Podczas IM 70,3 w Budapeszcie Staszek Gierasimczyk zajął drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej. Niewiele zabrakło do złamania 5h, jak również do kwalifikacji (był 1 slot w kategorii M50). Jak dla mnie to duży sukces. Facet, który jak sam pisze, cztery lata temu męczył się z kontuzją kolana, teraz osiąga sukces na arenie międzynarodowej. Podkreślam to i podkreślać będę – to jest wielki sukces osiągać takie wyniki w tym wieku. Wszystkim nam tego życzę! Staszek jest z zawodu geodetą, z zamiłowania tenisistą, narciarzem, nurkiem technicznym, a ostatnio triathlonistą. Mimo krótkiego stażu treningowego i startowego może poszczycić się świetnymi wynikami, jak na zawodnika w kategori M50. Czasy jakie osiąga są niejednokrotnie o wiele lepsze niż życiówki jego dużo młodszych kolegów triathlonistów. Największe sukcesy to pierwsze miejsce w Suszu w kategorii wiekowej, wygrany cykl Volvo Triathlon Series (dystans 1/4IM). Oto kilka przykładowych życiówek:
Półmaraton – 1h35′
10km – 40’52”
1/4 IM – 2h32″
1/2 IM – 5h03′
Marcin Konieczny: Co skłoniło Cię do zajęcia się sportem i dlaczego właśnie triathlonem?
Staszek Gierasimczyk: Cztery lata temu, po artroskopii kolana przeprowadzonej z powodu zerwania wiązadła krzyżowego i uszkodzenia łąkotki, trafiłem na rehabilitację do dr. Ryszarda Biernata (zwanego dalej Ryśkiem) do Centrum Rehabilitacji przy OSW w Olsztynie, który postawił mnie na nogi (a właściwie na nogę). Przekonał mnie też, że jeżeli chciałbym podbiec trochę dalej niż do łazienki w domu, to powinienem zrobić rekonstrukcję ACL-a. A więc kolejna artroskopia, kolejna rehabilitacja – tym razem już u Ryśka. Znowu mnie poskładał do kupy i to tak, że byłem lepszy niż nowy, a potem wspomniał, że zapisał się na triathlon do Wińca. Powiedziałem, że bardzo mu zazdroszczę, a on na to żebym nie zazdrościł tylko sam się zapisał, bo kolano jest już w takim stanie, że w niczym tu nie przeszkadza. W tym samym czasie wpadła mi w ręce książka Roberta Stępniaka „Jeden dzień z życia triathlonisty” . Sporo czytam, ale z taką dawką humoru, dowcipu i dystansu do siebie dawno się nie spotkałem. Byłem zachwycony książką, triathlonem i autorem (widziałem go ostatnio w Suszu, ale głupio mi było podejść). Co prawda „startówka” kojarzyła mi się bardziej ze startująca kobietą, a „strefa zmian” ze strefą zrzutu, ale zapisałem się i postanowiłem zostać TRIATHLONISTĄ.
Jak wyglądały początki trenowania? Co sprawiało Ci największą trudność?
Pływać umiałem (nawet wydawało mi się, że dobrze – do pierwszego startu), rowerem jeździłem, biegałem trochę słabo i niezbyt dużo (może razem jakieś 100m przez ostatnie 30 lat), ale o dziwo poszło zupełnie sprawnie i bezboleśnie. Sprawiało mi to tyle frajdy i emocji, że nawet nie przejmowałem się wymownymi spojrzeniami i pukaniem się w głowę moich synów i żony gdy usłyszeli, że zapisałem się do Wińca.
Jak zmieniło się Twoje życie jako męża, ojca, pracownika od momentu kiedy triathlon stał się częścią Twojego życia? Co wymagało zmiany, a co jest jeszcze do zrobienia?
Niestety nic się nie zmieniło: żona nadal każe mi wynosić śmieci i nie rozumie, że ja nie leżę na kanapie tylko jestem w fazie niezbędnej regeneracji po treningu, a synowie nie czują potrzeby skoszenia za mnie trawnika. A tak poważnie – im wszystkim totalnie odbiło. Młodszy syn Rafał sam zabrał się za triathlon i łoi mi dupsko na każdych zawodach, a w Przechlewie pewnie zabierze mi rekord rodziny na ½ IM, starszy – Kuba, którego ciężko było obudzić na obiad sam wstaje o 4 rano i jedzie z nami na basen, a ukochana żona Krysia, gdyby nie kłopoty z plecami, pewnie byłaby już mistrzynią świata w triathlonie, ja mógłbym jej tylko pompować oponki w rowerze i to z nią byś dzisiaj rozmawiał, a nie ze mną. Mówię Ci Marcin – oni po prostu zwariowali . A teraz sobie pomyślałem, że muszę zapytać żony, czy nie chciałaby miernika mocy. Chyba jeszcze nie wie co to jest, ale najwyżej zostanie dla mnie.
