Dominik Fijałkowski jest organizatorem i sponsorem mistrzostw Polski w indoor triathlonie. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o pomyśle organizacji imprezy, pierwszych wrażeniach i potencjalnych kolejnych edycjach. – Chciałem dać uczestnikom możliwość rywalizowania na naprawdę wysokim poziomie – mówi.
ZOBACZ TEŻ: Mocna rywalizacja i świetna atmosfera. Mistrzostwa Polski w indoor triathlonie
Akademia Triathlonu: Skąd pomysł na organizację imprezy? Jak wrażenia z pierwszej edycji?
Dominik Fijałkowski: Cały czas śmieje mi się buzia. W najskrytszych marzeniach nie sądziłem, że zorganizujemy taki event. Ogólnie musiałbym opowiedzieć całą historię.
Chciałem wesprzeć triathlon, organizując w Polsce coś, czego jeszcze nie ma. Ta dyscyplina jest dla mnie fenomenalna. Identyfikuję się z nią. Chciałem dać uczestnikom możliwość rywalizowania na naprawdę wysokim poziomie. Jest bardzo dużo eventów na otwartym powietrzu. Tak sobie wymyśliliśmy w pewnym momencie: zróbmy indoor. Zróbmy go tak, żeby to było naprawdę coś porządnego.
Dyskutowaliśmy trochę o tym z Filipem Szołowskim. Dzisiaj jestem zachwycony. Nie podejrzewałem, że to wyjdzie tak dobrze, jak wyszło.
AT: Triathlon indoor w Polsce może się nam kojarzyć z nieskalibrowanymi sprzętami, rowerkami siłowniowymi i podobnymi. Topowe zawody na świecie to przykładowo Super League Triathlon. To była wspólna, świadoma decyzja, aby iść np. w skalibrowane bieżnie i wyrównać szanse?
DF: Tak i do tego jeszcze jako wartość dodana technologia Zwift, żeby można to było podziwiać nie tylko tutaj, na miejscu, ale każdy mógł zobaczyć to w aplikacji. Smaczkiem była też transmisja live na YouTube. Miałem 2 godziny jazdy na rowerze. Ustawiłem sobie relację i jechałem. To była najlepsza niedziela od wielu, wielu lat.
AT: Czy mieliście wpływ na to, że impreza odbywa się właśnie na tej sali „kinowej”.
DF: Mieliśmy. Zawsze mówię, że „nieważne, gdzie jedzie autobus, ale kto jedzie w tym autobusie”. Współpracowałem z Filipem Szołowskim przy organizacji jednego Garmin Iron Triathlon i widziałem jego podejście do pracy. Podobało mi się, że Filip, jak na polskie warunki, robi to na wysokim poziomie.
Współpracuję też z Akwenem Czerwonak. Mieliśmy wybór, gdzie zorganizować zawody. Poznań był opcją. Tutaj jest taka przyjazna atmosfera, że wybraliśmy właśnie Czerwonak. Dodatkowo wszyscy nas tutaj wspierali (wraz z wójtem). Stwierdziliśmy, że robimy imprezę tam, gdzie nas wspierają.
AT: Co dalej? Będą kolejne edycje?
DF: Rozmawialiśmy już z Filipem. Powiedziałem, że możemy zastanowić się, co zrobić jeszcze lepiej. Mamy pewne obserwacje, co do tego, co możemy poprawić.
Kiedyś powiedziałem, że ja to robię z jakiejś idei. Ja po prostu w to wierzę. Jestem społecznikiem i mam misję. To oczywiście jest marketing, ale nie taki prostolinijny, że wywieszasz bilboard. Ja w to wierzę. Przenoszę to na świat triathlonu.
AT: Coś konkretnie zapadło Ci w pamięć ze startów?
DF: Wiele rzeczy. Podobał mi się Piotr Kurek. Lokalny zawodnik pokazał, co potrafi. Trzymałem kciuki za Mateusza Głuszkowskiego, który również jest stąd. Dziewczyny też świetnie startowały.
AT: Jesteś też jednym z partnerów Roberta Wilkowieckiego. Powiesz coś o jego najbliższym sezonie?
DF: Praca z Robertem to również marzenie, a my poznaliśmy się, kiedy wiele osób jeszcze o nim nie słyszało. Numer „1” człowiek, jeśli chodzi o polski triathlon.
Po IRONMAN Teksas będzie połówka w St. George. Potem Robert będzie startował też we Frankfurcie. Widzimy się też w Polsce, w Ślesinie. Tam akurat wystartujemy w sztafecie. Robert wystartuje tam w etapie biegowym, a później wraz z IntegraleIT (drugim partnerem) w etapie pływackim. Zapraszam do Ślesina.
Frankfurt, później Ślesin, a później oczywiście również trzymamy kciuki za występ na Hawajach.
AT: Dziękujemy za rozmowę.