Triathlon to dla wielu amatorów styl życia. Ciekawe, niezwykle inspirujące i motywujące jest to, że jest to bardzo często przygoda życia, zaczynająca się grubo po trzydziestce, a więc w okresie, kiedy wiele osób wkracza w nowy etap, często szuka czegoś jeszcze poza pracą zawodową, ucieka od rutyny dnia codziennego. Triathlon i sporty wytrzymałościowe wydają się idealnym rozwiązaniem, choćby z uwagi na to, że do późnej starości można je uprawiać na dość dobrym poziomie. Pamiętam dekorację zwycięzców grup wiekowym podczas ubiegłorocznego Ironman 70.3 Mallorca, kiedy razem z Profesorem, Olkiem Łakomskim, Adamem Pastusiakiem, Robertem Janigą czy Wojtkiem Herrą, zachwycaliśmy się doskonałą formą sportowców 55+, 60+. Kiedy wchodzili na podium, dało się tylko słyszeć z ust „małolatów”: „Ja też tak chcę„. A triathlon to nie tylko wysiłek fizyczny. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że samo uprawianie tego sportu to dla wielu wyłącznie pretekst do spotkań z przyjaciółmi, rodzinnych wyjazdów, tzw. turystyki sportowej, itd., itd. Oczywiście są triathlonowi „wariaci”, którzy biją się o rekordy życiowe, ale i dla nich społeczny aspekt uprawiania naszej dyscypliny sportu jest niezmiernie ważny. Bardzo często w zawodach można zobaczyć triathlonowe rodziny. Taki obrazek cieszy najbardziej! Na AT pisaliśmy już kiedyś o triathlonowej parze z Londynu – Alicja i Rafał Medakowie. Bardzo utytułowana para, która już 4 razy z rzędu (!!!) zakwalifikowała się na Hawaje!
Ostatnio na stronach Cervelo, który wspiera polską parę pracującą na co dzień na Wyspach, ukazała się rozmowa z Alicją i Rafałem, którzy aktualnie są na urlopie na Hawajach, gdzie trenują do kolejnego sezonu. W artykule czytamy:
„Triathlon i podróżowanie to nasze hobby, a startowanie w zawodach za oceanem daje nam możliwość poznawania nowych miejsc. Zwykle w ciągu sezonu startowego ścigamy się w trzech lub czterech „połówkach” i dwóch lub trzech Ironmanach. W 2014 roku zaczęliśmy sezon Ironmanem w Południowej Afryce, a następnie wystartowaliśmy w zawodach Ironman 70.3 Aux-de-Provence in France. Po raz pierwszy ścigaliśmy się na tej trasie, ale bardzo nam się podobało. Trasa rowerowa była zachwycająca, ale również wymagajaca z wieloma technicznymi zakrętami i stromymi wzniesieniami. Później przyszedł czas na Ironman 70.3 Luxemburg. Oboje zakwalifikowaliśmy się tam na Mistrzostwa Świata do Kanady i zdecydowaliśmy, że polecimy do Mt. Tremblant. Kilka lat wcześniej startowaliśmy tam na pełnym dystansie i zakochaliśmy się w panującej tam atmosferze, krajobrazie, organizacji zawodów. Dodatkowym bonusem był fakt, że Team Cervelo również przyleciał do Quebecku.
Ponieważ jesteśmy bardzo zajęci, pracujemy na pełen etat, nie mamy takiego komfortu, aby lecieć na zawody z dużym wyprzedzeniem. Ale to nie oznacza, że stresujemy się, kiedy lecimy w nieznanie miejsca. Staramy się dokładnie wszystko sprawdzić zanim wyruszymy w podróż, zaplanować, również czas na nieprzewidziane opóźnienia. Pakowanie rzeczy na zawody może być czasami niełatwym zadaniem, pełnym pułapek i niemal prawie zawsze człowiek myśli o tym, czy czegoś nie zapomniał. Z Alicją pracujemy w tym przypadku jak w zgranym teamie i każdy z nas ma określone obowiązki. Alicja pakuje treningowe i startowe ubrania. Rafał odpowiada za spakowanie rowerów i wszystkich niezbędnych akcesoriów. Każdy z nas indywidualnie dba o spakowanie swoich odżywek. Zanim zamknięmy wszelkie walizki, wszystko sprawdzamy z tzw. „checklistą”. Czasami jednak czegoś zapominamy, ale z reguły są to mniej istotne rzeczy, które można dostać na expo (ostatnio wybraliśmy się na zawody bez pasów na numery startowe).
Podróżowanie samolotami z własnym rowerem to zupełnie inny poziom stresu! Przestrzegamy kilku podstawowych zasad. Po pierwsze, kiedy decydowaliśmy się na pierwszy start za oceanem, kupiliśmy jedne z najlepszych walizek rowerowych na rynku, najbardziej wytrzymałych – SciCon Aero Tech. Pamiętam, że w jednym z magazynów triathlonowych opisywano ją jako „Ferrari” wśród walizek rowerowych. Tak, nie była tania, ale nasze rowery i koła również kosztują kilka tysięcy dolarów. Jak do tej pory, po siedmiu latach użytkowania, walizki wciąż są w dobrym stanie i nigdy nie mieliśmy problemów.
Po przylocie do miejsca, gdzie rozgrywane sa zawody, pierwszą rzeczą jaką robimy, to rozpakowanie i złożenie rowerów. Zajmuje się tym Rafał. Czasami trzeba coś podregulować w ustawieniach i jeżeli nie są to skomplikowane rzeczy, Rafał wykonuje je samodzielnie. Ale czasami, jak we Francji, mieliśmy problem, ponieważ nie było punktu technicznego, gdzie można byłoby oddać rower ro mechanika. Szukaliśmy jakiegoś sklepu rowerowego i tylko dzieki pomocy miłego policjanta udało nam się naprawić elektroniczne przerzutki w rowerze Alicji.”
Więcej przeczytacie w artykule-wywiadzie z Alicją i Rafałem, a także przypomnijcie sobie, jak o „Żelaznej parze” pisaliśmy już kilka lat temu w artykułach:
1. Nazywają ich „Żelazną parą”
Ostatnia sytuacja opisana przez Alicję i Rafała przypomniała mi nasz przypadek z ubiegłego roku z Majorki, gdzie pojechaliśmy na zawody Ironman 70.3. Razem z kilkoma, wcześniej już wymienionymi osobami, składaliśmy rowery i okazało się, że każdy z nas uzupełniał się wiedzą i pomocą w złożeniu naszych maszyn i skorygowaniu ustawień! Oczywiście są też i takie sytuacje, w których strach miesza się ze śmiechem, jak przypadek Maćka Dowbora, który zapomniał butów rowerowych i sklecił noski z taśmy, czy przypadek Marka Strześniewskiego z Kopenhagi. Jego historia opisana na blogu, była zabawna, choć w tamtym momencie Markowi nie było do śmiechu! Przeczytajcie sami:
„Jak stracić dziewictwo w portowym mieście i zyskać szacunek?”
A wy jakie macie ciekawe i niecodzienne historie związane z podróżowaniem, składaniem roweru, pakowaniem walizek, itp.? Podzielcie się z nami swoimi doświadczeniami. Ku przetrodze i – teraz po czasie – dla śmiechu.
Gratulacje, wytrwalosci i mozliwosci dzielenia wspólnej pasji:):). Napiszcie prosze raz na jakis czas jakie macie plany i jakie nowe miejsca i zawody ukonczyliscie. Gratulacje i powodzenia!!!!!