Jak trenujesz i jak dbasz o zdrowie – Twój patent na wyniki w tym wieku?
Czy ty na pewno nie mylisz mnie z kimś innym? Ja (niestety ) nie mam jakichś dobrych wyników, tzn. czasów . Parę razy udało mi się zając dobre miejsce, ale tylko dlatego, że nie było tych naprawdę dobrych zawodników w mojej kategorii. Znam (niestety nie osobiście) przynajmniej kilku lub nawet kilkunastu , do których pewnie nigdy się nie zbliżę i mogę dla nich co najwyżej piankę i buty nosić. Moim trenerem przez ostatnie dwa lata był „ Wania” Waniewski. Na pewno jest jedną z osób którym dużo zawdzięczam i szkoda, że nasza współpraca się rozsypała. Drugą jest Rysiek Biernat, pewnie najlepszy w Polsce fachowiec od kolan, achillesów i innych członków, który jest totalnie zakręcony na punkcie triathlonu, zdrowego odżywiania i trybu życia, składa nas wszystkich do kupy, leczy kontuzje i urazy, mobilizuje do ćwiczeń, rozciągania i wałkowania, a przede wszystkim jest naszym guru i dobrym duchem całego zespołu.
Dlaczego to robisz? Co chcesz osiągnąć?
Zdecydowanie dla towarzystwa. Mamy fantastyczną paczkę kilku kumpli. Razem często trenujemy, planujemy starty i wyjazdy. Oczywiście przeważnie drzemy łacha z siebie nawzajem, ale tak naprawdę staramy się pomagać sobie i wspierać się we wszystkim.
Jakie masz plany na najbliższe lata?
Na przyszły sezon mam dwa cele: pierwszy i drugi. Pierwszy: bardzo, bardzo chciałbym nawiązać współpracę z Trenerem Darkiem Sidorem. Jesteśmy właściwie wstępnie umówieni, ale aż się boję o tym mówić, żeby nie zapeszyć. Czytając jego blog im226 nie mogę wyjść z podziwu dla jego olbrzymiej wiedzy i podejścia do triathlonu. Jestem pod dużym wrażeniem jego osiągnięć jako zawodnika i trenera. Drugi: z dobrym kumplem i towarzyszem niedoli Irkiem Tarasiewiczem chcemy przygotować się, wystartować, i ukończyć w dobrej formie fizycznej i psychicznej, w przyzwoitym czasie pełnego Ironmana. Zdecydowanie najważniejsze jest tu słowo „przygotować się”. Bardzo zazdroszczę i podziwiam wszystkich tych, którzy to już zrobili. Mam olbrzymi szacunek dla tego dystansu i po prostu się boję , ale chyba już do tego dojrzałem. Acha, no i jeszcze jedno : chyba będę musiał zrobić poważny lifting twarzy, żeby prof. Pupka nie uciekał na mój widok, jak ostatnio w Olsztynie.
Arek – myślę, ze fun przede wszystkim a wyniki będą tylko wisienką na torcie tej zabawy
Osobiście zrewidowałem swoje podejście do TRI. Jakieś tam marzenie o MŚ pozostają ale nie są priorytetem…. Fun przede wszystkim i zachowanie odrobinę zdrowego rozsądku tak aby zbyt szybko się nie wypalić…. Z takim podejściem może w kategorii 60-64 będę miał szanse na pudło… :-)))
nieustannie życzę wszystkim Panom udziału w MŚ 🙂
Staszek, gratuluje super startu w Budapeszcie! Mam nadzieję, że uda się spotkać na którymś TRI. Obiecuje, że nie będę uciekal tak jak Artur! 🙂
Brawo Staszek! Brawo! Zawsze Cie milo spotkac i porozmawiac. Masz racje: Towarzystwo najwazniejsze:)) Do zobaczenia!