Jutro (12 sierpnia) o północy w Kirgistanie w wymagającą 1900 km rowerową trasę wyruszą śmiałkowie z różnych części świata. Z Silk Road Mountain Race zmierzą się m.in. Polacy – Jakub Kubiński oraz Marek Barczewski.
To wyścig, który odciska piętno na każdym z uczestników. Według opisu widniejącego na stronie wydarzenia jest to przedsięwzięcie, którego nikt nie powinien lekceważyć. Dlaczego? Trasa jest bardzo długa (około 1900 km), prowadzi przez góry Kirgiskie i nikt nie ma zapewnionego wsparcia. Chyba że zawodnicy połączą się pary i będą mogli liczyć na wzajemną pomoc – bo według regulaminu ten jednoetapowy wyścig rowerowy można pokonać indywidualnie lub w duecie.
Grupa osób, która postanowiła sprawdzić się w tym wyjątkowym wyścigu, wyrusza jutro o północy. Wśród nich będzie Jakub Kubiński, organizator Enea Bydgoszcz Triathlon oraz Marek Barczewski.
– Kiedyś wyświetlił mi się post zawodnika, który przygotowywał się do pierwszej edycji zawodów. Na co dzień uwielbiam ścigać się w triathlonach, a od czasu do czasu pakuję sakwy i ruszam rowerem na wyprawę. Połączenie rywalizacji sportowej i ekstremalnej wyprawy bardzo mi się spodobało. Późnej doczytałem, że można startować w parach i przesłałem film promocyjny Kubie. Właściwie nie wyobrażałem sobie innego kompana, z którym mógłbym wystartować. Za długo nie musiałem go namawiać, chociaż od momentu, w którym wysłałem film do naszego startu, minęło dobrych kilka lat. – Marek Barczewski.
Piękno i surowy charakter gór w Kirgistanie
Silk Road Mountain Road (SRMR) to projekt, który powstał dzięki inspiracji Mike’a Halla (zginął w wypadku podczas wyścigu w 2017 roku) innym wyścigiem rowerowym – Transontinental Race. Założyciel i dyrektor eventu Nelson Trees podkreśla, że to Hall odegrał kluczową rolę w tym, jak wygląda SRMR.
Wyzwanie rozpoczyna się 12 sierpnia o północy i trwa kilkanaście dni (do 27 sierpnia). Zawodnicy startują z Oszu, a finiszują w stolicy Kirgistanu – miejscowości Biszkek. Trasa prowadzi po górskich ścieżkach, szutrowych drogach, piasku i zapomnianych radzieckich szlakach. Uczestnicy mogą polegać wyłącznie na sobie oraz na tym, co znajduje się w zapakowanych przez nich sakwach i plecakach.
– Fizycznie i logistycznie jesteśmy gotowi. Dużym wyzwaniem będą po pierwsze problemy techniczne, które mogą nas zaskoczyć. Mamy masę narzędzi i części zapasowych, ale nie wszystko można naprawić. Pierwszą edycję zawodów ukończyło tylko 30% uczestników.
Po drugie – pogoda, Poruszamy się na wysokościach od kilkuset do 4200 m n.p.m. Będziemy jechać w dzień i w nocy, a zakres odczuwalnych temperatur waha się od -15 stopni na przełęczach do +40 stopni na nizinnych pustkowiach. Nasze szyki może pomieszać też deszcz lub śnieg, zwłaszcza w wyższych partiach gór.
Po trzecie — zatrucia pokarmowe. Jednym z wymogów organizatora jest posiadanie filtrów lub uzdatniacza wody. Nawet w górach, gdzie strumienie wypływają wprost z czap śnieżnych na szczytach, jest ryzyko złapania bakterii pokarmowych, które mogą wyeliminować nas z wyścigu. Każdą wodę, nawet tą z górskiego strumienia, będziemy uzdatniać specjalnymi tabletkami. Na pewno będziemy unikać też jedzenia mięsa, które tu rzadko jest przechowywane w lodówce. Krótko mówiąc: musimy uważać na to, co jemy i pijemy oraz bardzo często dezynfekować ręce.
Po czwarte — dostęp do jedzenia i picia. Na trasie będą odcinki, w których dostęp po sklepów czy strumieni będzie mocno ograniczony. Najdłuższy z nich liczy ok. 120 kilometrów, co przy statystycznym tempie jazdy daje 9-10 godzin jazdy w upale bez dostępu do źródła wody. Dlatego każdy z nas ma możliwość zabrania minimum 5 litrów wody w bukłakach i bidonach. Zdecydowaliśmy się też na zabranie ze sobą jedzenia liofilizowanego oraz kuchenki gazowej. Niewiele ważą, a pozwalają zjeść bezpieczny i pełnowartościowy posiłek nawet na środku pustyni. W międzyczasie energię będziemy uzupełniać batonami, czekoladą, chałwą i orzechami. – Jakub Kubiński.
Zdążyć na after party
Podczas całej 1900 km trasy na uczestników Silk Road Mountain Race czekają wyłącznie 3 punkty kontrolne, gdzie każdy z nich będzie musiał „odebrać” pieczątką do swojej karty. Na mecie nie będzie żadnych nagród, tylko „zasłużone piwo”. By z sukcesem ukończyć wyścig, kolarze muszą dotrzeć do mety przed zakończeniem after party, które zaplanowano na 27 sierpnia.
– Wydaje się, że nie da się do końca przygotować do tego co nas czeka. Góry są nieprzewidywalne i praktycznie każda edycja zawodów może być zupełnie inna. Trasa obecnej edycji tylko w niewielkim stopniu pokrywa się z poprzednimi. To, co możemy zrobić, to wypracować kondycję fizyczną pozwalająca na jazdę po kilkanaście godzin dziennie w przyzwoitym tempie oraz udoskonalić logistykę. Najzwyklejsze otarcie, za ciasny but, źle dobrana odzież, awaryjny sprzęt — to wszystko może znacznie utrudnić lub uniemożliwić ukończenie zawodów. Warto też wszystko przetestować przed startem. Jak zauważyliśmy na miejscu, nie bez znaczenia jest też aklimatyzacja do wysokości od 3 do 4 tys. m n. p. m. oraz unikanie wszelkiego rodzaju zatruć pokarmowych. – Marek Barczewski.
„Każdy ma swoją taktykę”
Góry Kirgiskie, z którymi zmierzą się uczestnicy Silk Road Mountain Race są pięknym, ale i wymagającym środowiskiem. Dlatego, by pokonać całą trasę wyścigu potrzeba będzie doświadczenia, „górskiej samodzielności” oraz umiejętności jazdy na „obładowanych” rowerach. W co należy zaopatrzyć się na tak długą podróż?
– Lista sprzętu jest długa i poza samym rowerem liczy ponad 100 pozycji. Nie można jednak przesadzić, bo cały ekwipunek trzeba wwieźć ze sobą na każdy ze szczytów po drodze. Ważny jest odpowiedni ubiór (także w pełni wodoodporny), oraz warstwy dopasowane do temperatur 0-40 stopni. Schronienie (w naszym wypadku namiot), mata do spania i dobry śpiwór pomogą w regeneracji w nocy. Z ciekawostek: organizator wymaga ciepłych, zimowych rękawiczek, folii NRC, kasku oraz solidnego ubezpieczenia. Rower musi być w idealnym stanie — przed startem każdy uczestnik przechodzi szczegółową kontrolę techniczną. W naszym wypadku postawiliśmy na liofilizaty, ale część zawodników będzie zaopatrywać się tylko w sklepach i restauracjach: każdy ma swoją taktykę. – Jakub Kubiński.
Celem dwóch Polaków jest pojechać tak, by zdążyć na samolot powrotny, który zabookowali na 27 sierpnia. Kubiński i Barczewski są świadomi tego, że po drodze napotkać mogą wiele przeszkód, które zweryfikują założony przez nich plan. Są jednak pewni tego, że fizycznie poradzą sobie z całą trasą – w tym z pierwszym czekającym na nich 75 km podjazdem.
Wczoraj obydwaj walczyli z zatruciem pokarmowym. Jednak gotowi na wszystko triathloniści przezornie zabrali ze sobą odpowiednie leki.
Zmagania Polaków oraz reszty uczestników Silk Road Mountain Race będziecie mogli śledzić na bieżąco na stronie silkroadmountainrace.cc.
ZOBACZ TEŻ: Kontuzja olimpijki Lucy Buckingham zmusza ją do przerwy