Czy technologia sprawia, że zawody są bardziej sprawiedliwe? Piotr Kurek o mistrzostwach Polski w indoor triathlonie

Jak wyglądały pierwsze w historii mistrzostwa Polski w indoor triathlonie z perspektywy trenera i zawodnika? Piotr Kurek, zwycięzca kategorii M40-49, o bezpośredniej rywalizacji i wykorzystaniu nowych technologii w sporcie.

ZOBACZ TEŻ: Mocna rywalizacja i świetna atmosfera. Mistrzostwa Polski w indoor triathlonie 

Akademia Triathlonu: Kim się bardziej czujesz – zawodnikiem czy trenerem?

Piotr Kurek: Jeszcze rok temu odpowiedziałbym pewnie, że zawodnikiem, ale tyle rzeczy zmieniło się w moim życiu, jeśli chodzi o triathlon, że teraz z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że jestem bardziej trenerem.

Oczywiście dalej jestem zawodnikiem. To nie jest tak, że porzuciłem treningi, bo przecież spotykamy się na mistrzostwach Polski w indoor triathlonie. Po prostu bardziej poświęcam się trenowaniu innych niż samego siebie. Kiedyś mogłem sobie pozwolić na to, żeby czasami uczestniczyć z podopiecznymi w treningach, a teraz nie. Przez to moje jednostki treningowe są uboższe. Obserwuję jednostki treningowe innych w bólach i chciałbym też je wykonywać, ale nie mam na to czasu. Ten czas poświęcam podopiecznym. Znajduję go jednak chociaż trochę, znajduję pewne furtki w byciu trenerem, żeby dalej samemu trenować i dbać o formę.

AT: A jakim zawodnikiem byłeś i jesteś?

PK: Od dziecka sport był częścią mojego życia. Najpierw trenowałem pływanie, a w 2010 roku rozpocząłem triathlon. Na początku byłem zawodnikiem jak każdy – pełnym euforii, stawiającym sobie wysokie poprzeczki – chciałem pokonywać połówki, cały dystans. W końcu zacząłem jednak w triathlonie odkrywać coś innego. Teraz dla mnie prawdziwym triathlonem jest rywalizacja, start wspólny, drafting. Parę lat temu odkryłem, że ta forma mi bardziej odpowiada niż rolling start i walka sam ze sobą. Obecnie bardzo lubię się ścigać.

AT: Z czego wynika w takim razie popularność długich dystansów? U Ciebie z biegiem lat to się zmieniło…

PK: U mnie to wyszło naturalnie. Z biegiem czasu zrozumiałem, że długie dystanse to też narzucanie sobie dużych obciążeń. To było udowodnianie sobie, że jestem w stanie zrobić coś, co może zrobić niewielu ludzi na świecie. Później odkryłem w tej dyscyplinie inny fun – bezpośrednia rywalizacja. Ona sprawia mi frajdę.

ZOBACZ TEŻ: „Warto popracować nad łydkami i nawrotami”. Indoor triathlon oczami Moniki Małeckiej

AT: A co jest trudniejsze Twoim zdaniem?

PK: Rywalizacja bezpośrednia. Kiedy jesteś sam ze sobą, możesz narzucić takie tempo, jakie chcesz, możesz realizować wcześniej założony plan. Ścigając się w grupie, nie wiesz co się wydarzy. Musisz trafić z idealną predyspozycją, żeby wyścig dobrze poszedł. Może się wiele zdarzyć. Ciagle trzeba mieć oczy dookoła głowy. Poprzeczkę podnosi ci ktoś inny, a ty mając charakter sportowca, dajesz się podpuścić i w to brniesz. Chcesz to zrobić jak najlepiej, wyprzedzić jak najwięcej osób.

AT: Na mistrzostwach Polski w indoor triathlonie też szykuje się mocna rywalizacja…

PK: Widziałem rano, przed swoim startem dwóch moich zawodników. Widziałem, w jakich bólach wchodzą na bieżnię i jak sobie na niej radzą. Wiem, że to jest najgorszy moment, bo to bieżnia łukowa, czyli samonapędzająca. Nie jest jak w klasycznej bieżni, gdzie ustalasz sobie tempo i biegniesz, tylko na tej bieżni swoimi nogami ją rozpędzasz. A ona nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Uczucie jest takie, jakby ciągle biegło się pod górkę. Zawodnicy, którzy pierwszy raz się z nią tutaj spotykają, mają bardzo duże problemy. Ja sam zrobiłem na niej ledwie dwa czy trzy treningi.

Te zawody są na tyle specyficzne, że przewagę mają zawodnicy, którzy mają opanowany system Zwift. Ci, którzy trenują w domach na trenażerach, mają wyliczone waty i wiedzą, w jakim tempie muszą biec na bieżni, żeby zrobić dobry wynik. Zawodnicy, którzy nie trenują na takim trenażerze i pojadą za mocno, na bieżni będą przeżywać wielkie cierpienie.

AT: To weryfikuje nawet zawodników dobrze biegających…

PK: Zdecydowanie. Sam to dziś widziałem. Moi zawodnicy wychodzili z wody pierwsi i kończyli niestety na końcu, bo na bieżni się totalnie rozłożyli.

AT: Przed zawodami uczestnicy byli też ważeni. Po co?

PK: Ważenie i mierzenie zawodników służy po to, aby dobrze im ustawić pomiar na trenażerze. Jest przeliczany kilogram na waty. Wtedy każdy ma dostosowane do swojej wagi obciążenie. Odwzorowuje to jego naturalną jazdę na rowerze, co jest sprawiedliwe. Cięższe osoby mają mocniejszą nogę, a przy takich samych parametrach dla wszystkich zawodników, byłoby im łatwiej generować wyższe waty.

AT: Ta technologia sprawia, że zawody faktycznie są bardziej sprawiedliwe czy jest jakieś ryzyko z wynikami?

PK: Nie zauważyłem, żeby było coś niesprawiedliwego. Organizatorzy postarali się, żeby dobrze odzwierciedlić realia. Jest wielki telebim, na którym widać część pływacką, później każdy zawodnik ma swój monitor, na którym widzi innych zawodników, z którymi się ściga i ta bezpośrednia rywalizacja się pojawia.

AT: Da się przygotować specyficznie pod indoor triathlon?

PK: Jeśli człowiek się na to nastawi i dysponuje sprzętem, jaki dają organizatorzy, to jest się w stanie bardzo dobrze przygotować. Można się wtedy zaadaptować do pewnej powtarzalności, do obciążeń i tego, co następuje. Większość triatlonistów nie ma jednak takiego sprzętu do swojej dyspozycji, więc przygotować się można, jednak specyfika tej dyscypliny to zupełnie co innego niż klasyczny triathlon.

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane