Marek Jaskółka, polski olimpijczyk z Londynu i Pekinu wystartował w swoich pierwszych zawodach na długim dystansie. Co ciekawe, Marek jeszcze nigdy wcześniej nie przebiegł ani maratonu, ani nawet nie ukończył połówki Ironmana. Start w Arizonie był dla niego otwarciem przygody na tak długim dystansie. Jego czas to 8:38:26, co jak na pierwszy start i brak treningu ukierunkowanego na Ironmana może cieszyć i pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. Zapraszam na krótki wywiad z Markiem Jaskółką, który podzielił się znami wrażeniami ze swojego startu w Arizonie.
Łukasz Grass: Jak oceniasz swój start? Jakie miałeś plany i oczekiwania związane z tymi zawodami?
Marek Jaskółka: Moj pierwszy start w Ironmanie oceniam pozytywnie. Nie miałem wielkich oczekiwań ponieważ po swoim ostatnim starcie w Korei długo chorowałem, miałem tylko parę tygodni na przygotowania do Arizony. Jeszcze 2 tygodnie przed startem nie byłem pewien, czy wystartuję.
Czy względnie słaby czas na rowerze to była przewidziana strategia, aby zachować siły na bieg, czy coś w trakcie zawodów się stało?
Zgubiłem okulary w strefie zmian i stracilem przez to kontakt do pierwszej 9-osobowej grupy. Na pierwszych 90km strasznie bolały mnie pośladki – może nie jestem jeszcze przyzwyczajony do jazdy na takim rowerze na czas. Po 40 km dojechała do mnie mała grupka, ale po 90km stwierdziłem, że jadą za szybko, abym mógł utrzymywać ich w kontakcie wzrokowym. Ostatnie 90km jechałem zupełnie sam, na tym też odcinku straciłem najwięcej czsau. Na pewno taki wynik związany jest również z brakiem specyficznego treningu na rowerze. Przed startem zamierzałem pojechać w granicach 4:40 – 4:45, ale wyszło trochę wolniej.
Jakie są ogólnie Twoje wrażenia z tego startu? Przecież to Twój pierwszy Ironman. Jak się czułeś na tak długim dystansie?
Nie można tego porownać z krótkim dystansem. Jeszcze nigdy w życiu nie przebiegłem nawet maratonu, nie zrobiłem „połówki”, czyli 70.3. W czasie takiego długiego startu człowiek doświadcza wielu różnych emocji. Na przykład w czasie biegu chciało mi się płakać…nawet nie wiem, dlaczego? Podziwiam ludzi, którzy ukończyli długi dystans. Sam się przekonałem, jaka to jest męczarnia.
Czy to już definitywne pożegnanie ze startami na olimpijce?
Nie! Będę nadal startować na olimpijce. Chcialem tylko wypróbować długiego dystansu. Po starcie w Ironman Arizona, szczerze mówiąc nie wiem jeszcze, czy chcę się poświęcić takiemu treningowi, który jest bardzo czasochłonny. W kwietniu zostanę ojcem i moje pryiorytety się zmienią, więc czas pokaże, czy będę miał możliwości i motywację na taki trening.
Rozumiem, że jeśli tak, to celem będą kwalifikacje na Hawaje?
Na pewno marzy mi się start na Hawajach, ale w grupie zawodowców to nie jest takie proste. Myślę, że mógłbym zdobyć kwalifikację, ale musiałbym się temu poświęcić na 100%.
Z kim trenujesz i jakie są plany na przyszły sezon?
Trenuję przeważnie sam. Od czasu do czasu dołączam do jakiejś grupy. W marcu chcemy zorganizować z Mikołajem Luftem oboz triathlonowy w Sitges. To jest niedaleko Barcelony, więc triathloniści z Polski będą mieli możliwość przygotowania się z nami do następnego sezonu. A w przyszłym roku chciałbym raz jeszcze przygotować się do Mistrzostw Europy w Alanii – to ma być mój główny start, a później…zobaczymy.
Marku, bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia i trzymam kciuki!
Jeszcze raz gratulacje i pytanie – skoro trening do IM trwał tylko kilka tygodni to czy to oznacza, że to mit, że do każdego dystansu trzeba się przez wiele miesięcy przygotowywać specjalnie? Skoro trenując całe życie do olimpijki da się przeskoczyć w parę tygodni do IM z takim czasem… hmmm…
Gratulacje! Znakomity czas i wynik!
Chwała bohaterom!
Gratuluje wyniku szczególnie, że to przeskok od olimpijki do ironmana.
Jeszcze bardziej gratuluje z powodu przyszłego ojcostwa – ja też zostałem ojcem (jakiś czas temu) właśnie w kwietniu:-)
To piękne co piszesz o zmianie priorytetów ale myslę, że motywacje znajdziesz i to jeszcze większą zobaczysz – w końcu dziecko musi mieć dobry przykład i kogo podziwiać;-) A z tym nadchodzącym płaczem w trakcie biegu to duży wysiłek wyzwala w nas dziwne uczucia, sam się o tym ostatnio przekonałem…