Od kilku lat triathlon w Polsce dynamicznie się rozwija. Temu rozwojowi na pewno sprzyja Internet. W ostatnim czasie powstało wiele stron na temat triathlonu w Polsce. Są portale poświęcone triathlonowi w kraju i zagranicą, swoje strony prowadzą także kluby i stowarzyszenia triathlonowe. Prawie każdy liczący się wyczynowiec posiada własną stronę, a wśród amatorów naszej dyscypliny też nie jest to rzadkością. Kilkanaście dni temu Cezary Figurski, były reprezentant Polski, opowiadał do jakich metod posuwali się pierwsi rodzimi triathloniści, aby np. poradzić sobie z problemem zimna podczas pływania. Pisząc ten wywiad zastanawiałem, w jaki sposób komunikowało się polskie środowisko triathlonu na początku lat 90. Poza spotkaniami na zaledwie kilku triathlonach w roku zawodnicy, trenerzy i działacze nie mieli okazji do wymiany poglądów, doświadczenia czy chociażby sprzętu. Tymczasem w wielkim archiwum polskiego triathlonu, jakim jest biurko mojego taty Stanisława, znalazłem czasopismo Warszawskiego Towarzystwa Triathlonu pt. „TRIATHLON – Dla amatorów sportów wytrzymałościowych”. Numer piąty z jesieni 1993 roku! Dwudziestoczterostronicowy egzemplarz przeczytałem „od dechy do dechy” jednym tchem. Zanim podzielę się wrażeniami, zobaczcie spis treści.
{gallery}gazeta1{/gallery}
W czasopiśmie przeczytać można o starcie Grzegorza Zgliczyńskiego na Mistrzostwach Europy na dystansie Ironman czy wywiad z profesorem Leszkiem Szmuchrowskim, który trenował triathlonistów w Brazylii. Na rozkładówce znajdziemy wywiad Andrzej Skorykowa z małżeństwem Kowalewskich: Iwona – czołowa pięcioboistka w Europie, Paweł – czołowy zawodnik Polski w triathlonie. Państwo Kowalewscy opowiadają, jak wspierają się w swoich sportowych karierach. Tytuł „On mnie wypycha, ja go hamuję” mówi sam za siebie. Okazuje się, że na początku lat 90. zbieranie jabłek we Francji było wśród polskich triathlonistów popularnym zajęciem. Poza Cezarym Figurskim na „jabłkowe saksy” jeździł także Kowalewski. Ponadto znajdziemy standardowe tematy, które często poruszamy także na łamach Akademii Triathlonu: ekonomia biegu czy „Znaczenie okresu przejściowego w rocznym cyklu treningowym” to dwa najlepsze przykłady. Podobnie, jak w Akademii Triathlonu jest dział „dieta”. W moim unikatowym numerze mamy tłumaczenie artykułu pt. „Kofeina, pomaga czy przeszkadza„? A wystarczy sięgnąć pamięcią do ostatniego weekendu i konferencji „Triathlon 3razyTAK”, aby przypomnieć sobie, że również o tym wspomniał podczas swojego wykładu profesor Artur Pupka.
{gallery}gazeta2{/gallery}
Wiele miejsca poświęca się w czasompiśmie poradom ekspertów. Aby poznać drogę do sukcesu w triathlonie Johna Howarda (trzykrotny olimpijczyk w kolarstwie, mistrz świata w Ironmanie w 1981 roku) poznajemy 8 kolarskich porad, a redaktor Skorykow pisze, dlaczego odpowiednie oddychanie w kraulu ma tak wielkie znaczenie dla osiągnięcia dobrego wyniku. Znaczne różnice w ówczesnej i dzisiejszej technologii pokazuje artykuł „Komputer na zawodach”. Producent zachwala, że jego nowoczesny system komputerowy „Sportowiec” pozwala złapać dokładny czas na mecie nawet stu uczestnikom na jednych zawodach! Inne funkcje „Sportowca” łapią międzyczasy poszczególnych konkurencji triathlonu, a dodatkowa aplikacja pozwala na wydrukowanie wyników od razu po zawodach. W komunikacie specjalny edytor tekstu pozwala opisać każdą tabelkę np.: czas pływania. Po raz pierwszy w historii polskiego triathlonu elektroniczny system pomiaru czasu został użyty podczas triathlonu w Żywcu, podczas Otwartych Międzynarodowych Mistrzostw Polski (18 lipca 1993 rok). Niesamowite, że to, co teraz jest niezauważalnym elementem każdego triathlonu, 20 lat temu było czymś wyjątkowym. Niezmiernie ciekawą lekturą były relacje z zawodów. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłem w wynikach z 1993 roku zawodników, którzy do dzisiaj osiągają świetne rezultaty. W II DELTA Sprint Triathlonie w Warszawie wysokie, dziesiąte miejsce zajął Jerzy Smug. Dwunasty był Mariusz Biskupski z Susza, który w tegorocznym Herbalife Triathlon Susz był czternasty, a w poprzednim roku trzynasty. Osiemnasty był Stanisław Zajfert. Wielokrotny medalista mistrzostw Polski weteranów w poprzednim roku w Suszu jako 64-latek uzyskał czas 5:13:20. W zawodach startował także Janusz Misiaczek z Kędzierzyna Koźle, który obecnie, jako pięćdziesięciolatek, regularnie kończy dystans Half Ironmana w granicach 5 godzin. Wielki szacunek dla tych panów, że przez prawie dwie dekady potrafią utrzymać świetną formę. Jedna z relacji opisuje Mistrzostwa Polski w triathlonie olimpijskim w Suszu. Padł wtedy polski rekord frekwencji, ponieważ zawody ukończyło aż…167 zawodników!
{gallery}gazeta3{/gallery}
Aby dowiedzieć się więcej o genezie czasopisma „Triathlon- Dla amatorów sportów wytrzymałościowych”, a także o jego późniejszych losach, porozmawialiśmy z Andrzejem Skorykowem, jednym z twórców i redaktorów pisma.
Sebastian Dymek: Co wspólnego mają Andrzej Skorykow i triathlon?
Andrzej Skorykow (na zdjęciu w środku): Od dziecka trenowałem wyczynowo pływanie, ale kontuzja barku zakończona operacją barku praktycznie wyleczyła mnie z marzeń o osiągnięciu sukcesów na basenie. Nie chciałem jednak zupełnie kończyć kariery i szukałem kolejnej przygody sportowej. Pewnie, tak jak większość triathlonistów, zobaczyłem w telewizji króciutką relację słynnego dzisiaj Ironmana na Hawajach i zacząłem interesować się dyscypliną. Kupiłem używany rower ze stalową ramą, czeskie buty do biegania „maratonki” i rozpocząłem zabawę.
Skąd pomysł na wydawanie czasopisma?
W moich działaniach sportowych wspierał mnie zawsze mój ojciec, który między innymi był trenerem pływania. Z czasem z jego pomocy zaczęli korzystać inni triathloniści, których głównie uczył pływać i trenował ich na basenie. Dobra znajomość między innymi teorii treningu, fizjologii wysiłku oraz bardzo dobre kontakty z trenerami innych dyscyplin w tamtych czasach wystarczały do tego, by opiekować się zawodnikami kompleksowo. Był poza tym dobrym organizatorem i w 1989 roku założył Warszawskie Towarzystwo Triatlonu (WTT), które niebawem regularnie zwyciężało w klasyfikacji drużynowej MP. Pięć lat z rzędu wspólnie organizowaliśmy w Warszawie Sprint Triathlon nad Jeziorkiem Czerniakowskim z główną nagrodą, biletem lotniczym na Hawaje na zawody IRONMAN. Chcieliśmy zacząć dzielić się z innymi wspólnymi doświadczeniami, sukcesami i wymyśliliśmy, że spróbujemy za pomocą klubowej gazety.
Ile numerów „Triathlonu” wydaliście?
Z tego co pamiętam tylko pięć albo aż pięć, zależy jak na to patrzeć. Piąty był już z wielobarwną okładką. W tamtych czasach nie było to łatwe. Nie znalazł się chętny, żeby wspomóc nasze działania redakcyjne oraz te związane z pokryciem kosztów druku i straciliśmy motywację. Nie chcieliśmy się cofać do tańszych, gorszych rozwiązań.
Jaki był maksymalny nakład?
Nie mogliśmy pozwolić sobie nigdy na większy niż 500 sztuk ze względu na brak środków. Chyba wszystkie, a z pewnością pierwsze cztery numery były bezpłatne.
Skąd czerpaliście informacje? Były relacje z polskich zawodów, ale były też artykuły poruszające temat triathlon na świecie?
Zaprenumerowaliśmy czasopismo Triathlete, szukaliśmy na rynku innych wydawnictw opisujących triathlon lub dyscypliny wchodzące w skład triathlonu. Tłumaczyliśmy teksty, próbowaliśmy pisać własne. Szukaliśmy na świecie kontaktów w środowisku, dzięki którym mogliśmy dowiedzieć się więcej o dyscyplinie. Przysyłali nam różne materiały nasi znajomi mieszkający w Europie zachodniej czy w USA. Internetu niestety nie było.
Dużo było artykułów o treningach, sprzęcie i nowinkach technologicznych. Czy korzystaliście z pomocy ekspertów?
Jeśli chodzi o treningi to z pewnością tak, ale głównie to byli trenerzy poszczególnych dyscyplin. Triatlonu uczyliśmy się wspólnie. Natomiast nie pamiętam, żeby w tamtych czasach poza mechanikami rowerowymi byli jacyś eksperci od sprzętu. Sport nie był naszpikowany taką ilością gadżetów, zdecydowanie ważniejszy był sam trening. Oczywiście, ciekawiły nas artykuły o elektronicznych zegarkach z pomiarem okrążeń czy o przystawkach na kierownice. Niewielu triathlonistów w Polsce było stać na takie „lemondki”. Sam dorabiałem u ślusarza części z aluminium, które stanowiło mocowanie przystawki do kierownicy. Rurkę wypchałem piachem i w temperaturze krępowałem, by przypominała oryginał. Na takiej własnej roboty przystawce startowałem kilka lat.
W gazecie było dużo reklam. Jednak w słowie od redakcji w numerze piątym (jedyne wydanie odpłatne- przyp. S.D.) pisaliście o kłopotach z finansami. Czy kłopoty finansowe były przyczyną zakończenia wydawania pisma?
Nawet dzisiaj zasobność reklam w gazecie, a tym bardziej na stronach internetowych, nie świadczy o wymiernych korzyściach z nich płynących. Często jest to „inwestowanie” w sponsora, bo może kiedyś go do siebie przekonamy. Nie chciałbym nazywać tego kłopotami finansowymi. Wydawało nam się, że jeśli wydamy kilka numerów specjalistycznej sportowej gazety, to ktoś nami się zainteresuje. Próbowaliśmy oczywiście zainteresować naszą działalnością potencjalnych sponsorów, ale niestety się nie udało.
Czym się pan obecnie zajmuje? Czy startuje pan w triathlonach?
Jeśli chodzi o działalność sportową, to jestem założycielem i prezesem Stowarzyszenia Warsaw Masters Team. Zajmuję się organizacją i szkoleniem pływania osób dorosłych oraz organizacją obozów i zawodów sportowych. Wśród moich podopiecznych są również triathloniści. W tej chwili podczas regularnych zajęć na basenie trenuje u nas około pięćdziesięciu osób. Pozostałą grupę stanowią pływacy. Staram się trzymać formę, pływam i startuje w zawodach dla Mastersów. Ścigam się również w międzynarodowych imprezach takich jak Mistrzostwa Europy. We wrześniu chciałem wystartować po raz pierwszy od prawie 20 lat w krótkim triathlonie w Warszawie. Niestety dolegliwości zdrowotne, które wstępnie objawiały się jako astma wysiłkowa i uczuleniowa spowodowały, że odpuściłem, ale Ci co mnie znają wiedzą, że łatwo nie rezygnuje.
Dziękuję za wywiad i życzę szybkiego powrotu do zdrowia i triathlonu.
Dzięki Ros, że wrzuciłeś wywiad z p. Jerzym Górskim.
Dziś praktycznie przez cały dzień ten artykuł był główną wiadomością w dziale sport na WP.pl!
Dopiero poniżej kolejne niusy o transferze Lewandowskiego, planach Kubicy, aferach w PZPN itd…
Historia jest niesamowita a ponad to warto zwrócić uwagę na komentarze zamieszczone pod artykułem.
Jeszcze nie widziałem takiej sytuacji aby było aż tyle pozytywnych komentarzy.
Po przeczytaniu niektórych to, aż łezka w oku się kręci.
Szkoda tylko, że nadal tak mało osób zna historię p.Jerzego. Aż się prosi o Biografie albo film dokumentalny.
Jestem pewien, że p.Jerzy może stać się natchnieniem i motywacją dla wielu ludzi.
Jestem ciekaw czy możliwe jest odszukanie wszystkich pięciu numerów.
Fajnie było by je wydać na nowo, a może nawet reaktywować gazetkę „Triathlon”!
Jestem pewien, że w Akademii Triathlonu jest wystarczająco dużo mądrych głów aby wydawać taki magazyn.
Przy dzisiejszym bumie na triathlon o zbyt bym się nie martwił.
Co o tym sądzicie ?
Jak tylko zrobię skany wszystkich stron, to na pewno zamieścimy.
Łukasz już trochę zdradził :-), ale szykuję coś naprawdę „prehistorycznego”.
JUREK GÓRSKI NIGDY NIE BYŁ MISTRZEM SWIATA W DOUBLE IRONMAN,TE ZAWODY BYŁY TYLKO MIEDZYNARODOWYMI ZAWODAMI TO WSZYSTKO, WYSTARCZY TROSZKE POSZPERAĆ W INTERNECIE
Tak za bardzo nie wiem gdzie wrzucić, znalazłem wywiad z Jerzym Górskim, naprawdę ciekawy, polecam 🙂
http://sport.wp.pl/kat,113114,title,Rzucilem-narkotyki-zaczal-mna-rzadzic-nowy-nalog-cz-1,wid,15131180,wiadomosc.html
Rewelacja!!! A o czym był art. pod tytułem „Pełnosprawni inaczej”?
@Paweł – będzie. Nie tylko ten jeden numer 🙂
rewelacja! a może dałoby się wrzucić na AT skan całego numeru?
Prawda? A będzie jeszcze więcej historycznych, pięknych „kartek” – ja już widziałem! Sebastian pokazywał mi materiały podczas konferencji. Wkrótce kolejny artykuł.
Sebastian! Imponujące, że „wyszperałeś” takie piękne czasopismo!:)