy, dla ciebie to porażka, trudno. I jeszcze coś ci wyjaśnię, bo widzę, że nie pojmujesz. Masz żal o to że niektórzy trenują około 30 godzin w tygodniu??? To zaledwie dwie godzinki przed pracą i 2 po pracy, ktoś Ci broni tak trenować, czy to źle, że inny tak robią, jak bym miał twój talent to pewnie 5 h/ tydzień by starczyło, ale nie mam. Realert trenuje ponad 40 h/ tydzień. Sponsorzy??? A kto Ci broni się o nich postarać. Mam ich ja, Luft, Jerzykowa, Kazimierczak, Kuster, Szymanowski, Augustyniak, Cześnik, Bugdoł, Maciek Dowbor… czemu ty nie??? Bo będąc sponsorem też bym nie inwestował w zawodnika który przez ostatnie dwa lata wystartował w kraju 4 razy, to tak jak by Cie nie było, nawet jeśli wygrywasz. Zresztą pisałem na At artykuł o pozyskiwaniu i utrzymaniu sponsorów, poczytaj może Ci się przyda. Obozy zagraniczne… i tu nie wkurzyłeś swoja ignorancją: Kiedy pierwszy raz jechałem do Hiszpanii proponowałem niejakiemu Henrykowi Gagoli wspólny wyjazd dla najlepszych zawodników. Nie był zainteresowany. Zainteresowani byli: Jerzyk, Schultz, Ławiski, Szołowski, Augustyniak… i pojechaliśmy. Ale nikt nam na to worka pieniędzy nie rzucił, sami sobie organizowaliśmy wszystko „od A do Z” finansując to z pożyczek, czy pieniędzy zarobionych sezon wcześniej i biorąc bezpłatne urlopy pracy by móc wyjechać. Powiedz mi, kto tobie broni??? Jesteś dobry, masz możliwości to się albo zaangażuj i coś z tego miej, albo nic nie rób w tym kierunku, tylko przestań narzekać, że inni maja a Ty nie, bo to taka typowa Polska zawiść. I nawet jeśli ja, Mikołaj Luft, Ławicki, Augustyniak, Adam, Siejakowski, Konieczny i wielu wielu innych nie zawsze wygrywany, to jest tak dla tego, że na podium są tylko 3 miejsca, a trenuje każdy. Zdobycie podium czy nawet bycie dziesiątce nie jest wstydem, uważając tak obrażasz wszystkich na około, nie mówiąc o tych którzy walczą by pokonać własne słabości. Robimy Triathlon bo sprawia nam radość, nie dla miejsca, pamiętasz jeszcze to uczucie???

  3. Nie da sie nie zgodzic z tym co napisal Grzegorz.

    Trzeba dodac jeszcze jedno, wyszyscy na 1/2 HIM w Polsce sa amatorami ale:

    – amatorzy Profi – 30 godzin trening, zgupowania zagraniczne, sponsorzy itp..

    – amatorzy normalni.

    Trzeba taz podkreslic ze Ci nasi Profi nie wygrali nic w 2013, ani jeden 1/2 HIM.
    Wejscie na podium przy tak slabym pozniomie powinno byc dla nich porazka a nie osiagnieciem.
    Oni powinnie ciagnac cala reszte amatorow a nie na odwrot.

  4. Wiadomo, że obecnie poziom sportowy zawodów w Polsce jest niższy niż np. wtedy gdy Marek Jaskółka zajmował 5-te miejsce na ME seniorów, a w Polsce musiał odpierać ataki Piotrka Grzegórzka, Filipa Szołowskiego, Przemka, Sylwka na sprintach i olimpijkach i nie zawsze mu się to udawało. A szykował się wtedy pod olimpijki.
    Za to o wiele wyższy jest poziom organizacyjny i towarzyski takich zawodów.

    Za granicą też nie jest tak lekko, tylko jak zawodnik z różnych przyczyn rezygnuje z kariery sportowej i idzie do pracy to nie musi wykreślać z zainteresowań cv triathlonu bo może dostać pytanie od rekrutera: „To Pan przyszedł tu pracować czy trenować” (co mi się raz zdarzyło). Na szczęście już się to zmienia.

    Innymi słowy zawodnik kompletny to taki, który jest przygotowany sportowo, ale również psychicznie, bo stoi twardo na nogach i gdyby cokolwiek sprawiło że będzie musiał zrezygnować ze sportu to ma wiele możliwości. Pytanie czy takich w Polsce mamy?

  5. poniżej niedzielna pogawędka z Sylwkiem z pozdrowieniami dla wszystkich o podobnej historii:
    hej
    napisałem posta na AT
    weź zerknij

    juz matrze mistrzu

    sylwek a gdzie ten twoj pos?

    http://akademiatriathlonu.pl/publicystyka/aktualnosci/publicystyka/bardzo-dobry-wystep-jaskolki-to-tragedia-polskiego-triathlonu#itemCommentsAnchor

    a juz lookam

    ok
    13 minut(y) temu

    no mocny artykol mobilizuje do wypowiedzi

    tzn ??
    w jakim sensie??

    no tak sie nawet nad tym zastanawiałem czy cos sie zmieniło od czasów kiedy ja trenowalem

    a tak samo było ??

    tzn będąc juniorem na naszym podwórku zaliczającym sie do powidzmy czołki krajowej (powiedzmy pierwszej 5) przychodzi matura i wybór brutalna rzeczywistosc co robic, siedziec w tym choc wiesz ze ciezko z tego wyzyc czy zostawic to w cholere i pojsc na studia. ja wybrałem studia, choc uwierz mi ze nie przyszlo mi to łatwo. kiedy pierwszy raz poznałem marka jaskółke okazało sie że w tym samym roku zaczeliśmy trenowac i opowiedziałem mu o tym, to on tylko spojrzał na ojca i powiedział, widzisz tato następny, po mnie było wielu takich i ciekawy jestem czy to jest wciaz aktualny problem
    a czy tego żałuje teraz?
    nie
    ciesze sie ze moge sie po kilku latach w to bawic ze mam szcześliwą rodzinę i cieszę sie ze znam takich wariatów jak ty, którzy w tym tkwią bo jest to silniejsze od zdrowego rozsądku i ja ich rozumiem!!!
    amen

    hehehe
    no to zaktrawa pod wypowiedz
    nadajacą sie na AT
    opowiedz to
    tzn opisz

    chcesz to opublikuj

    heheh
    wrzucaj
    ok

  6. Zgadzam się w pełni z wypowiedzią Sylwestra Kustra. Triathlon w Polsce powoli staje się sportem dla tych , którzy mają pieniądze , a nie dla tych , którzy chcą coś osiągnąć i się rozwijać. Nie widać , żeby ktokolwiek stawiał na pomoc młodym obiecującym zawodnikom , a takich u nas nie brakuje. Trzeba ciułać grosz do grosza , żeby dziecko , które ma talent mogło spokojnie trenować i osiągać sukcesy i uczyc się w spokoju , bez zmartwień o to skąd rodzice wezmą pieniądze na jego pasję. Nie są tu winni trenerzy , ani zawodnicy tylko władza , która jak na razie nie robi nic i nie zwraca uwagi na widoczne gołym okiem problemy. Nie trzeba być ekspertem żeby zauważyć , że nic nie idzie w dobrym kierunku. Widać też , że liczy się głównie piłka , w która ładuje się ciężkie pieniądze , a większych sukcesów i tak z niej nie ma. Tak jest przynajmniej w naszym mieście, gdzie reaktywuje sie „drużynę oldbojów” a młodym ludziom , którzy osiągają np. dobre wyniki w nauce nie daje sie stypendium , bo rodzice osiągają zbyt wysokie dochody…

