Wstał z kanapy i zaczął „triathlonować”. Jakub Wojciechowski: „Fascynuje mnie niemożliwe”

Sam o sobie mówi: „trzydziestolatek, który wstał z kanapy i zaczął triathlonować”. Jakub Wojciechowski nie ma żadnej sportowej przeszłości. Pewnego dnia po prostu wyszedł z domu i przebiegł pierwsze w życiu 5 km. W 2025 roku zadebiutuje na dystansie Ironmana. 

ZOBACZ TEŻ: Dobowy dyżur w szpitalu i treningi do pełnego dystansu. Sonia Fryske: „Czasami to istny freestyle”

Jakub Wojciechowski triathlon trenuje już od kilku lat. Zanim zainteresował się sportem, wolny czas spędzał głównie na kanapie. Brak ruchu uzasadniał brakiem czasu. W końcu zdał sobie sprawę, że to tylko szukanie wymówek. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o swojej zmianie i podejściu do triathlonu. 

Nikodem Klata: Jak wyglądało Twoje życie przed triathlonem?

Jakub Wojciechowski: Typowe życie. Chociaż w sumie nie wiem czy typowe (śmiech). Ale przyszedł moment, w którym z żoną stwierdziliśmy, że chcemy założyć rodzinę. Śmieję się, że w ciąży byłem razem z nią. Do tego praca, a po pracy w ramach odpoczynku serial i kanapa. Przy weekendzie piwko. 

Po narodzinach dziecka doszły do tego nieprzespane noce. I nie wiadomo kiedy człowiek się zasiedział. Zero ruchu. Potem kolejne dziecko. Schemat się powielał i tak trwało to właściwie 10 lat. 

Przybrałem na masie i kiedy waga zbliżała się do 120 kg zacząłem sobie myśleć, że chyba coś jest nie tak… 

NK: To skłoniło Cię do zmiany?

JW: Prowadzę swoją działalności i współpracuję z różnymi pracodawcami. Kiedy dowiedziałem się jaki pesel ma jeden z nich, zdębiałem. Powiedziałem mu, że chyba mnie oszukuje. Był po 50-tce. Ja nie chciałem mu uwierzyć, ale faktycznie po tej 50-tce był. Mając w głowie myśl o mojej wadze, pierwsze pytanie jakie do niego palnąłem to: „jak pan to robi, że tak dobrze wygląda?”

W odpowiedzi usłyszałem, że chodzi na siłownię, a do tego 2-3 razy w tygodniu jeździ na rowerze: „takie luźne rozjazdy po 80-100 km”. Dla mnie to zabrzmiało nierealnie. Automatycznie odpowiedziałem mu, że ja nie mam czasu na takie coś. Wtedy powiedział mi coś, co pamiętam do dziś: jeśli ktoś chce, to czas znajdzie. 

Zadał mi też pytanie: „co robisz po pracy w domu?”. Zacząłem mu odpowiadać o swoich obowiązkach, które niekiedy trwają nawet do 23:00. A on do mnie na to: „a co robisz po 23:00?”. Znowu zdębiałem. On szybko dopowiedział: „no to o 23:00 wyjdź na 30 minut na spacer”. Ja znowu zacząłem szukać wymówek i trochę się plątać. Wtedy powiedział: „nie mów, że nie masz czasu. Powiedz, że nie chcesz”. 

Wtedy do mnie dotarło. Ciągle te słowa siedziały mi w głowie. Zrozumiałem, że ciągle tylko mówię, że chcę coś zrobić, ale nic z tym nie robię. Pewnego dnia po prostu ubrałem dresy i przebiegłem 5 km. To był pierwszy impuls. A jak już się przebiegło 5 km, to zacząłem wyznaczać kolejne cele. 

NK: Jak wyglądały początki w triathlonie?

JW: Jestem osobą, która lubi wiedzieć co robi. Zacząłem trochę szperać w temacie sportu. Tak trafiłem m.in. na Ironwaya, który opowiadał o triathlonie. Pomyślałem wtedy, że to już musi być coś całkiem nieziemskiego. Triathlon? To bieganie to to jest nic. 

Zacząłem oglądać, patrzeć, myśleć. Powiedziałem sobie, że skoro już coś robię, to zrobię coś dużego. Nie ma co się ograniczać tylko do biegania. W myśl zasady: czemu być słabym w jednym sporcie, skoro można być w trzech (śmiech). I zapisałem się na zawody na dystansie 1/8, które odbywały się 9 miesięcy później. 

Kupiłem sobie zegarek Garmina i treningi realizowałem według jego wskazówek. A właściwie to tylko jeździłem na rowerze i biegałem, bo stwierdziłem, że przecież pływać umiem. W końcu poszedłem na basen – okazało się, że nie umiem pływać. 4 baseny ciągiem to nieosiągalna przepaść. Wtedy zdałem sobie sprawę, że potrzebuję trenera. 

NK: Co Cię najbardziej motywowało do tego, żeby nie wrócić na kanapę?

JW: Triathlon to jest po prostu niesamowity sport i jestem nim zafascynowany. Na początku, widząc pełny dystans czułem, że to jest coś nadludzkiego, coś czego nie robią normalni ludzie. Fascynowało mnie to, że to jest niemożliwe. I teraz nadal tak jest, tylko sufit się przesuwa. 

Wiem, że pełny dystans jest osiągalny, ale fascynuje mnie to, jak ktoś łamie na nim barierę 8 godzin. Widzę to i to mnie napędza. Z każdym wyścigiem zaczynałem rozumieć, że trzeba ciężko pracować. Nie da się wstać z kanapy i zacząć osiągać wyniki czy pokonywać długie dystanse.

