Przed wyjazdem do Japonii planowałem zakup roweru szosowego na miejscu w Tokio. Po przylocie do Japonii mój zapał został jednak szybko ostudzony przez tutejsze ceny. Najtańsze szosówki jakie widziałem w sklepach kosztowały ponad 100 000 jenów, czyli około 4000 zł. Wiem, że to normalna cena jak na nowy rower, ale mnie jednak nie było stać na tak duży wydatek. Miałem inne opłaty na głowie związane z początkiem życia w Japonii. Na szczęście ratunek nadszedł ze strony uniwersyteckiego klubu triathlonoweg, do którego się zapisałem. We wrześniu tuż po przylocie zacząłem wspólnie trenować z młodymi triathlonistami z sąsiedniego uniwersytetu Gakushuin. Z rana wspólnie pływaliśmy, a czasem od razu po tym była przebieżka. Brakowało mi tylko roweru do szczęścia. Po miesiącu, jak mnie już trochę poznali to zaproponowali, że pożyczą mi rower klubowy. Gdy w końcu go zobaczyłem, to nie mogłem uwierzyć, że dają mi ZA DARMO całkiem nowy piękny rower. Jest to chyba nowozelandzka marka Avanti. Wygląda solidnie i ma wszystko o czym marzyłem.
Nówka szosówka nad brzegiem Oceanu Spokojnego
Całkiem niezły awans w porównaniu z moim poprzednim rowerem w Polsce (20-30 letni metalowy rower miejsko-szosowy?). Do zestawu dali mi jeszcze kask i buty SPD. Od momentu, gdy dostałęm rower, to zacząłem na nim wszędzie jeździć jak szalony. W ciągu tygodnia nie mam za bardzo czasu, żeby potrenować, bo mam pracę i zajęcia w ciągu dnia, a wieczorem jest już ciemno i trochę boję się trenować po zmroku. W Japonii robi się ciemno około 16:30-17:00. Słońce wschodzi natomiast około 6. W ramach treningu postanowiłem, że będę jeździł na moim rowerze na uczelnię kiedy tylko na to pozwoli pogoda i inne czynniki. Na uniwerek mam 17 km, więc dziennie w obie strony wychodzi około 35 km. Wrażenia z jazdy są niesamowite. Piekielnie szybkie przyśpieszenie i doskonała stabilność na drodze. Trochę minęło zanim się przyzwyczaiłem do hamulców i w miarę długiej drogi hamowania przy dużych prędkościach. Trzeba uważać na auta. W Japonii na drogach jest, jak pewnie się domyślacie, stosunkowo bezpiecznie. Szybko przyzwyczaiłem się do lewostronnego ruchu. Jest dużo ścieżek rowerowych, ale te akurat omijam, bo na nich właśnie jest najniebezpieczniej ze względu na…innych rowerzystów. Na ścieżkach rowerowych jeżdżą jak chcą. Po lewej albo po prawej stronie, a czasem po środku. Mimo że jadę po lewej stronie ścieżki, jak wskazuje logika i zasady ruchu w tym kraju, to z naprzeciwka też na mnie ktoś jedzie, w ostatniej chwili próbuje skręcić, ale ja też próbuję skręcić i niewiadomo gdzie pojechać żeby nie zaliczyć czołówki. Staram się więć jeździć po drodze, gdzie jest znacznie więcej wolnego miejsca. Japońscy kierowcy jeżdżą ostrożnie i zwracają uwagę na rowerzystów, którzy jadę lewą stroną jezdni przy poboczu.Pobocze natomiast jest w miarę szerokie, a nawet jak jest wąsko to auta ustawiają się tak, że lewą stroną spokojnie przejedzie motor, a co dopiero rower. Dzięki temu, mimo że auta stoją w korku albo na światłach ja mogę spokojnie jechać lewą stroną bez zatrzymywania się co chwila. Można też jechać środkiem jezdni między samochodami, gdy te stoją w korku. Sprawdza się to doskonale, gdy ciężarówka zastawi mi lewą stronę. Drogi są w doskonałym stanie i na poboczu nie ma dziur jak w Polsce. Policja też się nie czepia rowerzystów na ulicy. Raz mnie zatrzymał policjant na skrzyżowaniu, gdy skręcałem w prawo. Wytłumaczył mi, że tak nie wolno i że muszę zjechać najpierw na lewą stronę skyrzyżowania i jechać wraz z autami z lewej na prawo. Uprzejmie, bez straszenia mandatem. Parę ukłonów i w drogę. Policja w Japonii generalnie służy do tego, żeby pokazywać drogę, gdy ktoś się gdzieś zgubi 😉 nie mają wiele do roboty. No i najważniejsze na koniec. Nie boję się zostawiać swojego roweru na uniwerku nawet na noc. Stawiam go przy jednym z parkinów rowerowych na terenie uniwersytetu i mogę po niege wrócić nawet parę dni później. Moje rowerowe zabezpieczenie to cienka blokada na kluczyk, którą można przeciąć w sekundę. Raz zapomniałem wyjąć kluczyk z blokady i rower stał otwarty przez parę dni. Nie wiem ile w Polsce/Europie wytrzymałby mój rower na dworze bez opieki. Ale w Japonii to po co ktoś miałby go kraść? Wokół tyle takich samych rowerów, a jak ktoś chce to sobie kupi, bo zarobi na niego pracując 100 godzin w MacDonaldzie. Nie wspominając o tych co mają dobrze płatne prace w korporacjach. Czy wy zostawiacie, gdzieś na zewnątrz swoje rowery na dłużej?