  7. Cześć Wszystkim

    Chciałem się wypowiedzieć odnośnie znanego mi tematu, faktycznie tak jak napisał Przemek i Filip w Polsce są praktycznie sami amatorzy. Jednak mamy 4 „zawodowców” są to M.Cześnik , A.Jerzyk, P.Kotfica, E.Komander dziewczyny dzięki temu że są w wojsku dostają co miesięczną nie małą pensję, do tego wojsko bardzo wspiera każdą zawodniczkę wyjazdami i obozami – w mojej opinii to są jedyni zawodowcy. Ja staram się być profesjonalistą tzn trenując nawet w domu (nie tylko na obozach) wstaje codziennie rano o 5:20 przygotowuje się do treningu mentalnie. Przychodzę na basen około 30-40 min przed treningiem po to żeby wykonać rozgrzewkę itd Resztę dnia staram się podporządkować pod treningi kładę się spać o 22 i tak w kółko. Nie ma tu czasu na dyskoteki i inne tego typu rozrywki. Czy jestem zatem zawodowcem ??
    Niestety nie, chciałbym ale nie mam żadnej stałej pensji za którą mógłbym się sam utrzymać. Kombinuje jak „koń pod górę” żeby mieć na podstawowe rzeczy.
    Opłacam sobie sam wyjazdy na zawody zagraniczne, niejednokrotnie zgrupowania (zazwyczaj z środków finansowych które wygrałem w roku poprzedzającym, bądź pożyczonych od znajomych ).
    Gdy ludzie mnie pytają czemu prowadzę takie życie zawsze odpowiadam że na pewno nie dla pieniędzy. Na to że dalej jestem w tym sporcie miało wpływ kila czynników.
    W pierwszej kolejności studia, gdy przyszedłem na studia już praktycznie nie trenowałem, miałem dosyć wydawania pieniędzy które zarabiałem pracując z rodzicami czy na budowie na rower, buty itd. Gdy zacząłem studia okazało się że za klasę mistrzowską można dostać stypendium 1000zł miesięcznie(przez 9msc). Pomyślałem że to dobra możliwość żeby wrócić. Potrenowałem trochę i z roku na rok byłem coraz lepszy, oczywiście zawsze pieniądze które otrzymywałem z uczelni inwestowałem w siebie. Dzięki rodzicom miałem co jeść i w co się ubrać więc resztę mogłem przeznaczyć na jakiś obóz, odżywki itd. Jestem bardzo wdzięczny że moja uczelnia AWF w Katowicach dała mi możliwość rozwijania się bez niej nigdy bym nie miał szansy na jaki kol wiek rozwój w sporcie. Problem stwarza się gdy zawodnik kończy studia, jeśli nie jesteś w 8 Mistrzostw Świata to jesteś NIKIM! Jeszcze do niedawna było małe okno na świat w postaci stypendiów za 1-6 PŚ i PE jednak nasza wspaniała minister Mucha zadbała o to by nie dokarmiać darmozjadów. Nie pomyślała jednak o tym że zanim staniesz się mistrzem musisz przejść wiele etapów po drodze. Podam przykład Ivana Wasilliewa – Mistrza Europy z 2013 roku 8 lat temu Ivan nie pojechał na IO w Pekinie bo był nieperspektywiczny teraz ten zawodnik jest ME i staje na podium WCS. Wielu jest takich zawodników którym podcina się skrzydła nim zaczną na poważnie trenować. Po części zgadzam się z Panem Zgliczyńskim tzn w szkoleniu najważniejsza jest sama jakość treningu. I faktycznie coś może być nie tak bo podpatrując trening zagranicznych zawodników, rozmawiając z trenerami kadr WB czy J.Gomeza mogę powiedzieć że w moim treningu było bardzo dużo nie tak jak powinno.
    Podczas swojej kariery trenowałem z różnymi zawodnikami i widziałem jak rezygnują, można by powiedzieć że zjadła ich selekcja na jednym z swoich etapów.. Jednak w Polsce ta selekcja jest o wiele bardziej brutalna niż w innych krajach. Tak naprawdę to znam tylko jednego Polskiego zawodnika który trenował jak senior i jest to Marek Jaskółka.
    Choć smutna prawda jest taka że nie wierze w to że gdyby M.Jaskółka mieszkał w Polsce całe życie to przy tych realiach doszedł by do choćby małej części swoich osiągnięć sportowych. NIe było by stać rodziny Marka na obozy w Australii i inne kosztowne wydatki związane z wyczynem. W Polsce to jest abstrakcja żeby wysłać syna na 2 miesiące do Australii żeby sobie potrenował. A w Niemczech podczas moich startów w Bundeslidze dowiedziałem się że wielu zawodników tak robi. I to nie są ludzie którzy biegają nawet 33′ na 10km w triathlonie. Jednak tym że mają możliwość pojechać i przetrenować zimę z Australijskimi triathlonistami podnoszą swój poziom z roku na rok. Marek jest najlepszym Polskim zawodnikiem, bardzo go szanuję strasznie dużo mnie nauczył ma tez duży talent. Choć nie do końca zgadzam się z tym żeby go porównywać do innych zawodników Polskich. Jednak analiza na przestrzeni ostatnich 5 lat MP na sprincie mogła by być racjonalna.
    To co napisałem wskazuję problem, jeden z wielu. Jednak nie tylko my go mieliśmy i wiele krajów z niego wyszło. Uważam że nie ma co odkrywać Ameryki najlepiej ściągnąć system szkolenia, finansowania od krajów zagranicznych. Z tym że nie od gospodarczej potęgi jaką są Niemcy czy WB, a od krajów nam bliższych. Ukraina i Czechy mają świetnych zawodników którzy jeżdżą na zawody po całym świecie.
    Oczywiście to wymaga współpracy wielu ludzi, jednak triathlon w wydaniu Iron-man świetnie się rozwija w Polsce myślę że „Olimpijka” też może na tym skorzystać trzeba tylko dojść do porozumienia.
    My zawodnicy też mamy swoje doświadczenia, też przeszliśmy wiele i uważam że szkoda by było nie wykorzystać tej ciężko zdobytej wiedzy.

    Jeśli ktoś czuje się urażony tym co napisałem to przepraszam. Napisałem ten tekst dlatego bo Triathlon to sport który kocham i nie jest mi obojętny. Nawet po zakończeniu kariery zawodnika chciałbym dalej działać w tej dyscyplinie.
    Ps. Bardzo się cieszę że są ludzie którzy potrafią się podpisać pod swoją wypowiedzią (nawet jeśli narobią sobie wrogów) i z odsłoniętą twarzą bronić swoich poglądów. Szanuje Was za odwagę i honor.

    Pozdrawiam Tri-zapaleńców 😉

  8. Bardzo się cieszę, że tekst Grzegorza Zgliczyńskiego wywołał dyskusję, kontrowersje i chęć polemiki. O to chodzi – o merytoryczne spieranie się na argumenty, aby również taka dyskusja pomogła w dochodzeniu do celu. Część z Was – również zawodników wypowiedziała się bezpośrednio pod artykułem, ale namawiam trenerów i doświadczonych zawodników do napisania artykuły – polemiki z tezami Grzegorza. Bardzo chętnie zamieszczę taki tekst na głównej stronie Akademii Triathlonu. Liczę, że być może któryś z trenerów, do których Grzegorz kieruje swoje słowa, odpowie w analitycznym i szczerym tekście. Zapraszam.

  9. Witam wszystkich. Z ciekawości przeczytałem ten artykuł i powiem, że bardzo mną wstrząsnął. Miałeś rację Łukasz, że możesz narobić sobie wrogów. Powiem tak. Jeśli chodzi o Marka, to życzę każdemu bycia takim „dziadkiem”. Jest to najbardziej doświadczony zawodnik jeśli chodzi o elite. Z samego doświadczenia będzie on jeszcze długo, długo zagrożeniem dla wszystkich młodych. Kolejna kwestia jeśli chodzi o trenowanie młodych zawodników. Zgadzam się tu w 100% z Filipem, że my wszyscy jesteśmy amatorami. Nie mamy Kadry, grupy, a każdy „kadrowicz” i tak trenuje sam. Nawet Marek (poruszyłeś to w artykule) przejął sam na siebie trenowanie. Właśnie tak to wygląda u nas. Macie pretensje do młodych, do trenerów. Zawodnicy, trenerzy, Ja wam biję brawa, że jeszcze to „ciągniecie”. Zawodnicy, którzy zasuwają na uczelnie, albo elita, która musi się z czegoś utrzymać, praca, rodzina, czy to wszystko można nazwać zawodowstwem? nie sądzę. Też pojeździłem trochę po świecie i Europie i naprawdę tam w Kadrach inaczej to wygląda. Zatem nie miej pretensji do zawodników i trenerów, którzy wkładają swoje serce i pasję, często robiąc to zupełnie społecznie, tylko do naszych władz i naszego systemu szkolenia. Zatem Prezesie i Zarządzie, do pracy, jeśli chcecie cokolwiek ocalić z dystansu olimpijskiego. W przeciwnym razie zostanie u nas zawodowe amatorstwo.
    Pozdrowienia dla wszystkich i życzę powodzenia.

  10. @ ania. Cienki to bardzo względne określenie… i zwracam honor odnośnie zawodowców. Mikołaj Luft. w WTC startuje jako zawodowiec i startuje zawodowo 😉

  11. No panie Zgliczyński a ile pan wytrenował zawodników ze się wypowiada na ten temat chyba ani jednego. Więc proszę się nie wypowiadać bo Sam Pan jak był zawodnikiem był cieńki jak barszcz. Krytykować kazdy potrafi a pomóc nikt.

  12. Zgadzam się z Filipem co do zawodowstwa. Rzeczywiście nikomu chyba nie przyjdzie do głowy nazywać się zawodowcem jeśli nie ma z tego pieniędzy (poza nagrodami), mającemu normalną pracę i obowiązki z tego wynikające. Zgadzam się również z Panem Grzegorzem, że wygrywanie zawodów na sprincie przez 37 „dziadka” jest obnażeniem poziomu tri w naszym kraju. Co więcej uważam, ze jest tak nie tylko na tych dystansach ale i na innych. Może jednak tacy „amatorzy” zmobilizują tych szkolonych w klubach i centralnie do większego wysiłku. Przegrywanie z dziadkami to wstyd. I wiem co pisze bo sam prawie dziadek jestem 😉

  13. Bravo za artykuł! Odważny, konkretny, na temat, prowokujący do dyskusji. Takim celom powinna służyć strona AT! Można się zgadzać z tezami, bądź nie, ale dobrze dowiedzieć się, co w ważnych dla tri sprawach myśli osoba, która ma o tym pojęcie!

  14. w Suszu obejrzałem sprint OPEN i MP kobiet – następnie ruszyłem w drogę.
    Panie Grzegorzu, po powrocie do domu moje zaskoczenie, że to Marek Jaskółka wygrał ten wyścig, było ogromne. Jestem pełen uznania dla aktualnej formy i całej kariery pana Marka. Byłem jednak przekonany, że będzie miał problem wejść w czołową „szóstkę”. Nie będę żonglował nazwiskami, ale kilku chłopaków było wręcz zobligowanych do wygrania ze „Starym Mistrzem”.
    Analizowałem starty naszej „elity” w ostatnich latach. Poza szkoleniem brakuje także mądrej polityki startowej. Nowy prezes jest zawodowym politykiem, więc może poradzi coś na to, że nasza „elita” startuje we wszystkim, od sprintów, po crossy aż po 1/2 IM.
    W tej chwili, wg mojej subiektywnej opinii, tylko jeden polski zawodnik jest konsekwentny w realizowaniu swojej polityki startowej – to Kacper Adam. Na szczęście on swoje najlepsze lata ma … przed sobą:)
    pozdrawiam

  15. O sprincie nie będę się wypowiadał, nie startowałem. Natomiast mogę coś powiedzieć o dystansie długim bo tam akurat startowałem i mnie to dotyka. Niestety całkowicie się nie zgadzam z postawionymi tezami, bo takie uproszczenia jak „amator wygrał z 20 szkolonymi zawodnikami” po prostu wypaczają rzeczywistość, żeby nie powiedzieć, że jest to kłamstwo!!! Ale do rzeczy:
    1. Po pierwsze Jakub Czaja z znikąd się nie wziął. Od zeszłego roku gdzie zarówno trasa kolarska jak i biegowa była szybsza poprawił się 0 16 minut. Startował na Ironmanach i Kopenchagę skończył z czasem 8:56:37. Inne wyniki z biegów: 5 km- 13:46, 10 km-28:56, marathon 2:27:34. Fakt nie trenuje w klubie triathlonowym, ale w biegowym trenował: Skla Sopot, medalista Mistrzostw Polski, Europy, Olimpijczyk z Aten.
    linki: http://bieganie.pl/statystyka/index.php?p=showrunner&runner_id=168

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Jakub_Czaja

    http://akademiatriathlonu.pl/eksperci/redakcja/eksperci/jakub-czaja

    Fakt, teraz trenuje już amatorsko i się bawi jak podał w wywiadzie, ale proszę o wymienienie z nazwiska tych 20-stu pokonanych z długiego co tak w klubach trenują i są zawodowcami. Ja nie widzę ANI JEDNEGO!!! Trenuje w klubie i co z tego, nie mam z tego pieniędzy. Mam żonę, dwójkę dzieci i pracuje na pełen etat, a czas na treningi wykradam kosztem pracy i rodziny. Z triathlonu nie żyję, nie zarabiam, a wręcz przeciwnie, uszczuplam budżet rodzinny by było na moje pasje. Czy byłem kiedyś szkolony, tak, przez 7 lat kadry byłem na jednym obozie w Wałczu, a strój narodowy musiałem kupić za własne pieniądze. Nawet jeśli za Jakubem Czają byli zawodnicy którzy kiedyś z Kadry dostali więcej niż ja, to obecnie ich sytuacja nie wygląda inaczej niż moja. Jesteśmy takimi samymi amatorami jak Jakub Czaja, a warunki szkoleniowe w przeszłości mieliśmy zapewne gorsze. W Suszu na długim byli tylko amatorzy, bo zawodowstwa po prostu u nas jeszcze nie istnieje. Byli tacy zawodnicy jak Spaleniak czy Adam, którzy jeszcze nie pracują i nie mają rodzin, bo są jeszcze po prostu na to za młodzi, ale też nie są ani szkoleni, ani na Tri nie zarabiają. Tak więc o ile z wieloma wnioskami ze sprintu można się zgodzić, o tyle tezy na temat długiego dystansu są zupełnie nie trafione, przekłamują rzeczywistość. Niestety pisząc felieton trzeba się przygotować, a nie przeczytać jeden wywiad na At i już wyciągać mylne wnioski (nie pierwszy zresztą raz). Pozdrawiam Serdecznie.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane