Na początku sierpnia w Bielawie odbyły się mistrzostwa Polski w crosstriathlonie. Pośród kobiet niespodziewane zwycięstwo odniosła Basia Borowiecka. Mistrzyni Polski w kolarstwie przełajowym i MTB XCM rozmawiała z nami o tym, jak doszło do startu, jakie miała oczekiwania i czemu triathlon jest jej zdaniem jedną z najbezpieczniejszych dyscyplin.
Basia Borowiecka od 2016 roku uprawia kolarstwo przełajowe. W 2018 roku zdobyła swój pierwszy tytuł mistrzyni Polski w tej dyscyplinie. Rok później sięgnęła po mistrzostwo Polski w MTB XCM, aby następnie w 2020 roku skutecznie go obronić. W zeszłym roku wywalczyła 4. tytuł mistrzyni Polski, wygrywając we Włoszakowicach zawody elity kobiet w kolarstwie przełajowym.
Niedawno do swojego sportowego résumé dołożyła nieco zaskakujący tytuł mistrzyni Polski w crosstriathlonie zdobyty w Bielawie. W rozmowie z Akademią Triathlonu zawodniczka opowiada o tym, co czuła podczas mistrzowskiej imprezy, czemu ceni triathlon jako dyscyplinę i dlaczego nie wyobraża sobie swojego życia bez sportu.
ZOBACZ TEŻ: Ławicki, Chmura, Swat na MP w crosstriathlonie. Debiut i wygrana Borowieckiej!
Akademia Triathlonu: Zacznijmy może od początku. Jak to się stało, że w ogóle postanowiłaś wystąpić w mistrzostwach Polski w crosstriathlonie?
Basia Borowiecka: Mój start na mistrzostwach Polski był dość nieoczekiwany. Mój partner, który jest triathlonistą i prowadzi obozy dla zawodników triathlonu, ale też kolarstwa szosowego i górskiego, rzucił mi pomysł, że skoro biegam, pływam, to mogłabym wystartować w crosstriathlonie. Powiedziałam to trenerowi, a on stwierdził, że to świetny bodziec odrywający od rutyny treningowej i coś, co oczyści mi głowę. Na pewno wyjdzie z korzyścią dla zdrowia. Dlatego zdecydowałam się na start. Było to praktycznie 1,5 tygodnia przed wyścigiem.
AT: Były jakieś oczekiwania związane z tym występem, czy był to raczej wyścig na luzie? Miałaś jakiś plan?
BB: Nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, bo założeniem i moim i trenera było dobrze się bawić. Oczywiście chciałam dać z siebie 120%, bo mimo wszystko wyścig jest wyścigiem. Wszystko odbywało się bez większej presji. To nowe środowisko. Miałam założenie, aby cieszyć się sportem, poznawać nowych ludzi i aktywnie spędzić czas. Moja dusza fightera musiała tutaj jednak wziąć górę. Całą otoczkę przedstartową dopracowałam precyzyjnie, bo było też mentalnie przygotowanie na to, jak będzie wyglądał start. Z partnerem pracujemy przy triathlonach (pomagamy zawodnikom), a więc widziałam z boku, jak to wygląda. Jako zawodniczka startowałam w triathlonie drugi raz.
Wiedziałam przykładowo, jak przygotować się do strefy zmian. W głowie miałam poukładane, co będę robić. Zestresowałam się pływaniem bez pianki, bo temperatura wody wynosiła 22,5 stopnia Celsjusza. Chociaż pływam regularnie i pływam rehabilitacyjnie, to nie robiłam żadnych treningów, a więc miałam tę świadomość, że będę wolna w wodzie. Pływam oczywiście open water, dużo pływam na desce SUP (stand up paddling) i często się zdarza, że po prostu z niego zeskakuję i płynę do brzegu. Pływanie po otwartych przestrzeniach nie stanowi dla mnie problemu.
Szczerze mówiąc, nie sprawdzałam listy startowej. Nie patrzyłam, z kim się będę ścigać i ile mam rywalek. Tak naprawdę nic by mi to nie dało. Nie miałam żadnego punktu odniesienia, nie znałam tych dziewczyn. Tak samo ja nie wiedziałam, na jakim jestem poziomie. Wiedziałam, że startuje Marcin Ławicki, bo to kolega, z którym często przyjeżdżam do Hiszpanii. To była jedyna osoba, którą znałam na wyścigu.
