Izabela Kim o treningach i życiu w Korei Południowej: „Na zawodach panuje rodzinna atmosfera, bo prawie wszyscy się znają”

ZOBACZ TEŻ: Kacper Stępniak faworytem Challenge Gdańsk. RaceRanger pierwszy raz w Polsce!

Izabela Kim od 11 lat mieszka w Korei i właśnie tam zainteresowała się triathlonem. W rozmowie z Akademią Triathlonu mówi o tym, że sport stał się katalizatorem do wielkich życiowych zmian i swoją historią chce inspirować innych. Opowiada także o specyfice trenowania triathlonu na drugim krańcu świata.

Grzegorz Banaś: Jak to się stało, że znalazłaś się w Korei Południowej i mieszkasz tam na stałe?

Izabela Kim: Będąc na studiach, obejrzałam z przyjaciółką jeden film i przepadłam. Zaczęłam się interesować Koreą. Od tamtego momentu wiedziałam, że chciałam tu mieszkać. Życie się tak potoczyło, że udało mi się to zrealizować. Mieszkam w Korei od 11 lat, to już sporo. Lubię mieszkać w Korei, ale nie chce spędzić całego życia, spełniając to jedno marzenie.

Powrót do Polski jest w planach, ale też raczej nie na stałe. Świat jest zbyt ciekawy, żeby siedzieć w jednym miejscu. Mam na swojej liście, kraje i miejsca, w których chciałabym chociaż przez jakiś czas pomieszkać.

GB: Jak w ogóle zainteresowałaś się triathlonem? Co sprawiło, że do dzisiaj go trenujesz?

IK: Moi znajomi są triathlonistami, dzięki nim zaczęłam zapoznawać się triathlonem. Oglądałam zawody w internecie. Byłam też na zawodach w Europie jako przewodnik, support, kibic i bardzo mi się to spodobała atmosfera, jaka panuje podczas zawodów.

W tamtym momencie trenowanie triathlonu, czy jakiejkolwiek dyscypliny sportu było dla mnie niemożliwe. Poza tym panicznie bałam się wody i nie potrafiłam pływać.

Kiedy już zaczęłam go trenować, to całkowicie skradł moje serce i stał się życiową pasją. To wszystko mimo tego, że właściwie ze względu na problemy z żołądkiem nie końca powinnam uprawiać jakiekolwiek sporty wytrzymałościowe. Dzięki dobrze dobranym treningom daję radę! Trenuję go do dzisiaj, bo jako sport rozwija nas cały czas. Uczy pokory i samodyscypliny. Często trzeba się mierzyć z przeszkodami, ale przede wszystkim z samym sobą. To mnie w nim najbardziej urzekło.

GB: Wspomniałaś mi, że Twoją historią chcesz inspirować inne osoby…

IK: Chciałabym, że moja droga triathlonowa, upartość i zawziętość, komuś pomogła uwierzyć w siebie. Żeby ta osoba kiedyś zmieniła swoje życie i zaczęła walczyć o siebie. Może tak jak ja, zrobi wielki i ważny krok i np. odejdzie ze związku z osobą, która znęca się nad nią psychicznie.

To jest taka historia dziewczyny, która była ofiarą przemocy psychicznej wobec kobiet i zmieniła się w dziewczynę pełną życia, która kocha triathlon. Ten sport stał się dla mnie lekarstwem na to całe zło, które mnie spotkało, ale też motorem napędowym do życia. Może to nietypowa historia, ale dobrze będzie, jeśli to wybrzmi.

GB: Triathlon okazał się więc takim motorem napędowym do wielkiego przełamania (na kilku poziomach). Przykładowo „polubiłaś się” również z pływaniem, prawda?

IK: Po wielu zdarzeniach w Korei trzeba było się pozbierać. Właśnie triathlon stał się lekarstwem na całe zło. Otworzył mnie na nowe szalone doświadczenia i pokonywanie własnych słabości.

Tak jak wspominałam wyżej, ja nie potrafiłam pływać i bardzo bałam się wody.
Triathlon tak bardzo skradł moje serce, że dla niego wyszłam totalnie poza strefę komfortu, pokonałam jeden ze swoich największych lęków i nauczyłam się pływać. Tak mnie to rozkręciło, że dziś jestem nurkiem ratownikiem z marzeniami na kolejne stopnie nurkowe, ale wszystko w swoim czasie. Dzisiaj nie ma już tak, że czegoś nie jestem w stanie zrobić.
W moim słowniku są tylko słowa: mogę, potrafię, dam radę, jestem silna itd.

fot. Iza Kim – Instagram.

GB: Dwa najpopularniejsze sporty w Korei to piłka nożna i baseball. Zawody typu IRONMAN ścigają jednak tysiące zawodników. Jak wygląda ta popularność triathlonu z Twojego punktu widzenia? Czy dla Koreańczyków jest to pasja, ciekawostka, czy może wręcz styl życia?

IK: Triathlon dopiero od kilku lat zyskuje na popularności w Korei. Na chwilę obecną jak się idzie na zawody, to naprawdę większość ludzi się zna i to jest niesamowite. Tutaj jest też ta rywalizacja, ale przede wszystkim rodzinna atmosfera. Dużo starszych zawodników to są naprawdę triathloniści z pasją. To jest dla mnie niesamowite, bo mam bardzo duży kontrast z młodszymi zawodnikami.

Większość młodych zawodników to są wieloletni kolarze i dla nich to ciekawostka, oni startują w triathlonie, bo się robi popularny, bo znajomi namówili, ale też zaczynają się robić dobre zasięgi itd. Czysty marketing. Znam też kliku naprawdę świetnych zawodników, dla których triathlon jest pasją i sposobem na życie.

Z mojej perspektywy mało jest młodych takich osób jak ja, które zaczynają totalnie od zera i uczą się wszystkich dyscyplin naraz.

GB: Czy Korea Południowa to dobre miejsce do trenowania triathlonu? Kiedyś przeczytałem, że jest „rajem dla rowerzystów” (między innymi ze względu na drogi rowerowe). Tak faktycznie jest?

IK: Tak, jest to raj dla rowerzystów zwłaszcza dla osób mieszkających w okolicach stolicy.
Natomiast cała Korea jest fajna do jeżdżenia, drogi są całkiem dobre. Mają najczęściej pas pobocza, gdzie bezpiecznie można schować się przed samochodem.

Ogólnie trenowanie triathlonu w dużych miastach typu Seoul czy Busan to jest trenowanie jak w raju. Natomiast miasto, w którym ja mieszkam, jest antytriathlonowe. Chodzenie na basen indywidualnie to masakra.

GB: Czemu pływanie indywidualnie to „masakra”?

IK: Basen jest całkowicie oblężony. Czasem podczas pływania mam nawet 10 do 20 osób na torze. Część toru jest zajęta przez lekcje pływackie. Po prostu reszta ludzi, która przyszła, musi pływać na innych torach. Nie ma toru wyznaczonego na pływanie sportowe dla osób, które przyszły zrobić indywidualny trening. Trzeba się między nimi zawsze gdzieś szarpać.

Wyobraź sobie, że wszyscy płyną wolniej niż Ty, a masz zadanie, jesteś zadaniowcem. Przepłyń tak sobie 4.300 metrów!

Z moją nauką pływania wiąże się pewna historia. Kiedy postanowiłam, że będę trenować triathlon, w ogóle nie potrafiłam pływać. O samym sporcie praktycznie nic nie wiedziałam. Pływania nauczył mnie znajomy, który pływał na open water. Pomógł mi oswoić się z wodą. Pamiętam, że stałam na pierwszych zajęciach i ledwo co łapałam oddech. Obok były zajęcia z instruktorem, który stał i śmiał się z obcokrajowca, który boi się wody, i się nigdy nie nauczy pływać przy takim lęku przed wodą.

Tylko ten obcokrajowiec po miesiącu śmigał 1 km non stop. A jego grupa 100 metrów i zadyszka.

fot. Iza Kim – Instagram.

GB: Kiedy do Ciebie napisałem, napomknąłem o motywacji. Wtedy wspomniałaś, że to może być trudne pytanie – jednak tę motywację znajdujesz i nawet dość często pojawiają się w Twoich wpisach takie motywacyjne hasła. Co Cię więc motywuje?

IK: Jest to trudne pytanie, bo ciężko to ubrać w słowa. Wiele osób poszukuje i uzależnia swoją motywację od kogoś, czegoś.

Natomiast ja motywacje odnajduje w sobie. W tym, że jestem zdrowa i tym, że mam możliwość zrobienia kolejnego treningu, który przybliża mnie do realizacji swoich marzeń.
Radość z tego, że mam możliwość robić to, co kocham, najbardziej mnie motywuje. Ja po prostu nie chce być osobą, która sama siebie ogranicza, pozbawia marzeń.

Jeśli mam marzenie, cel i czuję, że to jest to, że to jest moja droga. Tak jak było to z triathlonem. To robię wszystko, co w mojej mocy, żeby to osiągać. Trzeba wypracować w sobie żelazną konsekwencję, samodyscyplinę, być bardzo zdeterminowanym i się nie poddawać.

GB: Czy jest coś pod względem sportowym i triathlonowym, co w Korei Południowej było dla Ciebie szokiem lub zaskoczeniem?

IK: Pod względem sportowym to na pierwszym miejscu jest basen, tutaj to zupełnie inaczej wygląda. Przede wszystkim osobne łaźnie dla pań i panów gdzie wszyscy chodzą nago. Duży się kładzie nacisk na higienę, przed pływaniem obowiązkowy jest porządny prysznic.

Kolejna sprawa to duża ilość ludzi na pływalni. Często moje treningi to pływanie slalomem pomiędzy babciami i dziadkami. Ponieważ ludzie nie przestrzegają oznaczeń torów, a ratownicy mają to gdzieś.

Tak jak wspominałam wcześniej, uważam, że moje miasto jest antytriathlonowe, np. nie mogę używać łap ani płetw podczas treningów. W dużych miastach nie ma z tym problemu. Na basenie też nie można filmować, robić zdjęć.

Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła, jest duża ilość klubów sportowych. W większości z nich nie ma trenera, to jest po prostu grupa ludzi, która trenuje razem, bardziej lub mniej i startują jako team. Należę do takiego klubu w sumie już tylko dlatego, że na zawody łatwiej jest pojechać w grupie. Natomiast w 90% przypadków trenuję sama.

GB: Startowałaś w Polsce, startowałaś też już w Korei Południowej. Widzisz jakieś różnice w tych zawodach. Czy któreś miały dla Ciebie szczególne znaczenie?

IK: Różnice są przede wszystkim w pakietach startowych. W Korei są dużo lepsze! Zawsze są jakieś ekstra rzeczy, np. pas startowy, stroje kąpielowe, ręczniki, zestaw suplementów, kremy z filtrami. Naprawdę do domu po zawodach nie licząc plecaku, medalu i koszulki zawsze coś jeszcze innego przydatnego w triathlonie się przywozi.

Teraz przy zapisach na IM Goseong 70.3, jeśli zapisałeś się do końca grudnia, to dostałeś kalendarz plus cały karton, żeli, saszetek z izotonikiem. W Polsce na IM Gdynia to tylko plecak, koszulka i medal, jeśli ukończysz wyścig. To duży kontrast.

fot. Iza Kim – Instagram.

GB: A jeśli chodzi o samą atmosferę?

IK: W Europie atmosfera na zawodach jest magiczna. W Korei mam wrażenie, że tego trochę brakuje. Nie ma tylu kibiców, tylu atrakcji jak w innych krajach. Jest tak bardziej kameralnie. Na szczęście to się zmienia i bardzo się z tego cieszę. Chociaż każde zawody są wyjątkowe i uczą mnie czegoś innego, to mam takie dwa starty, których nigdy nie zapomnę.

GB: Jakie to były wyścigi?

IK: Na co dzień mieszkam i trenuje sama w Korei. Jestem z Gdyni dlatego szczególne znaczenie miały dla mnie zawody IM Gdynia 70.3 w 2022 roku. Świadomość, że na linii mety będzie czekać na mnie mama, tata, siostra i przyjaciele to było spełnienie marzeń. Nigdy nie zapomnę, jak na biegu siostra krzyczała do mnie po koreańsku „Do końca Jadzia, do końca”.

Kolejnymi szczególnie ważnymi zawodami były zeszłoroczny start na World Cup Tongyong – dystans olimpijski. To był mój pierwszy start pod opieką Filipa i był zupełnie inny start niż wszystkie dotychczasowe. Pierwszy raz w ogóle się nie stresowałam, tylko cieszyłam tym startem. Wiedziałam, że robota była zrobiona, a ja byłam gotowa fizycznie i psychicznie. To były najłatwiejsze zawody w moim życiu, chociaż trasa kolarska to same podjazdy, a bieg to sroga patelnia z piekielną wilgotnością.

GB: W jednym z wpisów mediach społecznościowych podkreśliłaś, że przeszłaś od „samodestrukcyjnych treningów” do wielkiej radości i spełnienia. Jak dokonałaś takie zmiany?

IK: Takie zmiany nie są łatwe, wymagają wiele pracy nad sobą. Musiałam zrozumieć to, że moje podejście do treningu było destrukcyjne zarówno dla ciała, jak i dla ducha. Brak odpoczynku i ciągłe ciśnięcie siebie prowadziły do tego, że czułam się zmęczona, miałam wrażenie, że cały czas stoję w miejscu i nie robię żadnych postępów.

W zrozumieniu tego, że sama sobie robię krzywdę, pomógł mi mój trener Filip Szymonik. Od momentu rozpoczęcia naszej współpracy ta chora presja, którą sama na siebie nakładałam, nagle zniknęła. Schowałam swoją dumę, upartość do kieszeni i po prostu mu zaufałam. Dołączenie do Endless Pain team było moją najlepszą sportową decyzją, jaką mogłam podjąć.

Dzięki niemu nauczyłam się między innymi słuchać swojego organizmu oraz tego, że świat się nie zawali, jak nie będę cisnąć 3 treningów w ciągu jednego dnia, pracując na etacie.
Pokazał mi drogę triathlonową, o której nawet istnieniu nie wiedziałam. Chociaż przede mną jeszcze daleka droga, do realizacji swoich marzeń. To jak do tej pory dzięki tej współpracy odżyłam, stałam się bardziej świadomą zawodniczką i zaczynam czerpać z triathlonu garściami, co przełożyło się na to, że odnalazłam swój wewnętrzny spokój, radość i spełnienie.

fot. Iza Kim – Instagram.

GB: Niektórzy zawodnicy mówią, że chcą awansować na MŚ w Konie. Inni chcą poprawiać umiejętności, a dla innych triathlon to wspomniany styl życia. Czy jako zawodniczka masz jakieś cele, które chcesz zrealizować lub zawody, na których chcesz wystąpić?

IK: Każdy ma swoje marzenia triathlonowe. Pełny dystans na chwilę obecną mnie przeraża. Jeśli w ogóle się na to zbiorę, to chciałabym wystartować po raz pierwszy na pełnym dystansie w Nowej Zelandii. Mogą to być nawet jakieś mniejsze lokalne zawody.

GB: Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane