Jerzy Górski: „Zacząłem ćpać życie na nowo” – cz. I

Heroina, papierosy, uzależnienie od narkotyków…i zwycięstwo w prestiżowych zawodach Double Ironman.




Grass: Lata 80-te. Heroina, papierosy, uzależnienie od narkotyków. Byłeś na krawędzi. Ciężko było z tego piekła wrócić?


Górski: Bardzo ciężko. To trwało 14 lat. Miałem przerwy związane z przymusowym leczeniem, ale tak naprawdę cały czas byłem uzależniony. To był okres komunizmu w Polsce. Wtedy nikt nie mówił o narkomanii. Lekarze diagnozowali u mnie toksykomanię i lekomanię. Inne było prawo. Milicjant robił mi rewizję na ulicy i kiedy znalazł strzykawkę dostawałem pałą i trafiałem na 48 godzin do aresztu. Mając strzykawkę i jakąś ampułkę byłem przestępcą.

 

Opowiedz mi o pierwszym dniu, kiedy strzykawkę zamieniłeś na buty sportowe.


Wszystko zaczęło się w 1984 roku. Jeździłem do poradni Monaru przy wrocławskim szpitalu. Byłem skrajnie wyczerpany, ważyłem 49kg. Lekarka, która mnie przyjmowała liczyła się z tym, że mogę umrzeć. Jeszcze na głodzie, wycieńczony, powiedziałem, że albo załatwią mi Monar, albo będę kombinował – załatwiał towar żeby ćpać w szpitalu. Kazałem przywiązywać się pasami, bo bałem się, że mogę sobie zrobić krzywdę. Któregoś dnia usłyszałem wreszcie: „Masz załatwiony Wrocław. Jedź na Jarzębinową”. Kiedy wysiadłem z taksówki, wyciągnąłem z kieszeni ostatniego papierosa. Wiedziałem, że tam nie wolno palić, pić i brak narkotyków. W tamtym czasie paliłem prawie 100 papierosów dziennie i brałem heroinę. Do Monaru przyjechałem przed południem, a wieczorem musiałem ze wszystkimi wyjść na bieganie. Każdy musiał biec – bez względu na stan w jakim się znajdował.

 

W jakim byłeś stanie?

 

W skrajnym. Myślałem, że w środku wszystko mi popęka. Przebiegłem 100 metrów i musiałem się zatrzymać. Ale wszyscy krzyczeli: „Dawaj! Biegniesz z nami.” W grupie były też jakieś dziewczyny, więc odezwała się męska ambicja, złość, że nie mogę ich wyprzedzić. Pokonałem te 1700 metrów i organizm nie wytrzymał. Buchnęła ze mnie krew. Ale codziennie biegaliśmy. Tam się nikt nie szczypał. Nie było lekarzy w białych kitlach tylko tacy sami giganci jak ja – ludzie, którzy mówili: „Co ty pierdolisz? Idziemy i koniec!” Z każdym dniem czułem się coraz lepiej i to nie głód narkotykowy był największym problemem. Ten trwał około trzech tygodni. Wtedy nie mogłem spać, miałem dreszcze, było mi zimno. Jednak największym problemem było palenie. Marzyłem o tym. Budziłem się w środku nocy i wydawało mi się, że przed chwilą paliłem. Długo mnie to trzymało, ale z każdym dniem miałem większą motywacje i chęć do biegania. Dzisiaj z perspektywy czasu i doświadczenia trenerskiego wiem, że podczas treningów dalej aplikowałem sobie narkotyki, ale te pozytywne – endorfiny. Wciąż ćpałem, ale już co innego.

 

A skąd triathlon?

 

Zobaczyłem krótką relacje z zawodów w telewizji. To były jakieś nietypowe mistrzostwa, bo pamiętam, że zawodnicy pływali również na kajakach, czego nie ma w klasycznym triathlonie. Zakochałem się w tej dyscyplinie.

 

Co było dalej?


Po dwóch latach, kończąc leczenie wszedłem w program przygotowujący mnie do życia na zewnątrz. Jednym z celów jakie sobie wyznaczyłem było przejechanie rowerem dookoła Polski i zwiedzenie wszystkich ośrodków monarowskich dla ludzi uzależnionych. Jadąc wyznaczoną trasą trafiłem w Płaszewie koło Gdańska na zawody triathlonowe.

 

Przypadkowo?

 

Uwzględniłem w planie rajdu to miejsce, ale nie z zamiarem wystartowania. Po prostu chciałem zobaczyć na żywo jak wygląda triathlon. Dopiero jadąc pomyślałem o tym, że jeśli będzie możliwość, to wystartuję.  Wychodząc z wody byłem ostatni, ale zawody ukończyłem. I dalej w trasę. Przez dwa miesiące przejechałem 3 tysiące kilometrów. Zwiedziłem ponad 17 ośrodków Monaru. A później wystartowałem w swoim pierwszym Ironmanie w Kaliszu.

 

Ironman, czyli co?

 

3,8km pływania, 180km jazdy rowerem i maraton, czyli 42 km 195m biegu. Zająłem drugie miejsce za Jarkiem Łabusem, który wywalczył wtedy prawo startu w Ironmanie na Hawajach. O moim sukcesie zadecydowała kondycja i siła wypracowana na rowerze podczas rajdu dookoła Polski. To dało mi fundament. Na rowerze rozprawiłem się ze wszystkimi pozostałymi . Jest rok 1986/87. Triathlon  istnieje w Polsce dopiero kilka lat – na świecie kilkanaście. Mamy do czynienia z nowym dzieckiem sportu. Wszechstronność tej dyscypliny zaczyna przyciągać. Patrzy się na tych ludzi jak na herosów.

 

To było jak bajka, mit…

 

Szczególnie Ironman. Na dźwięk tego słowa przechodzą mnie ciarki. Przypominam sobie jak pływałem w zimnej wodzie, 14-15 stopni Celsjusza. Dziś jako organizator, trener i sędzia nigdy nie wpuściłbym zawodników do wody o takiej temperaturze. Wtedy smarowaliśmy się jakimiś „wynalazkami” – gęstymi smarami maszynowymi. Było nas kilkudziesięciu. 30 wskakiwało do wody, ale kilkunastu wyciągano zanim przekroczyli metę, bo nie wytrzymywali temperatury. Takie były początki. To nie byli wyczynowi sportowcy tylko bardzo często ludzie po przygodach życiowych, zakrętach.  Byłem wtedy po trzydziestce i po treningach w Monarze doszedłem do jakiegoś poziomu. Na początku pływałem 1000 metrów w 27 minut, a po roku treningu pod okiem trenera poniżej 15 minut. Wcześniej tylko mi się wydawało, że umiem pływać. Potrafiłem wypuścić się na środek jeziora i wrócić, ale nie było w tym nic z synchronizacji , techniki, głowa nad powierzchnią, żabka bez oddechu do wody –  rekreacyjna.

 

Musiałeś poczuć się jak dziecko. Nauka pływania niemal od początku?

 

Szlag mnie trafiał, kiedy patrzyłem jak ci mali pływają. Kładłem się na dnie basenu i podpatrywałem jak dzieciaki trenują. Pytałem: „Jak one to robią, że pływają tak szybko?”. Leżałem na plecach na dnie basenu i zapamiętywałem ruchy rąk, nóg, synchronizację. Chciałem pływać jak one. Te chwile bardzo mnie motywowały.

 

Dzięki temu zostawiałeś stare życie?

 

Od rana do nocy trenowałem po trzy razy dziennie, nie patrząc na dietę i odpoczynek. Dziś wiem, że to było niezdrowe, ale wtedy nikt nie miał doświadczenia w treningu triathlonistów. Na własną rękę studiowałem fizjologię, biochemię – szukałem wiedzy. Rodziły się pytania: „Dlaczego coś siedzi mi na żołądku podczas treningu? Zjadłeś i poszedłeś biegać. Chłopie! Nie rób tego!” Uczyłem się na sobie. Chciałem być coraz lepszy.

 

Uciekłeś z piekła. Wszedłeś w nowy lepszy czas i był to wybór właściwy –nie ma co do tego wątpliwości, ale czy po drodze takich nie miałeś? Czy ani razu nie chciałeś wrócić do tamtego starego życia?

 

Nigdy. Zacząłem ćpać życie inaczej. Zamieniłem rodzaj narkotyku. Pewnie, że były chwile zmęczenia, ale nigdy zwątpienia – byłem tak mocno zmotywowany, zdeterminowany. Rosłem. Szybciej pływałem, biegałem. Widziałem efekty swojej pracy i to dawało mi siłę do normalnego życia. Codziennie chodziłem do pracy, do szkoły wieczorowej. Przecież ja byłem nikim. Nie miałem wykształcenia, zawodu…nic nie miałem.

 

Jak wyglądał Twój dzień?

 

Około 5 rano jechałem na basen. Później praca w punkcie konsultacyjnym dla ludzi uzależnionych i kolejny trening. Trzy razy w tygodniu od 14.00 do 20.00 byłem w szkole…dziadek, najstarszy, a tu młodzież 18 -19 lat. Każdy po szkole szedł swoją drogą, ale bywały dni kiedy spotykaliśmy się np. w dyskotece. Traktowałem to jak trening, a że jestem abstynentem to w pewnym momencie znikałem i szedłem do domu. Bywało też, że trenowałem po szkole o 20.00. Bieganie jest proste i można to robić w nocy.

 

W nocy się śpi…

 

No tak. Z upływem czasu, kiedy zdobyłem większą wiedzę na temat treningu i regeneracji, kiedy wiedziałem, że w triathlonie można łączyć treningi np. pływanie z rowerem, czy rower z biegiem, nie musiałem już wychodzić tak późno. Ale to przyszło po paru latach. Wtedy nie było Internetu. Dziś sprawa jest prosta. Wpisujesz w Google „triathlon” i wszystko masz na tacy. Tylko chcieć trenować.

cdn…

 

Aktualiacja:

W 2017 roku powstał film fabularny „Najlepszy” oparty na faktach z życia Jurka Górskiego, a także powieść biograficzna o tym samym tytule, którą napisał Łukasz Grass. 

 

Podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (FPFF) w Gdyni (2017), film „Najlepszy” otrzymał łącznie pięć nagród. Nagrodę Publiczności ufundowaną przez Telewizję Kino Polska odebrał Łukasz Palkowski, reżyser filmu. Złotego Klakiera – nagrodę Radio Gdańsk S.A. przyznano za najdłużej oklaskiwany film Konkursu Głównego Gdynia Festiwal Filmowy (owacje trwały aż 7 minut 57 sekund), Nagrodę Festiwali i Przeglądów Filmu Polskiego za Granicą. Natomiast nagrody indywidualne otrzymali Kamila Kamińska za profesjonalny debiut aktorski, a Marek Warczewski za scenografię do filmu.

 

Film Łukasza Palkowskiego oparty jest na prawdziwym życiorysie niezwykłej osoby, którą społeczność Akademii Triathlonu doskonale zna – jest nią Jerzy Górski. Przed wejściem filmu do kin, 8 listopada, na rynku ukaże się powieść biograficzna o Jerzym Górskim, którą napisał Łukasz Grass – redaktor naczelny Business Insider Polska i Akademii Triathlonu.

 

IMG 3717

 

Książka pod tytułem „Najlepszy” będzie opowiadać o niezwykłej walce młodego człowieka z uzależnieniem od narkotyków, które omal nie doprowadziły do jego śmierci. Czternaście lat brania morfiny i heroiny wyniszczyły jego organizm do tego stopnia, że ważąc 48 kg trafił na detoks do wrocławskiego szpitala. Po dwuletniej terapii w Monarze rozpoczął karierę sportowca w klubie Chrobry Głogów. Ciężki i systematyczny trening – łącznie przez 6 lat – doprowadził Górskiego do wygrania prestiżowych zawodów Double Ironman (prawie 8 km pływania, 360 km jazdy rowerem i 84 km biegu), okrzykniętych w prasie nieoficjalnymi mistrzostwami świata na tym dystansie.  Janusz Kalinowski, dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej, tak pisał o tych zawodach w 1990 roku w „Kurierze Polskim” :

 

2 str._art._Kurier_Polski_Ros_z_kury_1990

 

IMG 3405

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,814ObserwującyObserwuj
21,800SubskrybującySubskrybuj

Polecane