Dopiero po zawodach Ironman World Championship dowiedzieliśmy się więcej o skutkach wypadku, jakiego na dwa tygodnie przed zawodami doznała 4-krotna Mistrzyni Świata. Aaron Hersh z magazynu Triathlete – napisał w internetowym wydaniu pisma, co tak naprawdę przeżywała i w jakim stanie startowała Wellington.
To, że coś niedobrego dzieje się z Chrissie było widać już podczas pływania. Zawodniczka zwykle wychodzi z wody razem z czołówką. Tym razem 4km przepłynęła w 1:01, czyli ponad 10 minut gorzej. Wszyscy widzieli, w jakim stanie były nogi Chrissie Wellington, ale to był jedyny ujawniony przez nią fakt dotyczący skutków wypadku. Ukrywała ogromne problemy: pokaleczone i obolałe mięśnie piersiowy i międzyżebrowy, antybiotyki brane na tydzień przed zawodami i 6-godzinna wizyta w szpitalu na kilka dni przed startem – o tym wszystkim mało kto wiedział. Wellington powiedziała, że po wypadku trochę bolała ją klatka piersiowa, ale nie sprawiało to takiego kłopotu jak ból żeber i rany na nodze. Na pięć dni przed startem poszła na trening pływacki – 4km w oceanie, na trasie zawodów. Czuła, że coś jest nie tak, ale nie wiedziała jeszcze co. Pod koniec treningu zaczłęła odczuwać ból w klatce piersiowej. Z upływem godzin było tylko gorzej. Następnego dnia, podczas treningu biegowego ból był do wytrzymania, ale czuła ukłucia, kiedy robiła głeboki wdech. Czerwone światło zapaliło się następnego dnia, podczas krótkiej wizyty na basenie.
„Przepłynąłam zaledwie kilometr i płakałam z bólu. Czułam się tak, jakby ktoś wbijał mi nóż w klatkę piersiową. Musiałam przerwać trening” – powiedziała Wellington.
To było zaledwie kilka dni przed startem. Wellington trafiła do szpitala w Kona. Prześwietlenie nie wykazało pękniętych żeber, ale dla bezpieczeństwa wykonano jeszcze scan klatki piersiowej, aby wykluczyć zator płucny. Badanie wykazało jednak obrażenia mięśnia piersiowego lewego i międzyżebrowych. Lekarze oczyścili ponownie rany i podali antybiotyk, aby zwalczyć infekcję. Chrissie Wellington brała leki prawie do samego końca, ale nie w dniu startu. W takiej sytuacji niezbędne było opracowanie odpowiedniej strategii na wyścig. Trener Wellington, Dave Scott zalecił, aby jego podopieczna pozwoliła odpłynąć rywalkom tylko po to, aby nie forsować się na pływaniu, a tym samym wykluczyć z zawodów.
Wellingotn przyzwyczajona jest, że z wody wychodzi w czołówce, więc 10 minut straty do Julie Dibens lekko ją przestraszyło. To co działo się później na trasie maratonu można nazwać tylko w jeden sposób – Anglicy mówią „all-out effort” – heroiczny wysiłek, możemy jeszcze dodać: „an effort of will” – siła woli, co podczas konferencji po zawodach powiedziała sama Chrissie Wellington, a tuż po przekroczeniu mety, ze łzami w oczach stwierdziła, że to zwycięstwo znaczy dla niej wiecej niż cokolwiek innego.