AT: Po zawodach podkreślałaś, że etap pływacki był dla Ciebie najtrudniejszy. Podczas jazdy na rowerze wyprzedziłaś jednak wszystkie rywalki i objęłaś prowadzenie. Pomyślałaś wtedy, że możesz powalczyć o najwyższe lokaty?
BB: Pływanie było dla mnie oczywiście trudne. Jakoś przetrwałam ten etap, wsiadłam na rower i poczułam się jak u siebie, bo kolarstwo to coś, co robię na co dzień. Wystarczyło trzymać swoje waty. Jechałam tuż pod progiem, aby się nie zakwasić. Chciałam w ten sposób zostawić w miarę świeże nogi na bieganie. Wiedziałam, że wyprzedzam bardzo wiele osób. Po wyścigu okazało się, że miałam ogólnie 7. czas. Teren górski jednak mi sprzyja. Było sporo odcinków zjazdowych, gdzie szuter był zdradliwy i mógł wynieść. Ja tymczasem z lepszym balansem ciała i wypiętą nogą radziłam sobie dobrze na tych sekcjach.
AT: Twoja jazda na rowerze była świetna. Podczas biegu radziłaś sobie równie doskonale. Miałaś 3. czas pośród kobiet i prowadzenia nie oddałaś do mety. Tutaj przydało się doświadczenie biegowe, bo od tej dyscypliny zaczynałaś?
BB: Kiedy już zaczęłam biec, również ustawiłam swoje tempo, również z takim zapasem, że gdybym widziała rywalkę, to miałam jeszcze siłę przyspieszyć. Żadna mnie jednak nie dogoniła. Ten bieg pomiędzy 4,5 a 4,2 minuty na kilometr wystarczył.
AT: Możesz opowiedzieć o tym, co działo się w Twojej głowie, kiedy liderowałaś i biegłaś do mety?
BB: Chyba najbardziej stresujący był dla mnie ostatni kilometr. Domyślałam się, że dziewczyny na biegu są ode mnie szybsze, a ja jestem liderką. W głowie było „masz zapas, jesteś liderką i nie biegniesz na 100%, a więc jeszcze możesz przyspieszyć”. Był jednak mega niepokój, wielka adrenalina i oczywiście radość. W końcu biegłam po 5. tytuł mistrzyni Polski! Wbiegając na metę, wiedziałam, że to ja zwyciężyłam. Po prostu kosmos!
AT: Czy podczas wyścigu miałaś taki moment, w którym pomyślałaś „powalczę o medal”?
BB: Pomyślałam tak podczas biegu. Wcześniej wyprzedzając zawodników na trasie, jak już „skończyły” się dziewczyny, które wyprzedzam, to domyśliłam się, że jestem liderką.
Na wyścigu okazało się, że mam sporo kibiców. Są z okolicy Bielawy i po prostu przyjechali dobrze się bawić i pościgać. Byli zaskoczeni. To właśnie oni podczas biegu uświadomili mnie, że jestem na prowadzeniu, bo początkowo nie byłam tego świadoma.
AT: Jak Twój trener zareagował na sukces?
BB: Mój trener jest takim samym wariatem jak ja. Nie spodziewał się, że ja tam mogę coś wywalczyć, ale też nie był szczególnie zdziwiony. Wie, że w moim organizmie drzemie spory potencjał i mimo że nie przygotowywał mnie do triathlonu i zrobiłam to na takich rezerwach, to wiedział, że mogę zaskoczyć środowisko. Tak było przykładowo w hiszpańskim Calpe w marcu. Dzień po wyścigu wystartowałam w biegu na 10 kilometrów, gdzie wypracowałam tempo na kilometr wynoszące 00:03:56. To było lekkim zaskoczeniem, ale wtedy wiedział już, że jestem lekko szalona. Była to dla niego radość, bo każdy sukces zawodnika cieszy.
AK: Jaką wartość ma dla Ciebie ten tytuł?
BB: Walczę o to, aby nadal profesjonalnie uprawiać sport. W polskim kolarstwie i triathlonie bywa ciężko, a każdy tytuł bardzo pomaga. To taka karta przetargowa i zawsze łatwiej jest uzyskać wsparcie sponsorów.
AT: Napisałaś, że być może wystąpisz jeszcze w imprezach triathlonowych. Czy masz już jakąś start na oku lub nowe wyzwanie?
BB: Z pewnością wystartuje jeszcze w jakimś triathlonie. Nie mam upatrzonego żadnego startu. Ten sezon mam już zapełniony. Przede mną ciężką „kampania wrześniowa”, czyli mistrzostwa Polski w kolarstwie gravelowym, tydzień później mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim w maratonie MTB. Następnie mistrzostwa świata w maratonie MTB, a 8-9 października mistrzostwa świata w kolarstwie gravelowym. To samo w sobie jest sporym wyzwaniem w kontekście przygotowania. Później będę chciała odpocząć. Może w przyszłym roku powalczę o obronę tytułu.
Triathlon jest dla mnie fajną, ogólnorozwojową dyscypliną, która jest najbezpieczniejsza dla zawodników. Kolarstwo samo w sobie upośledza. Wpływa przykładowo na budowę stopy, bo nasz but kolarski jest sztywny. Nie pracuje to wszystko jak w naturalnym ruchu biegowym. My jako kolarze musimy włączać do treningów lekkie przebieżki, aby zachować mobilność. Nie obciążać się tym biegiem, ale dbać o swoją ogólną sprawność. Pływanie zawsze mnie rozluźniało. To taka aktywna regeneracja. Mam też skoliozę i muszę szczególnie dbać o swój kręgosłup. Dla amatorów to lepsza dyscyplina od samego biegania, roweru, czy pływania. Te trzy sporty gwarantują to, że człowiek nie będzie się nudził. Nie ma takiej monotonii. W kolarstwie, gdy pada deszcz, to człowiek ma w głowie „trenażer” i „nie wyjdę”. Przestaje się chcieć. W deszczu zawsze jest łatwiej biegać, można też iść na basen, gdzie nie pada.
AT: Twoje sportowe résumé wygląda bardzo bogato, a w ostatnich latach odnosiłaś znaczące sukcesy. Jak tak doświadczona kolarka i mistrzyni Polski znajduje motywację do kolejnych występów? Co Cię napędza?
BB: W kolarstwie jestem tak naprawdę od niedawna. Zaczynałam swoją przygodę ze sportem w liceum od biegów przełajowych. Dopiero później w moim życiu pojawił się rower. Sportem zaczęłam się zajmować profesjonalnie w 2016 roku, a więc stosunkowo niedawno, jak na 26-letnią zawodniczkę. Może dlatego ciągle chce mi się ten sport uprawiać. Wyobrażam sobie życie bez profesjonalnego ścigania się w kolarstwie, ale nie wyobrażam sobie życia bez sportu. To jest atmosfera, to są ludzie i wyzwania sportowe, przekraczanie swoich granic. To, czego nauczył mnie sport, jest dla mnie bezcenne. Zwiedziłam wiele miejsc, poznałam wielu ludzi. Zawsze coś fajnego w tym jest. Dużą motywacją jest dla mnie mój partner, który uprawia triathlon od 23 lat. Szmat czasu. Zdarza nam się razem trenować na rowerze, wspólnie pływamy. Czasem podpowiada mi, jak poprawić moje pływanie. Jak już jestem tą mistrzynią, to wypadałoby poprawić tę technikę (śmiech).
AT: Jesteś jedną z najbardziej uniwersalnych kolarek w Polsce. Masz tytuły w kolarstwie przełajowym i górskim. Wiosłujesz, biegasz i pływasz. Zostałaś mistrzynią w cross triathlonie. Masz na oku jeszcze jakiś sport, w którym chciałabyś się sprawdzić?
BB: Nie ma wątpliwości, co mojej uniwersalności. Ja dbam, aby wszechstronnie się rozwijać. Specjalizacja to jedno, ale trzeba pamiętać, że za parę lat moje profesjonalne ściganie się skończy i będę musiała funkcjonować jako zdrowy człowiek. To trudno osiągnąć. Sport, jak to powiedziała Maja Włoszczowska, „szarpie” organizm. Później musimy sobie jakoś poradzić. To, że ma się drugi sport, pomaga przejść w ten „stan emerytury”. Trzeba mieć jakąś aktywność, która będzie pasją. Pływam na paddle boardzie, pływam na kajakach. Kiedyś wspinałam się i uprawiałam Krav Magę. Chciałabym wrócić do technik samoobrony, bo Krav Maga była fajnym treningiem. Fascynuje mnie też pole dance, czyli taki artystyczny taniec na rurze. Wiem, że to też wymaga duże koordynacji i dużej siły.
AT: Dziękujemy za rozmowę.
Stronę Basi Borowieckiej możecie znaleźć w tym miejscu. Na swoim fanpage na Facebooku zawodniczka relacjonuje zawody, w których brała udział.