Tomasz Szala jest jednym z polskich PRO, którzy na Hawajach przygotowują się do mistrzostw świata. Chciałby tam zaprezentować się z dobrej strony. Zapytaliśmy go o pierwsze wrażenie z Kony, treningi oraz wizualizowanie wyścigu.
Podczas IRONMAN Teksas Tomasz Szala zajął 9. miejsce. Wywalczył slota na mistrzostwa świata. To jego debiut na tej imprezie. W rozmowie z Akademią Triathlonu mówi, że układa sobie scenariusze wyścigu i… pływa we śnie!
Grzegorz Banaś: To Twoja pierwsza wizyta na Hawajach. Jakie masz pierwsze wrażenia z wyspy?
Tomasz Szala: Tak, to moja pierwsza wizyta na Hawajach, na wyspie Kona. Pierwsze wrażenia są takie, że podróż tutaj jest dość długa. Jest rzeczywiście ciepło i panuje duża wilgotność. Wydaje mi się, że byłem już jednak w cieplejszych miejscach na planecie. Startowałem też w cieplejszych warunkach.
Jest tutaj stosunkowo drogo. Da się odczuć, że w Kalifornii jest dużo taniej niż tutaj. Wszystkie jest takie „amerykańskie” i duże. Wielkie pickupy, ogromna opakowania w sklepie. Wyspa od lądu w sumie specjalnie się więc nie różni.
GB: Jak wyglądały Twoje przygotowania do Hawajów, a jak wyglądają w tych ostatnich dniach już w Konie?
TS: Ostatni miesiąc przygotowywałem się w Sierra Nevada na wysokości. Mieszkałem w ośrodku (mieszkaniu) Polskiego Związku Triathlonu tuż obok Centro de Alto Rendimiento. Tam spokojnie przygotowywałem się do zawodów.
GB: Jesteś zadowolony z treningów? W jednym ze stories powiedziałeś, że „czujesz się mocno średnio”…
TS: Przy pierwszych treningach tutaj, po zjeździe z wysokości, kiedy ma się obniżoną objętość osocza, to ciepło daje się we znaki. Podróż plus ten zjazd z wysokości, związane są z takim „dołkiem”. Faktycznie czułem się gorzej, ale teraz wszystko wróciło do normy. Noga się kręci na rowerze i biegu. Ręce na pływaniu pracują bardzo przyzwoicie.
GB: Co Twoim zdaniem będzie największym wyzwaniem podczas mistrzostw świata? Właśnie ta ogromna temperatura?
TS: Największym wyzwaniem będzie lista startowa, czyli najmocniejsi zawodnicy na świecie. Żeby się wysoko uplasować, trzeba będzie rzeczywiście być też mocnym. To będzie największym wyzwaniem. Chciałbym powalczyć o jak najwyższą lokatę. Wiadomo też, że im mocniej ciśniemy w takiej wysokiej temperaturze, tym większa szansa na przegrzanie.
GB: Z jakim nastawieniem podejdziesz do wyścigu w Konie. Jaki wynik jest dla Ciebie zadowalający?
TS: TOP15 na mistrzostwach świata w tej obsadzie śmiało brałbym w ciemno. Wydaje mi się, że TOP30 też będzie dla mnie sukcesem. Zwycięstwem też jednak nie pogardzę!
GB: Trenowałeś w Sierra Nevada wraz z Robertem Wilkowieckim. „Wilku” startował już na Hawajach. Podpytywałeś go o to, jak wygląda start i czego się spodziewać?
TS: Tak, w Sierra Nevada dzieliłem pokój z Robertem i go podpytywałem o panujące warunki i to, czego można się spodziewać. Robert bardzo chętnie dzielił się swoją wiedzą na ten temat, a więc co nieco wiedziałem już wcześniej.
GB: Po IRONMAN Frankfurt bardzo szczegółowo, ale też dość krytycznie opisałeś wyścig. Lubisz oceniać się w ten sposób – bez owijania w bawełnę?
TS: Niestety do IRONMAN Frankfurt nie byłem dobrze przygotowany. Wcześniej miałem jeszcze kontuzje, a dodatkowe problemy powstrzymały mnie od systematycznych treningów, co na pewno odbiło się na wynikach. Nie lubię też robić sukcesów z czegoś, co nimi nie było. Zazwyczaj właśnie w ten sposób siebie opisuję – mocno krytycznie w zmaganiach na zawodach.
GB: Czy przed wyścigiem w Konie wizualizujesz sobie, jak może on przebiegać?
TS: Jest to dla mnie duża impreza, a więc w głowie mam kolejne scenariusze. Mam nadzieję na dobre pływanie i dalej o walkę z jak najlepszymi zawodnikami. Moja narzeczona mówi, że pływam… pół nocy, kopiąc nogami, czego wcześniej nie robiłem. Wcześniej pracowałem barkami, teraz zacząłem też kopać nogami (śmiech).
GB: Dziękujemy za rozmowę i życzymy udanego startu!