Mike Reilly „głos IRONMAN”: „Wielokrotnie widziałem, jak na mecie ludzie zmieniają swoje życie”

Mike Reilly jest autorem książki „Finding my voice”. Jest również gospodarzem podcastu „Find Your Finish Line”. Najbardziej znany jest jednak z pracy w roli spikera na zawodach serii IRONMAN. Ostatnio Amerykanin ogłosił przejście na emeryturę. O zakończeniu zawodowego komentowania, o swoich planach na przyszłość i o tym, czego doświadczył w trakcie czterech dekad pracy z mikrofonem, Reilly opowiedział w rozmowie z Garym Roethenbaughem. 

Do końca zawodowej kariery pozostało mu do skomentowania już tylko sześć zawodów: IM Wisconsin, IM Kona, IM Kalifornia, IM Floryda, IM Arizona i IM Nowa Zelandia. Po nich Mike Reilly, słynny spiker IRONMAN, przekaże mikrofon w ręce swojego następcy.

Na początku rozmowy z Garym Roethenbaughem Amerykanin opowiadał, jak silne emocje nim obecnie targają. Nie ukrywa, że ciężko będzie mu się rozstać z dotychczasowym życiem.

Ciężko to wszystko ubrać w słowa, ponieważ jestem przepełniony różnymi emocjami. W czasie nagrania pomagał mi mój syn, który wskazał mi, które tematy muszę poruszyć. Zrobiliśmy ujęcie. Czegoś zapomniałem. Spróbowaliśmy jeszcze raz i udało mi się wszystko powiedzieć. Zależało mi na tym, żeby widzowie poczuli, że mówię konkretnie do nich, do każdego z nich z osobna. Prawie się popłakałem, gdy mówiłem o swojej rodzinie. 

W Konie będzie bardzo trudno. Spodziewam się, że po sobotnim wyścigu, gdy będę prowadził swoje ostatnie mistrzostwa, będzie mi bardzo ciężko. Myślę, że będzie coraz trudniej z każdym kolejnym wyścigiem. Staram się o tym nie myśleć, tylko robić swoje. Jak dojdę już do końca, to zobaczymy, co się wydarzy.

ZOBACZ TEŻ: Głos IRONMANa odkłada mikrofon i przechodzi na emeryturę

Jego głos to jego narzędzie pracy. Przez cztery dekady używał go do zagrzewania publiczności, wspierał nim zawodników, a szczęśliwcom, którzy dotarli do mety, oznajmiał przybycie do sportowego raju słowami: „Jesteś Ironmanem”. Warto jednak zauważyć, że jego rola w wydarzeniach IRONMAN znacznie wychodziła poza obowiązki komentatora/animatora. Reilly zyskał uznanie wśród zawodników, bo przez te wszystkie lata zawsze był dla nich. Nic dziwnego, że Amerykanin stał się powiernikiem niezwykłych historii, którymi podzielił się z czytelnikami w swojej książce.

Byłem świadkiem historii ludzi, którzy dotarli do mety, odnaleźli siebie, odnaleźli radość i pewność siebie, mimo iż ktoś mówił im, że nie będą w stanie tego dokonać. To sprawiło, że ja sam nabrałem pokory,  że sam zacząłem się zastanawiać, co robię dobrze, a co źle. Widziałem ludzi na mecie, którzy przemieniali się w kogoś zupełnie innego. Zdefiniowali siebie samych na nowo. Jeśli ktoś mówi mi, że czegoś nie da się zrobić, mówię mu, że nie chcę tego słyszeć. Widziałem to wielokrotnie na własne oczy. 

Wybranie historii do mojej książki było trudne, miałem tyle do powiedzenia. Uznałem jednak, że będę mógł lepiej przedstawić daną historię, gdy będę z nią osobiście związany. Zależało mi wyłącznie na historiach „z pierwszej ręki”. Wiele osób przyszło do mnie ze swoimi opowieściami na długo przed powstaniem książki . Tak się poznawaliśmy. Ciągle jesteśmy w kontakcie. Zacieśnienie więzi z moimi rozmówcami miało duży wpływ na to, które historie opisałem. 

W jednym z pytań prowadzący zapytał go o to, jak organizatorzy mogą odbudować triathlon po czasie straconym przez pandemię. Reilly przyznał, że popularyzacja tego sportu musi odbywać się poprzez inspirowanie publiczności i organizowanie wysokiej klasy zawodów.

Jedyne, co mogą zrobić, to organizować fantastyczne zawody dla wszystkich. Pływanie, rower i bieganie to trudna rzecz. Gdy ktoś słyszy o tym po raz pierwszy, nawet o zawodach na dystansie sprinterskim, ze zrezygnowaniem stwierdza na przykład, że nie umie pływać.

– Rozmawiałem setkami osób, które po przeczytaniu mojej książki wciągnęły się w triathlon. Czasami na spotkaniach autorskich, gdy podpisuje książki, zdarza się, że podchodzi kobieta i mówi, że ukończyła 4 wyścigi, a za nią stoi niepewny partner czy małżonek. Wtedy ja wstaję i mówię – wiesz co, też powinieneś przeczytać moją książkę. Myślę, że organizatorzy muszą opowiadać inspirujące historie.

Na koniec Reilly opowiedział o tym, co zamierza robić na emeryturze. Jego plany można podsumować jednym zdaniem – chce być panem swojego czasu i nigdy więcej nie chce opuszczać ważnych wydarzeń w życiu swoich bliskich.

Moje plany przewidują ustalanie własnego harmonogramu działań. Podróżowanie, gdy najdzie mnie na to ochota. Jeśli nagle okaże się, że mój wnuk ma mecz baseballowy, to wokół niego będę organizował inne wydarzenia. Nie chcemy z żoną omijać tych gier. Teraz mi się o tym łatwo mówi, ale jak nadejdą te dni, gdy pojawią się wyścigi, to będzie trudny czas. Przez ostatnie 25 lat byłem o określonej porze roku w konkretnych miejscach. To będzie coś nowego, trudnego. 

Z pełnym nagraniem rozmowy z Mikiem Reilly można zapoznać się poniżej.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,400SubskrybującySubskrybuj

Polecane