Claus Henning-Schulke jest cichym, choć obecnie coraz bardziej popularnym w Internecie, bohaterem społeczności biegaczy. To on w czasie rekordowego biegu Eliuda Kipchoge odpowiedzialny był za dostarczanie bidonów z płynami.
W niedzielnym biegu maratońskim w Berlinie Eliud Kipchoge poprawił swój własny rekord świata. Kilkadziesiąt godzin po tym zdarzeniu poznaliśmy jednego z ojców jego sukcesu. Nie mówimy teraz ani o trenerze, ani o masażyście, czy innym członku z teamu Kipchoge, mówimy o specjalnie przygotowanym i niezwykle mocno zaangażowanym panu od dowożenia i podawania bidonów.
56-letni Claus Henning-Schulke po weekendzie stał się bardzo rozpoznawalną osobą. W Internecie krąży film (zamieszczamy go poniżej) pokazujący jego tytaniczną pracę na rzecz Eliuda Kipchoge w trakcie berlińskiego wyścigu. Niemiec wspomagał Kenijczyka w ostatnią niedzielę, a także w 2018 roku, gdy ten również ustanawiał rekord świata. To po tamtym wyścigu Kipchoge dziękował mu słowami: – Drogi Clausie, bez Ciebie nie zdołałbym ustanowić tego rekordu świata. W jednej z rozmów Kipchoge wspominał poprzedni rekordowy bieg i również przywołał w nim pana od podawania wody.
– Moje największe wspomnienie związane z Berlinem związane jest z facetem, który podawał mi wodę, do teraz jest moim bohaterem. Sposób, w jaki to robił, jak się zachowywał i mówił do mnie, był niesamowity.
ZOBACZ TEŻ: Eliud Kipchoge ustanowił nowy rekord świata w biegu maratońskim
Podawanie wody nie lada sztuką
Bez wątpienia wszyscy jesteśmy wdzięczni wolontariuszom, którzy na trasach biegowych czy triathlonowych wspomagają zawodników w strefach bufetu. Bez ich wsparcia i zaangażowania nie odbyłyby się żadne poważne zawody…
Jednak codzienność pokazuje, że wiele prób podania zawodnikowi np. kubka z wodą kończy się rozlaniem całej zawartości. W przypadku próby bicia rekordu świata nie można sobie na coś takiego pozwolić. Dlatego biegacze korzystają ze wsparcia osób, których zadaniem jest dowożenie i podawanie bidonów. Tym właśnie zajmuje się Henning-Schulke, który na co dzień jest project managerem w firmie konstrukcyjnej, a na czas wyścigu Kipchoge staje się „specjalistą od żywienia”.
– Trzeba sobie wyobrazić, że oni biegną z prędkością 20 km/h – mówi Henning-Schulke. – Muszę nawiązać kontakt wzrokowy. Muszę upewnić się, że zawodnik, który może być schowany za innym biegaczem, mnie widzi. Gdy tak nie jest, krzyczę. Potem muszę pokazać butelkę zawodnikowi. Po przekazaniu – ten moment zawsze napawa mnie wielką radością – wsiadam na rower i pędzę do kolejnego punktu, który oddalony jest o 5 km. Na trasie wyprzedzam różne rowery i samochody z obsługi. Żeby się wyrobić, muszę jechać z prędkością ok. 40 km/h. Po dotarciu do kolejnego punktu procedura się powtarza.
56-letni bohater Eliuda Kipchoge przyznaje, że po wyścigu jest bardzo zmęczony. Za młodu sam biegał maratony i robił to w doskonałym czasie. Jego życiówka wynosi 2 godziny i 43 minuty.