Jest to opowieść o tym, jak z pasji rodzi się pomysł na biznes – rozmowa z Tomaszem Czarneckim – Ironmanem, wynalazcą i właścicielem kilku patentów. Większość ludzi stara się pogodzić swoją pracę z zainteresowaniami i znaleźć czas na realizację swojej pasji. Wielu szczęśliwcom udaje się łączyć swoje hobby z zajmowaną posadą. Jednak są i tacy, którzy ze swojej pasji czerpią inspirację dla własnego biznesu.
Krzysztof Mytnik: Zaczniemy od Twojej pasji, bo to ona dała początek Twojemu biznesowi.
Tomasz Czarnecki: Tak – uśmiecha się Tomasz – biegam od 10 lat. Pamiętam swoje pierwsze zawody w 2006 roku – SMŚ, czyli Spontaniczne Młocińskie Ściganie, którego organizatorem był Adam Klein (red. nacz. bieganie.pl) – bardzo kameralna impreza, ówczesne środowisko biegaczy dobrze się znało. To było moje pierwsze 10 km. Potem był pierwszy półmaraton – czerwiec 2009 r. w Gdyni
Pierwszy maraton?
Chciałem, żeby to było coś szczególnego – znaczącego dla mnie, dlatego wybrałem maraton, który odbywał się w dniu moich urodzin. I tak trafiłem na swój pierwszy crossmaraton, jak dobrze pamiętam to było w 2008 roku. Zawody odbyły się w Sielpi, w świętokrzyskim. „Maraton przez Piekło do Nieba” nazwa mówi sama za siebie – śmieje się Tomek – przed startem liczyłem na połamanie 4h, ale w połowie marzyłem tylko o jego ukończeniu.
Kiedy przyszedł Ci do głowy triathlon?
To było w 2009 roku w Poznaniu. Podczas półmaratonu spotkałem swojego kolegę ze studiów, który pochwalił mi się, że startuje w zawodach Ironman we Francji. Pomyślałem – wariat, przecież coś takiego to ogromny wysiłek dla organizmu. Przyznam jednak szczerze, że sam zacząłem się nad tym zastanawiać. Miałem tylko jeden problem… nie potrafiłem pływać.
To chyba dość duża przeszkoda…
Żeby było zabawnie nauczyłem się pływać z książki.
Jak to?
Moja żona miała podobną minę, jak o tym usłyszała. Na początku nie chciała ze mną chodzić na basen. Ruchy, które wykonywałem w wodzie były dość… osobliwe. Ćwiczyłem kolejne ruchy całej sekwencji kraula.
W ten sposób udało Ci się wystartować w Twoim pierwszym triathlonie?
Tak, to było w Suszu. Pamiętam, że bardzo przestraszyłem się wody. Połowę dystansu przepłynąłem żabką. Wcześniejszych treningów nie zaliczałem na otwartych wodach, co było błędem. Następnie 90 km przejechałem na ostrym kole, bo nie miałem szosowego roweru. Z tego pierwszego razu wyciągnąłem wnioski i już przy następnych zawodach byłem lepiej przygotowany.
Dużo masz medali?
Sporo.
Masz je na czym wieszać?
Teraz już tak – śmieje się Tomek.
Opowiesz mi o tym.
To wszystko dzięki żonie – mówi – Chciałem kupić jakiś wieszak na nie, ale żadnego nie zaakceptowała. Prawda jest taka, że wszystkie są ciężkie i żelazne. Więc zacząłem się zastanawiać. Spojrzałem na magnesy na lodówce i mnie olśniło. Tak powstał RIQQON. Wraz z Łukaszem Szymulą – moim wspólnikiem rozpoczęliśmy realizację projektu. Skontaktowaliśmy się z organizatorem jednego z biegów. Jemu jednak zależało na wyeksponowaniu kilku medali obok siebie. Wtedy wpadłem na pomysł modułów. Tak się zaczęło. Teraz staramy się otworzyć własną produkcję, która pozwoli nam kontrolować cały proces. Jesteśmy na etapie zbierania funduszy.
Można Wam w tym jakoś pomóc?
Tak, pieniądze zbieramy w ramach kampanii na portalu Stwórz Mistrza. Zainteresowanych odsyłam do strony stworzmistrza.pl
Jesteś wynalazcą?
Dokładniej mechanikiem, absolwentem Automatyki i Robotyki Politechniki Warszawskiej. Ostatnie pięć lat projektowałem roboty mobilne. Robot naszej konstrukcji brał udział w militarnym konkursie robotów i zdobył nagrodę Best Scientific Solution w Szwajcarii i zwyciężył pokonując m.in. irobota. Stworzyłem również maszynę rolniczą – przewoźną chłodnicę do ziarna, która pozwala zaoszczędzić kilkanaście procent energii cieplnej, co przy suszeniu ziarna w ilości tysięcy ton daje spore oszczędności oraz zwiększa wydajność suszenia. Obecnie sam sobie jestem szefem.
Nad czym teraz pracujesz?
Systemem pomiaru czasu na zawodach połączonym z geolokalizacją. Tradycyjny moduł RFiD będzie wspomagany GPSem.
Możesz trochę prościej…
Zawodnik ma na sobie chipa, który łączy się z każdą komórką posiadającą naszą aplikację. Taką aplikację mogą mieć w swoim telefonie organizatorzy, wolontariusze, służba zdrowia, trenerzy, czy członkowie rodziny. Dzięki temu, zawsze istnieje możliwość sprawdzenia, gdzie jest zawodnik, ile mu jeszcze czasu zostało do pokonania kolejnego etapu, czy nie potrzebuje pomocy, porównać jego aktualne tempo z przeciwnikami itd. W tym momencie kończymy pierwszy prototyp. Co ciekawe dla użytkowników: chip będzie niewiele większy od obecnych chipów RFiD co wyróżni go spośród konkurencji. Jak to zrobiliśmy, zdradzę następnym razem.
Trzymam za słowo.