Czytając wasze komentarze trudno mi sobie wyobrazić zostawianie roweru po powrocie do Polski. Chyba dalej będę jeździł na starym rowerze po mieście a do treningów kupię porządną szosówkę. W Japonii to jednak zupełnie inna mentalność i poziom życia. Po prostu nikomu się nie opłaca kraść roweru. I tak na ulicach jest pełno porzuconych rowerów, które są potem ściągane przez odpowiednie służby. Często widuję porzucone rowery w rowach przy rzekach lub widać że stoi przykuty do barierki od tygodni. Ot komuś już był niepotrzebny albo zapomniał gdzie go zostawił po pijaku 😛 Piotr: jestem z wykształcenia japonistą. Już praktycznie skończyłem japonistykę na uniwersytecie warszawskim. Została mi tylko do obronienia praca magisterska. Obecnie jestem w Japonii na wymianie studenckiej między UW a tokijskim uniwersytetem Rikkyo. Przyjechałem tu we wrześniu i planuję powrót w sierpniu 2013 akurat na połówkę w Gdyni :)))
Co do zostawiania roweru to jest nawet taki kawał – gdzie wymyślono triathlon – w Polsce. Na basen rowerem, z basenu biegiem. Co do przypinania – nigdy nie zabieram ani górala ani szosówki. Jeżdżę trekingiem, a i tak zapinam go za tylne koło i ramę. Koła są starego typu, więc do odkręcenia wymagane są klucze. Więc czuję się w miarę komfortowo. A rower potrafią podwędzić wszędzie. Pod biurem stał do niedawna dziwny rower. Z tytan lockiem, zapięty jak należy, za ramę i tylne koło. Bez siodełka i bez przedniego koła.
zazdroszczę tych treningów w kraju kwitnącej wiśni 🙂 dopisuję się do prośby o zdjęcia 🙂
Widzę ,że na japońskich ścieżkach rowerowych panują podobne 'zasady’ jak na naszych. Niektóre manewry nadają się do podręczników 'jak nie należy jeździć rowerem’ Zresztą również piesi, mający chodnik tuż obok ścieżki,zazwyczaj idą po drodze rowerowej,niczym stado baranów. Żeby chociaż gęsiego !! Nie,lepiej w pięknym rządku ,całą szerokością .Ja mojej maszyny nigdy bym nie zostawił przypiętej na ulicy. Uważam to za zbędne ryzyko. Często jednak potrzebuje dojechać na basen (preferuję rower zamiast komunikacji miejskiej,moim zdaniem prędzej można się rozchorować w pełnym ludzi autobusie,niż dojeżdżając rowerem,nawet na dużym mrozie, po prostu kwestia dobrego ubioru). Używam wtedy starego roweru mtb, Trochę z niego wyrosłem(a nawet trochę więcej niż trochę) wymieniłem jednak wspornik siodła na dłuższy i nie ma problemu z rozmiarem. To chyba ważne,jak mam za nisko siodełko,to mam wrażenie że nadwyrężam kolana. A wracając do przypinania rowerów to wiele widuję samotnych kół przypiętych do stojaków 😉 Wyjęcie szybkozamykacza z piasty to kwestia kilku sekund. Złodziej nie odjedzie,ale co to za problem dla niego wziąć rower pod pachę . Ludzie po prostu są słabo uświadomieni, jak należy przypiąć rower, żeby faktycznie nikt go nie buchnął. Mało kto wie,że należy rower przypinać za ramę ,a nie za koło .Zresztą,nie oszukujmy się,znieczulica społeczna jest na tyle rozwinięta,że złodziej ma dużą swobodę działania. Wątpie,czy ktokolwiek by ryzykował dostanie w twarz, w imię ochrony roweru jakieś obcej osoby. Pozdro
Ja kiedyś zostawiłem lampkę przy rowerze (zwykły MTB), przyszedłem i nie ma. Ja do brata- przykręć sobie siodełko na śrubę; brat – bez przesady!. Jeden raz zostawił rower w miejscu publicznym i siodełka nie ma. A rowery były zwykłe, lampka zwykła, siodełko zwyczajne. A gdybym dysponował taką machiną to spokojny bym był tylko wtedy kiedy by stała na strzeżonym parkingu 😉 A czy mógł byś opowiedzieć jak to się stało że wylądowałeś w odległej Japonii? I co tam dokładnie robisz? Pozdrawiam!
Gratuluję nowej maszyny 🙂 A propos zostawiania roweru w miejscach publicznych – niestety zawsze z grubym łańcuchem jako zabezpieczenie. Odwiedziłem ostatnio sklep rowerowy i poprosiłem o najtrudniejsze do przecięcia…waży chyba ze 3kg :-)) ale jestem spokojny o rower. Czekamy na zdjęcie Twoje i reszty klubu z Tokio. Pozdrowienia.