…że będę używał więcej kofeiny niż do tej pory. Trochę test, bo mimo, że stosowałem się do tej zasady podczas najważniejszych treningów, to wiadomo, że nigdy nie oddadzą one realiów zawodów. To była ta jedna niewiadoma.
A czego się obawiałeś?
No wiesz, to są już duże dawki, po zsumowaniu wychodziło około 1g kofeiny. Nie wiedziałem, jak mój organizm zareaguje. Nie chodziło mi o to, że kofeina odwadnia, bo najnowsze badania przeczą takiej tezie, ale nie wiedziałem, jak organizm zareaguje na tak dużą dawkę kofeiny w żelach. Na pewno od pewnego momentu już nic nie daje. Każdy ma jakiś swój próg, do którego kofeina pobudza organizm, a po jego przekroczeniu możesz mieć co najwyżej problemy żołądkowe, a te obok odwodnienia są najczęstszymi problemami w Ironmanie. Nie na darmo mówi się, że Ironman to mistrzostwa świata w jedzeniu i piciu, a reszta to dodatek.
W jakiej formie jadłeś żele?
Miałem je w bidonie, lekko rozwodnione. Ponadto back up w postaci żelków energetycznych.
Nic ze stałego pożywienia? Jakieś batony czekoladowe, banany?
Nigdy nie jem nic z tych rzeczy na zawodach, ale wiem, że wielu zawodników – nawet profesjonalnych – potrafi zjeść kanapkę podczas jazdy na rowerze. Ja tego ani nie potrzebuję, ani nie lubię.
OK. Podsumujmy to żarcie: 10 żeli, w zapasie żelki energetyczne i bidony. A co w nich?
Napój hipo- i izotoniczny. Idealnie byłoby, gdybym mógł przejechać na tym cały etap kolarski. Oczywiście w jednym z bidonów, tym na ramie, jest czysta woda na wypadek gdybym chciał przepłukać usta, pozbyć się jakiegoś smaku żeli czy napojów energetycznych. Poza tym zaraz po pływaniu potrzebuję kilka łyków czystej wody. Ważne są tutaj stężenia napojów energetycznych. Trzeba o tym pamiętać, bo jeśli dobierzesz złe proporcje i wyjdzie ci np. napój hipertoniczny, to podczas wysiłku na rowerze, zaraz po pływaniu, wyciągnie całą wodę z komórek i będzie bełtał Ci się w żołądku. Wielu zawodników amatorów robi czasami taki błąd, że chce dodać do napoju izotonicznego jeszcze więcej węglowodanów, dosypuje dwie, trzy łyżki więcej i robi się z tego gęsta zawiesina o zwiększonych stężeniu osmotycznym i wyciąga wodę.
Widzę, że jak zwykle masz perfekcyjnie wszystko zaplanowane po swojemu, ale jak rozwiązujesz problem żywieniowy powiedzmy od połowy dystansu? Kiedyś twoje własne zapasy przecież się kończą.
Przechodzisz na to, co jest na zawodach. Albo cola albo izotoniki.
No dobrze… ciekawi mnie dlaczego na samym początku, na moje pytanie o błędy, odpowiedziałeś „I tak i nie”. Spowiadaj się.
Łukasz, to co się wydarzyło…powiem tylko na usprawiedliwienie, że Frodeno i Kienle przytrafiło się to samo – na pierwszym przejeździe przez kostkę brukową, kocie łby, straciłem wszystkie żele…to był 18km jazdy rowerem!
Żele?
Wszystko. To co przed chwilą ci opowiedziałem, ten cały misternie utkany plan żywieniowy. Straciłem wszystko, co miałem…
(Z Rafałem rozmawiam na Warszawiance, zaraz po treningu pływackim. Siedzimy w kawiarence i po usłyszeniu tego zdania, wybucham takim śmiechem, że ludzie zaczynają się oglądać.)
Ale to nie było tak, że miałem źle zamocowane bidony. Wszystko wcześniej sprawdziłem. Byłem na tej trasie miesiąc wcześniej. Specjalnie pojechałem na trening do Frankfurtu, żeby wszystko przetestować. Dodatkowo pojechałem na ten właśnie odcinek trasy w czwartek na kilka dni przed zawodami, bo wiedziałem, że tam niemal wszyscy tracą wyposażenie. Zawsze leżą tam tony bidonów, dętek zapasowych. Chciałem sprawdzić, czy mam wszystko przygotowane jak należy. Wlałem do bidonów wodę, żeby były ciężkie jak na zawodach. Nic się nie działo. Przejeżdżałem przez kocie łby, a bidony były na swoim miejscu. Po tym jak ruszyłem na trasę po pływaniu, kiedy zegarek dał sygnał, że właśnie przyszedł czas na jedzonko, a był to pewnie około 25km, sięgam ręką po jedzenie i… nie ma! Gdybyś wtedy zobaczył moją twarz i oczy! Szok. Tyle przygotowań. Po tym jak w ubiegłym roku zawaliłem sprawy żywieniowe, naprawdę chciałem, żeby wszystko zagrało jak należy: wszystko wyliczone co do grama, ilość węgli, kofeiny, picia, rozplanowane w czasie co do minuty i to wszystko ulotniło się w ułamku sekundy. To pokazuje, że Ironman jest jak życie – wszystkiego nie przewidzisz.
Cały czas nie mogę przestać się śmiać. Oczywiście śmiech współczucia, bo nie mogę uwierzyć, że po tylu drobiazgowych przygotowaniach w jednej chwili wszystko się zawaliło.
Ale to nie było tak, że miałem źle zamontowany bidon. Ja z nim przejechałem wiele zawodów, treningów, specjalnie pojechałem na ten odcinek trasy, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko trzyma się jak należy. Ale jednak dwóch rzeczy nie przewidziałem. Po pierwsze rozpuszczone w bidonie żele ważą więcej niż woda, a po drugie podczas zawodów wpadłem na te kocie łby szybciej niż na treningu, kiedy musiałem zwolnić i sprawdzić, czy nie jedzie samochód. Podczas zawodów droga jest zamknięta. W czwartek, kiedy testowałem ten odcinek, rozmawiałem z jednym z zawodników, który też tam jechał i mówi do mnie, że za chwilę stracę te wszystkie bidony. „Spokojnie, na pewno nie wypadnie. Ja już tu dwa razy byłem i wszystko testowałem, a teraz jest trzeci test!” – mówię.
Jaki plan awaryjny uruchomiłeś?
Pierwsze wrażenie… myślę sobie: „Będzie jazda”, ale w ułamku sekundy skoncentrowałem się na szukaniu rozwiązań. Nie wiem, czy była nawet sekunda zmartwienia w mojej głowie i z tego jestem bardzo dumy. Mój mózg zadziałał jak komputer nastawiony na szukanie rozwiązania. Wyglądało to mniej więcej tak, jakbym sam ze sobą rozmawiał:
– Przeliczenie
– Ile muszę pobrać żeli na każdej strefie?
– Tyle a tyle
– OK. co dalej? Jakie oni dają żele w tych strefach?
– Power Bar
– OK. Brałem kiedyś. Będzie pasował
– Jakie są smaki? Przypomnij sobie!
– Jabłuszko i banan
– Banan! Bardzo lubię! Rozkaz – celować w banana w strefie!
– Co z wodą? Miałem pobierać dwa razy, więc teraz muszę dołożyć trzecie pobieranie
– Czyli jak?
– Pobieram bidon od pierwszego wolontariusza, później żel od drugiego, i dopiero woda.
– Czyli mnie to trochę zwolni…
– Trudno, trochę mnie zwolni. Tak widocznie musiało być
Jak cyborg!
To była szybka, czysta kalkulacja! I tak powinno się do tego podchodzić. Nie ma co rozpamiętywać porażki.
Doskonale. Też tak uważam. Pewnie szukałeś jakichś pozytywów tej całej sytuacji.
Oczywiście! Pomyślałem – „A może to i dobrze?! Są dwa podjazdy, bez bidonów będzie lżej!” Ale jeszcze jedna pozytywna myśl zrodziła się w mojej głowie. Ponieważ jak mówiłem, miałem problem z tym, ile przyjąć kofeiny razem z żelami, nie do końca byłem pewien, czy dobrze robię, podając takie ilości, to po stracie bidonów pomyślałem, że to pewnie Pan Bóg wszystko spowodował, bo wiedział, że głupio robię i wysłał mi taki sygnał: „Za dużo chłopie tej kofeiny, ja ci ją zabiorę, a ty sobie poradzisz z żelkami bez kofeiny, które dostaniesz w strefie zmian, bo Power Bar daje bez kofeiny”. No i dostałem odpowiedź na pytania, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi przez tyle czasu, nie ma nigdzie literatury na ten temat, nie ma badań. Bardzo duże wsparcie dostałem od swojej żony, która właśnie skończyła dietetykę w sporcie na warszawskim AWF-ie i wiele z jej prac eksperymentowaliśmy na moim organizmie. Kiedy mieliśmy wątpliwości, pytała wykładowców. Czasami wiedzieli, co odpowiedzieć, czasami nie. Jeden ważny wniosek jaki z tego płynie – jest bardzo mało nowych badań na temat sportów ultra wytrzymałościowych. Wszystko sprowadza się do wysiłków 3-4 godziny. A kiedy w grę wchodzą te 10-godzinne, to jest bardzo mało informacji. Chyba robiliśmy z żoną sporo zamieszania, bo przygotowywałem jej pytania, które zadawała prowadzącym.
A czy udało Ci się w tej matematycznej kalkulacji na rowerze wyrównać kalorie?
Wydaje mi się, że tak. Pobierałem żele na każdej stacji. Nigdy mi ich nie zabrakło, a podawali po dwa żele. Jak tylko dojeżdżałem do strefy zmian wydzierałem się ile sił: „Żeeeeeel, żeeeeel”. Czasami po dwóch do mnie doskakiwało, byłem w strefie tylko ja! Na drugiej pętli było już więcej ludzi, trzeba było zwalniać, nie było już takiego komfortu z wolontariuszami.
A jak żele? Banan smakował?
Od dwóch lat jadłem tylko żele Sponsera i chyba miałem ich powoli dość. I kiedy wziąłem tego Power Bara mówię „Jaki zaj..ty smak!”. Było doskonale! Jedno jest pewne. Mimo tego dziwnego czasu 9:41, który był efektem upałów, nigdy nie byłem przygotowany do zawodów tak jak teraz, nigdy nie miałem takiej kondycji. Z pomiaru tkanki tłuszczowej wynika, że miałem jej przed zawodami 3,5%. Nigdy tak nisko nie było! Żona przed zawodami zapytała, czy mi nie przeszkadza ten hawajski upał. Odpowiedziałem, że ja nawet lubię takie gorąco, tylko że wtedy po prostu wszystko robię wolniej. Musiałem zweryfikować założenia czasowe, które były przyjęte do optymalnych warunków pogodowych. Zamiast 9:10 – 9:15 będę musiał zrobić te zawody wolniej.
Jutro druga część wywiadu.
Dziękuje bardzo za gratulacje i dobre słowa. Nie spodziewałem się takiej reakcji społeczności triathlonowej. Jest to bardzo miłe i motywujące. Super. Co do pytania Marcina to uważam pomiar mocy za podstawę nie tylko na treningu ale na zawodach, szczególnie w długim dystansie. W moim przypadku HR i samopoczucie potrafi płatać figle, wiec dopiero te 3 czynniki dają obraz sytuacji i pozwalają dobrze rozłożyć siły na cały dystans
Tomasz, nie przejdzie! Jak cos to musza byc dwie pletwy: grzbietowa i ogonowa. Na jedna nie nabierzesz nawet dzieci w przedszkolu:)
Strach się nie bać.
Tomek…. myślę, że to nie przejdzie po tym, co przedwczoraj wydarzyło się podczas zawodów surferów.
http://www.bbc.com/news/world-africa-33588228
Ach jak sie swietnie czyta!!! Prawdziwy Hermannschlacht!
brawo i gratulacje! Chcialoby sie krzyknac: Rafale oddaj legiony, ale ze Rafal taki wynik zrobil, wiec nie pasuje -:))))))) no bo przeciez wygral KONA !!!!
Raz kozie śmierć jak to mówią. Zachęcony wiedzą Profesora zareklamowaną dodatkowo przez Marcina chciałbym się podzielić męczącym mnie od prawie roku problemem z nadzieją na pomoc. Otóż kibicująca mi grupa ma problemy z etapem pływackim – nie wie gdzie ja jestem. Wracając z zawodów w Krakowie przyszła mi do głowy pewna myśl którą szybko zweryfikowałem w Internecie. Chodzi o tzw, płetwę rekina – jest to jak się okazuje akcesorium pływackie przeznaczone do nauki pływania dla dzieci. W moim przypadku choć nie wypieram się potrzeby nauki, bardziej chodziłoby o efekt wizualny. Startując jako jedyny ( błagam nie rozprzestrzeniajcie tej informacji) z taką płetwą byłbym niewątpliwie rozpoznawalny dla wspieracjącyh mnie na brzegu. Niestety przestudiowawszy regulaminy WTC oraz Challenge nie jestem w stanie samodzielnie odpowiedzieć na pytanie czy pływanie z płetwą rekina jest dozwolone.
Będę wdzięczny na wszelkie podpowiedzi w tym zakresie..
Oczywiście dołączam się do gratulacji dla Pana Rafała.
Ps. myślę że połączenie skina z płetwą rekina mogłboby wogóle być rewelacyjnym sposobem uzyskania konkurencyjnej przewagi w trakcie etapu pływackiego szczególnie w trakcie zawodów na Hawajach. Już sobie wyobrażam jak co mniej wyraźnie widzący konkurenci ( zaparowane szkła, zmęczenie itd.) umykają na boki widząc skina-rekina na trasie.
Miło mieć Takiego Profesore na AT… wszystkich zna, wszystko wytłumaczy…;)) A tak poważnie to gratulacje Rafał, wynik w tych warunkach wielki! To co mi sie podoba to pamietanie trzymania sie wielu prostych reguł, które kazdy zna ale jak to w życiu często bywa ludzie kombinują stosując wiele wymyślnych zasad i zapominając o podstawowych polegają. Ale zastanawiam sie tez jak poszedłby ten czy inny start gdyby nie miernik mocy? Czy Rafał wyobraża sobie jeszcze ściganie sie bez pomocy techniki tylko na czucie? Bedzie kibicowanie na Hawajach, mamy wielu wspaniałych osobowości i zawodników w tym roku;)
Stroj plywacki ze specjalna konstrukcja, kompresja, zmniejszajacy tarcie wody, hydrofobowy czyli nie namakajacy. Z atestacja na zawody z zakazem stosowania materialow z neoprenu.
„Płynąłem w skinie, a pod spodem miałem strój triathlonowy z długimi rękawkami” może ktoś wytłumaczyć laikowi to zdanie?
Rafał, jeszcze raz gratulacje! Milo miec TAKIEGO MISTRZA wsrod swoich znajomych:)
Gratulowałem Panu Rafałowi na lotnisku, ale z miłą chęcią uczynię to raz jeszcze. Slot uzyskany w takich warunkach dobrze rokuje na dobry wynik w Kona 🙂