NK: Jaką radę dałbyś innym, którzy też chcą wstać z kanapy i zacząć trenować triathlon? Co jest Twoim zdaniem najważniejsze? 

JW: Trzeba chcieć. Wydaje się oczywiste, ale wcale takie nie jest. Ta chęć zmiany musi wypływać od nas samych. Nikt nas do niczego nie zmusi. Każdy musi znaleźć swoją wewnętrzną potrzebę. 

Po drugie trzeba znaleźć motywację. Ja jestem zadaniowem. Potrzebuję wyzwań, nowych doświadczeń. Dobrze jest sobie ustanowić cel. Taki miarodajny. Po którego realizacji nie zaprzestaniemy, bo będziemy czuć się zniechęceni. Mógłbym za pierwszy dystans obrać pełny dystans. Pewnie nawet bym go ukończył. Ale do triathlonu nigdy bym nie wrócił. 

Do tego można ustalić dla siebie jakąś nagrodę, jeśli kogoś to motywuje. Potem wystarczy już tylko zacząć działać – konsekwentnie. Jeżeli coś robić, to robić to dobrze. Jeżeli oszukujemy samych siebie to wróćmy do tego pytania, które kiedyś ułyszałem ja – czy faktycznie chcemy zmiany? 

ZOBACZ TEŻ: Meandry umysłu. Jak wyrwać się z pętli negatywnych nawyków?

NK: Na Instagramie odliczasz 307 dni – dlaczego akurat 307? Do czego to odliczanie?

JW: To jest odliczanie do pełnego dystansu w Malborku, na którym wystartuję. Dlaczego 307 dni? Nie ma tu żadnego ukrytego znaczenia. Po prostu, któregoś dnia stwierdziłem, że tam wystartuję i zacząłem odliczać. 

Doszedłem do wniosku, że chcę zrobić wszystko, żeby ten dystans pokonać najlepiej jak tylko mogę. Wiem, że nie zdobędę mistrzostwa Polski, ale wiem, że chcę móc sobie powiedzieć na mecie: „zrobiłeś wszystko, co się dało”. 

NK: To odliczanie w czymś Ci pomaga?

JW: Uważam, że fajnie jest upublicznić swój cel. Podzielić się nim z kimś. To motywuje. Trudniej jest nam zrezygnować. Ja sam obserwuje mnóstwo sportowych profili w mediach społecznościowych i mi bardzo pomaga to, kiedy widzę, że rano już ktoś jest po treningu. Bardzo mnie to motywuje. Wiem, że skoro inni potrafią, to ja też mogę i mnie to napędza. 

Ja swoje odliczanie traktuję też jako mój dzienniczek. Trudno jest mi zrezygnować, bo musiałbym napisać, że nie zrobiłem tego, co miałem zrobić. Przy okazji mam nadzieję, że kogoś zmotywuję. Jeśli ktoś, taki jak ja wstał z kanapy, z zerową przeszłością sportową, to dlaczego ktoś inny by nie mógł tego zrobić? 

NK: Jak wygląda Twoje „triathlonoiwanie” w połączeniu z codziennymi obowiązkami?

JW: Staram się trenować wieczorami. Rano ogarniam dzieciaki, zawożę je do przedszkola. Później praca. Po południu jest czas dla rodziny. Żebyśmy mogli uprawiać triathlon niezbędne jest dogadanie się z partnerem lub partnerką. Trzeba zachowywać odpowiednie proporcje. Kiedyś próbowałem za wszelką cenę wciskać treningi i wiem, że to nie jest dobra droga. Dlatego jasno wyznaczam sobie czas dla rodziny. Trening odpada. 

Dopiero kiedy dzieci idą spać, zaczynam trenować. Wyjątkiem jest basen. Basen jest o 6:00. Są dni, że mógłbym pójść na 7:30, ale to koliduje z odwiezieniem dzieci do przedszkola. A ja chcę w tym uczestniczyć, więc musi to być 6:00 (śmiech). Priorytetem jest rodzina. 

Nie szukam też wymówek. Jeśli jest czas, to robię trening. Idzie to wszystko w dobie zmieścić. Do tego mój plan treningowy jest skrojony pod moje potrzeby. I to jest naprawdę ważne. Żeby znaleźć trenera, który zrozumie twoją sytuację i ci w niej pomoże. 

NK: Co zmieniło się w Twoim życiu od kiedy trenujesz triathlon?

JW: Zmieniło się moje podejście do życia i jakość mojego życia. Stałem się bardzo „zaplanowaną” osobą. To jest wypadkowa triathlonu. Mieszcząc treningi i obowiązki, musisz mieć zaplanowane pewne rzeczy. Kiedyś o tym nie myślałem. Teraz przed snem mam zaplanowany każdy kolejny dzień. Pomaga mi to gospodarować swoim czasem. 

Jeżeli chodzi o jakość życia to wiele nie trzeba mówić. Mogę dłużej biegać za piłką i nie muszę kłaść się na kanapie żeby złapać oddech. Po prostu jestem zdrowszy. Mogę więcej i paradoksalnie mimo że robię więcej, to jestem mniej zmęczony.

NK: Oprócz pełnego dystansu, masz jakieś triathlonowe cele? 

JW: Priorytetem jest pełny dystans. To, jak on będzie wyglądał zdeterminuje kolejne plany. Ale chyba jednak zostanę w dugim dystansie, bo podoba mi się cykl treningowy (śmiech). Już wiem, ze będę chciał poprawić swój czas, który jeszcze nie wiem jaki będzie (śmiech). Do tego marzy mi się jakiś zagraniczny start. 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,860ObserwującyObserwuj
26,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane