Fizjotriterapia Follow Your Dreams: „Trzeba mieć cel. Wtedy żyje się łatwiej”

Ich inspirująca historia zaczęła się od prostego zdania, będącego wielkim marzeniem: „Panie Łukaszu, czy nauczy mnie Pan biegać?”, które niepełnosprawny Jaś, zadał fizjoterapeucie Łukaszowi Malaczewskiemu. W ciągu kilku lat podobnych marzeń udało się spełnić kilkadziesiąt. 

ZOBACZ TEŻ: Lauren Parker: „Nigdy nie mówić: nie mogę”. Od tragicznego wypadku do tytułu mistrzyni świata

Już 12 sierpnia obędzie się kolejna edycja wyjątkowych zawodów w Borzygniewie, pozwalających spełniać marzenia niepełnosprawnych dzieci o ukończeniu zawodów sportowych, organizowanych przez fundację Fizitriterpia Follow Your Dreams. O genezie fundacji, jej rozwoju i jej głównym pomysłodawcy – Jasiu, w rozmowie z Akademią Triathlonu opowiadał Łukasz Malaczewski. 

Nikodem Klata: Opowiedz, proszę, o historii Jasia, od którego wszystko się zaczęło…

Łukasz Malaczewski: Z Jasiem pracowałem praktycznie od momentu, kiedy się urodził i wylądował w szpitalu. Rehabilitowałem go od pierwszego roku życia. Przez lata przychodził do mnie do szpitala z mamą. To trwało 10 lat, a ja w międzyczasie zacząłem trenować amatorsko bieganie i później triathlon. Jasiek słuchał  moich opowieści o zawodach, o których mówiłem w rozmowie z jego mamą.

Kiedy miał 10 lat, w 2016 roku, podczas tego, jak go masowałem, zadał mi pytanie: „Panie Łukaszu, czy nauczy mnie Pan biegać?”. Odpowiedziałem mu, że  niestety nie nauczę go biegać, ale jeżeli chce, to możemy zacząć biegać razem. Jaś na szczęście się zgodził i pomysł mu się spodobał. Jeszcze tego samego dnia załatwiłem nam start w Półmaratonie Mietkowskim. Tak zaczęła się nasza historia. 

Triathlon przyszedł w kolejnym roku. Mieliśmy zrobić sztafetę, ale później stwierdziliśmy, że ruszamy z całym triathlonem i wystartowaliśmy w Mietkowie na dystansie 1/8 IM. Później kolejne starty praktycznie po całej Polsce. Startowaliśmy w różnych miastach, na różnych dystansach. Najdłuższy triathlon jaki udało nam się ukończyć to 1/2 IM. Mieliśmy w planach pełny dystans, ale niestety tego nie doczekaliśmy. 

Źródło: siepomaga.pl

NK: 27 października 2018 roku przyszło niespodziewane – śmierć Jasia. Na przestrzeni tych kilku lat Wasz duet stał się prawdziwą inspiracją dla innych. Po śmierci Jasia postanowiłeś więc kontynuować pomoc niepełnosprawnym dzieciom w walce o ich marzenia… 

ŁM: Odejście Jasia było dla nas wielkim ciosem. Nic tego nie zapowiadało, mimo że miał bardzo duże problemy zdrowotne. Przeszedł 21 bardzo poważnych operacji, ale zawsze czuł się dobrze. Zawsze był uśmiechnięty i pełen energii. Kiedy człowiek się spodziewa, że to się stanie, a kiedy śmierć przychodzi nagle, to jest zupełnie inne odczucie. Ja na moment się zbuntowałem. Bardzo się w sobie zamknąłem. Powiedziałem, że już nigdy więcej nie wystartuję, bo nie chcę przeżyć drugi raz tego samego. 

Ale jeszcze kiedy Jaś żył zaczęliśmy organizować starty innych niepełnosprawnych  dzieci przy okazji różnych imprez. Zalążek organizacji pojawił się jeszcze, jak Jasiek żył. Wyglądało to naprawdę fajnie. Kiedy Jaś zmarł, rodzice tych dzieci powiedzieli, że nie mogę skończyć i tak po prostu odejść. Mówili, że trzeba kontynuować to, co zaczął Jasiek. 

Bardzo namawiał mnie do tego mój tata. Dał mi 1000 zł, czyli kwotę, która na tamten moment była potrzebna do otwarcia fundacji. Ja te pieniądze schowałem w szafce i ich nie ruszałem. W 2018 ją otworzyłem. Stwierdziliśmy, że zaczynamy z fundacją. Jasek lubił dzieciaki i miał z nimi świetny kontakt. Uwielbiał kiedy przyjeżdżały na imprezy i wspólnie nimi mógł dzielić się pasją i emocjami związanymi z triathlonem. 

W 2019 roku otworzyliśmy fundację – Fizjotriterapia Follow Your Dreams. Dostaliśmy wszystkie pozwolenia i ruszyliśmy. Wsparcie rodziny było ważne i my tę fundację dalej prowadzimy rodzinnie, w cztery osoby. Robimy to charytatywnie, traktując jako naszą pasję do pomagania dzieciom. 

Głównie organizujemy dwie nasze imprezy – Bieg Para(mi) i Follow Your Dreams Triathlon w Borzygniewie. W 2020 roku ze względu na pandemię nie było nigdzie możliwości startów, a rodzice dzieci bardzo chcieli, żebyśmy coś zrobili. W okresie letnim zakażenia spadały, co pozwalało nam na zorganizowanie biegu Para(mi) i Triathlonu Borzygniew przy zachowaniu odpowiednich ograniczeń. To było trochę na próbę. Chcieliśmy zobaczyć czy się uda. Okazało się, że faktycznie ma to sens. Od tego momentu kontynuujemy. Do tego staramy się połączyć z innymi organizatorami. Mamy bardzo dużo wsparcia m.in. ze strony Garmin Iron Triathlon oraz Biegu Uniwersytetu Wrocławskiego. Te cztery imprezy, dwie nasze i dwie innych instytucji, świetnie funkcjonują. 

NK: Z końcówką „Follow Your Dreams” wiąże się ciekawa historia…

ŁM: Spełniliśmy największe marzenie Jasia – marzył o spotkaniu z Cristiano Ronaldo. Kiedyś napisaliśmy maila do Realu Madryt czy byłaby możliwość zorganizowania takiego spotkania i o tym zapomnieliśmy. Po roku otrzymaliśmy informację, że zapraszają na spotkanie do Madrytu. To było niebywałe. Udało nam się opłacić wyjazd Jasia i wynająć hotel. Okazało się, że w hotelu, który wynajęliśmy, na ścianie był wielki napis „Follow Your Dreams”. Kolejny raz, gdy jechaliśmy z Jasiem na nasz pierwszy start w Gdyni na dystansie sprinterskim, organizatorzy wynajęli nam nocleg. Wchodząc do zwykłego, wynajmowanego mieszkania ten sam napis widniał na ścianie. Stwierdziliśmy, że to znak i dodaliśmy te słowa do naszej nazwy.  

Źródło: siepomaga.pl

NK: Za kilka dni odbędzie się już czwarta edycja Follow Your Dreams Triathlon w Borzygniewie. Gdybyśmy mieli spojrzeć na to z perspektywy czasu – co przede wszystkim zmieniło się od momentu, kiedy Ty i Jasiu stawialiście swoje pierwsze kroki w tym sporcie?

ŁM: Organizatorzy zapraszają osoby niepełnosprawne i dają im możliwość startu w zawodach triathlonowych. Przetarliśmy szlaki i pokazaliśmy, że to jest bezpieczne i możliwe. Fajne jest to, że zawodnicy postrzegają to bardzo pozytywnie i nie robią problemu z tego, że płynie ponton czy jedzie wózek. Otwartość ludzi z różnych środowisk staje się coraz większa. Rodzice dzieci niepełnosprawnych sami, kiedy widzą ich pociechy, zaczynają trenować. 

Nasza impreza z roku na rok się rozwija i wygląda bardzo profesjonalnie. Jest start, meta, są medale, wręczanie nagród, czerwony dywan, którym dzieci wbiegają. Na początku wbiegaliśmy wózkami na metę, ale kiedyś z Jasiem spróbowaliśmy, żeby w specjalnych ortezach przeszedł sam i od tego momentu to stało się bardzo popularne. Większość dzieci te ostatnie 15-20 metrów pokonuje na własnych nogach. To ogromnie wzruszający widok. 

NK: Z perspektywy fizjoterapeuty pracującego w szpitalu – dlaczego sport w życiu tych dzieci staje się dla nich tak istotny? 

ŁM: To są dni, kiedy zapomina się o niepełnosprawności. Dzieci na długo przed startem zaczynają go przeżywać. W momencie startu przyjeżdżają na zawody całe rodziny i to są ogromne emocje. Kiedy już ukończą zawody, to zawsze dzieciaki chcą żeby medale wsiały na ścianach, pokazują je i bardzo się z tego cieszą. Dla nich to jest coś wyjątkowego. 

Co ciekawe, kiedy pokonują start, to przekłada się na ich większe zaangażowanie w udział w rehabilitacji. Działa to na nie mobilizującą. Chcą być lepsze i lepiej sobie radzić, a to jest ogromny sukces. 

NK: Z Jasiem zaliczyliście wspólnie 21 startów. Teraz triathloniści z całego kraju, startują jako reprezentanci fundacji Follow Your Dreams Triathlon. Jakie to uczucie, widzieć, że z jednego marzenia zmieniliście się w fundację spełniającą ich z roku na rok coraz więcej?

ŁM: Na pewno to cieszy. Nigdy się nie spodziewałem, że tak będzie. Zawsze mówię, że cała inicjatywa wyszła od Jasia, nie ode mnie. On był pomysłodawcą. Spotykam ludzi w całej Polsce, którzy startują. Wiele osób do mnie pisze, chcąc wystartować pierwszy raz. Pytają, co mają zrobić. Fajne jest to, że to są ludzie z różnych miejsc. 

Bardzo dumny jestem z osób niepełnosprawnych, że chcą próbować, że się otwierają. Mają marzenia i mają cel. Trzeba je mieć. Jeżeli ma się cel w życiu, to żyje się łatwiej. Nawet jeżeli los nie sprzyja i ludzie mają problemy zdrowotne,  to walczą o to, żeby żyło im się lepiej. To się rozrasta i idzie w fajnym kierunku. 

NK: Start w niepełnosprawnymi dziećmi wymaga odpowiednich przygotowań? Co jest kluczowe? 

ŁM: Nie wymaga żadnych większych przygotowań niż do zwykłego triathlonu. Ja zawsze przed startem  tłumaczę na co zawodnicy mają zwrócić uwagę. To są szczegóły jak np. to, że płynąc z pontonem musimy omijać nieco dalej bojkę. Ludzie, którzy już raz wystartowali, wracają. Często ci, którzy nie startowali, obawiają się np. właśnie ciągnięcia pontonu, bo myślą, że jest ciężki, a wbrew pozorom to jest bardzo łatwe. Jak już się rozpędzimy, to go nie czujemy. Ja sam często miałem taki odruch, że zaglądałem czy na pewno ten ponton ciągnę. Najtrudniejszą z trzech dyscyplin jest jazda na rowerze. Jeżeli są jakieś podjazdy, a dziecko jest troszkę większe, a do tego jest wózek, to musimy trochę bardziej przycisnąć i wysiłek jest trochę większy, ale każdy, kto trenuje jest w stanie wziąć udział w takim starcie. 

NK: Jakie są dalsze plany związane z działalnością fundacji? 

ŁM: Cały czas takie same. Robimy, to co robimy. Nasze imprezy z nami pozostają i chcemy, żeby były coraz lepsze i atrakcyjne. Na pewno chcielibyśmy mieć jeszcze więcej wózków, ponieważ to jest ograniczenie tego, ile osób startuje. Mogłoby stratować więcej, ale nie mając wózków, nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Jeden taki wózek to ok. 20 000 zł i jest to bardzo duży koszt, ale zależy nam na gromadzeniu ich jak największej liczby, bo umożliwiają dzieciom starty i spełnianie ich marzeń. 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,510ObserwującyObserwuj
443SubskrybującySubskrybuj

Polecane