Edyta Litwiniuk: „Jestem 'zwierzęciem startowym’. Zawsze znajduję motywację”

Mistrzostwa świata IRONMAN 70.3 St. George odbędą się w dniach 28-29 października. Przed tym wydarzeniem na łamach Akademii Triathlonu publikujemy rozmowy z zawodnikami i zawodniczkami z Polski, którzy jadą do Utah walczyć o medale. Dziś rozmawiamy z Edytą Litwiniuk. 

O tym, czym Edyta Litwiniuk zajmuje się w życiu zawodowym, można by długo pisać. Jest m.in.: trenerką lekkoatletyki, specjalistką ds. żywienia, trenerką personalną, trenerką fitnessu, specjalistką treningu kobiet w ciąży i po porodzie, działającą w social mediach Fit Mamą. Prowadzi swoją platformę treningową i pisze książkę. W wolnym czasie uprawia triathlon. Pod koniec października, po zaledwie roku od rozpoczęcia współpracy z trenerem Marcinem Florkiem, wystąpi na mistrzostwach świata IRONMAN 70,3.

W rozmowie z AT zawodniczka opowiedziała nam m.in. o tym, jak w natłoku zadań i obowiązków udaje jej się trenować; mówiła również o tym, jak przygotowuje się do wyjazdu do USA, jak również o tym, jak udaje jej się znaleźć motywację do startów.

ZOBACZ TEŻ: Jacek Załubski: „Mam cel i go realizuję. Utah mnie motywuje”

Akademia Triathlonu: Masz trójkę dzieci. Lista Twoich zawodowych aktywności jest niezwykle długa. Jak udaje Ci się wpleść w to wszystko jeszcze trenowanie triathlonu?

Edyta Litwiniuk: Przyznaję, że jest to wyzwanie w moim życiu, jak i z pewnością w życiu każdego innego rodzica. Zależy mi na trenowaniu, tak więc wiadomo, że niemal zawsze znajdę na to czas. Treningi realizuję rano albo wieczorem. Z tym porannym trenowaniem nie jest jednak u mnie tak jakbym chciała. Czasami jest tak, że odpalam Instagram i widzę, że na przykład wszyscy już zrobili dzisiaj basen albo kręcili na rowerze. Mam wtedy wyrzuty sumienia. Jednak moje trzy córeczki szybko sprowadzają mnie na ziemię, domagając się tego, żebym przyszykowała je do szkoły. Gdy odwiozę dzieci, to siadam do pracy i najczęściej wtedy trening realizuję wieczorem. Rzadko kiedy dzieje się to rano.

Oczywiście odbywa się to kosztem życia towarzyskiego. Nie wychodzimy z mężem wieczorami. Chociaż z drugiej strony myślę sobie, że w tygodniu to mało kto w Warszawie ma czas spotykać się ze znajomymi. Tak układamy harmonogram dnia, żeby wygospodarowywać chwile na trening. Od ok. godz. 16:00 jesteśmy taksówkami dla naszych dzieci i rozwozimy je na różne zajęcia pozaszkolne. Gdy one pływają, ja też mogę robić basen albo w tym czasie mogę biegać. Teraz nie jest to tak trudne. Było tak, gdy pracowałam na dwóch etatach i jeszcze prowadziłam swój biznes.

AT: Na którym miejscu w hierarchii Twoich priorytetów znajduje się triathlon?

EL: Triathlon zawsze będzie na szarym końcu, bo w pierwszej kolejności jest moja rodzina, moje córeczki i mój mąż. Potem jest praca i dopiero na trzecim miejscu jest czas wolny, który w całości przeznaczam na trenowanie triathlonu. Wszystko zależy od aktualnych potrzeb i priorytetów. Czasami muszę przełożyć trening, bo muszę na przykład przygotować się do szkolenia lub zajmuję się czymś innym. Na przykład obecnie piszę książkę i rozwijam moją platformę.

Teraz, gdy lecimy na mistrzostwa świata, zmniejszyłam ilość pracy kreatywnej i liczbę projektów.

AT: Ile dla Ciebie znaczy wyjazd na MŚ IRONMAN 70.3 do St. George?

EL: W ogóle nie myślałam o tym, że kiedyś mogę pojechać na mistrzostwa świata. Gdy ktoś ze znajomych wygrał slota, pomyślałam sobie, że to jest fajne i ja może też kiedyś tak bym chciała, ale znam swoje miejsce w szeregu. Nigdy nie pływałam i nadal nie robię tego bardzo dobrze – przez wiele lat trenowałam biegi sprinterskie. Zawsze dużo czasu na zawodach spędzam w wodzie, na tyle dużo, że praktycznie wszystkie dziewczyny mi odjeżdżają. Nie przypuszczałam więc, że mogę realizować połówkę na poziomie 5 godzin, a właśnie mniej więcej taki wynik dawał dotychczas kwalifikację na mistrzostwa świata. Choć to oczywiście zależy od miejsca, w jakim się startuje i poziomu grupy wiekowej, a także ilości slotów. Jak dodawałam więc wyniki ze wszystkich dyscyplin, to nigdy mi ta piątka nie wychodziła, zawsze było trochę więcej.

Gdy zaczynałam współpracę z Marcinem Florkiem, napisałam mu, jaki czas chciałabym osiągnąć na połówce. Dodałam, że jakby się udało, to chciałabym kiedyś zdobyć kwalifikację na mistrzostwa świata na połówce Ironmana. Jednakże nie określiłam, kiedy miałoby się to wydarzyć. To udało się już po roku współpracy, a więc bardzo szybko. Już w Turcji w listopadzie byłam o krok od zdobycia kwalifikacji poprzez tzw. roll down. Jedna z zawodniczek sprzątnęła mi slota dosłownie sprzed nosa. To rozbudziło moje nadzieje. Jednak w ogóle nie spodziewałam się tego, że akurat Dubaj, a potem Warszawa będą dla mnie szczęśliwe. Pojawiła się radość i niedowierzanie.

Cieszę się, że jadę tam ze swoim mężem, który też zgarnął slota. Mamy zamiar fajnie spędzić czas. Jeśli chodzi o wyścig, to oczywiście podejdę do niego w pełni profesjonalnie. Co się okaże na końcu, to zobaczymy. Jadę tego doświadczyć i poczuć tę niezwykłą atmosferę.

AT: Profil trasy biegowej i rowerowej w St. George jest dosyć górzysty. W jakiś szczególny sposób uwzględniacie to z trenerem w przygotowaniach?

EL:  Widzę, w jaki sposób mój trener układa mi plan treningowy. Śmieję się, że w moim przypadku cała nadzieja w rowerze. W bieganiu też, ale na rowerze można najwięcej zyskać. Zauważyłam, że od jakiś 4-5 tygodni mam podkręcone treningi rowerowe, które mogą przygotować mnie na tę trasę. Nie ukrywam, że dla mnie góry będą wyzwaniem, ale dla wszystkich warunki będą takie same. Fajnie. Ja lubię wyzwania.

ZOBACZ TEŻ: Czy trasa w Utah rzeczywiście jest tak ciężka?

AT:  Ile czasu przewidujecie na aklimatyzację w St. George?

EL: 18 października lecimy do Los Angeles. Tam wynajmujemy samochód i jedziemy do St. George. Będzie to 10 dni przed moim startem. Liczę, że ten czas będzie wystarczający do tego, żeby zaadaptować się do tamtych warunków i do nowej strefy czasowej.

Po starcie nie wracamy od razu do Polski. Na zaproszenie jednego ze sponsorów jedziemy na maraton nowojorski. Potraktuję ten start charytatywnie. Chciałabym zebrać środki na zakup protezy stopy dla chorego chłopca. Tak więc do kraju wrócimy po ok. 3 tygodniach bycia w rozjazdach.

AT: Czy nie boisz się, że w Abu Dhabi (ostatni start – koniec listopada) może Ci zabraknąć motywacji? Najważniejszy wyścig roku będziesz już wtedy miała za sobą. 

EL: O motywację się nie martwię. Mój trener się śmieje, że ja jestem takim „zwierzęciem startowym”. Gdy czuję, że przyszedł czas na ściganie, to choćbym nie miała formy, czy wydawałoby się, że nie mam motywacji, to zawsze ją znajdę. Bardziej martwię się o sam dystans. Dystans 1,5 km w wodzie, który będzie do pokonania w Abu Dhabi, to nie jest coś dla słabych pływaków, czyli dla mnie. Następujące po pływaniu 40 km na rowerze może nie wystarczyć do tego, żebym zdołała odrobić straty. Jadę do ZEA coś przeżyć, czegoś fajnego doświadczyć. Znów będę startować ze swoim mężem, który zapewnił sobie slota w aquabike. Jedziemy wystartować z orzełkiem na piersi. Jedziemy z super ekipą. Zamierzamy dobrze się bawić i wrócić do kraju z pięknymi wspomnieniami.

Do każdego swojego startu staram się podchodzić na spokojnie. Nigdy specjalnie nie analizuję ani miejsca, ani czasu. To, co się dzieje, zawsze jest fajną niespodzianką. Czasami coś nie wychodzi – bywa różnie – ale zawsze są to bardzo fajne doświadczenia i emocje. A ja na trasie zostawiam serducho.

AT: Czy na koniec rozmowy chciałabyś coś powiedzieć naszym Czytelnikom? Chciałabyś, żeby coś wybrzmiało?

EL: Chciałabym zachęcić do uprawiania sportu. Szczególnie osoby, które narzekają na codzienną życiową monotonię pod tytułem: praca, dzieci, dom. Ja zawsze mówię, że uprawianie sportu koloruje mój świat. Mam możliwość obserwowania tego, jak ludzie się zmieniają, tj. jak stają się szczęśliwsi, o ile lepiej funkcjonują, gdy zaczynają wplatać zajęcia sportowe w swój codzienny grafik. Sport jest doskonałym dopalaczem życia. Jeśli ktoś się zastanawia i myśli, że jest za słaby i że nie da rady, to namawiam do tego, żeby skończyć z tym podejściem. Ważne jest to, żeby sobie samemu dać szansę i zacząć coś robić.

Dziękujemy za rozmowę.

ZOBACZ TEŻ: Maciej Skórnicki: „Triathlon to przygoda. Na karierę musisz najpierw zapracować”

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,814ObserwującyObserwuj
21,800SubskrybującySubskrybuj

Polecane