Jest radnym w Jelczu-Laskowicach, a triathlon trenuje od około 4 lat. Wkrótce Jacek Załubski wystąpi na jednym z najważniejszych wyścigów sezonu – mistrzostwach świata 70.3 Utah. W wywiadzie z Akademią Triathlonu opowiadał o początkach kariery, promowaniu sportu, treningach i tym, co może czekać go na górzystej trasie w St. George.
Akademia Triathlonu: Zacznijmy może od tego, że jesteś triathlonistą, trenerem, ale też radnym. Twój plan dnia musi być napięty. Jak udaje się łączyć pracę i treningi?
Jacek Załubski: Triathlon, sport to pasja. Radny to misja, jestem społecznikiem i lubię się angażować w życie mieszkańców i pomagać. Ponadto normalnie pracuję na etacie i dzięki wsparciu żony, dzieci, rodziny i przyjaciół udaje mi się to łączyć. Nawet do 15 godzin treningu w tygodniu jestem w stanie wygospodarować. Jak to zawsze powtarzam, grunt to dobra organizacja. Zapomniałbym, prowadzę jeszcze treningi dla dzieci oraz wspieram i organizuję wydarzenia sportowe, kulturalne i charytatywne.
AT: Będący radnym i sportowcem jesteś też promotorem sportu i triathlonu (oraz duathlonu). Chodzi tutaj nie tylko o Twoje inspirujące wpisy na profilu, ale pracę przy lokalnych impreza triathlonowych. To chyba szczególnie satysfakcjonujące, że możesz ukochany sport promować lokalnie, pośród rodzin i zawodników?
Jacek Załubski: Tak, bardzo to lubię i jest to częściowo związane z tym, że lubię działać społecznie. I jeżeli poprzez moje działania ktoś się tym sportem zainteresuje, a szczególnie jak przykład biorą dzieci, to buduje jeszcze bardziej i chce się jeszcze więcej. Mamy u nas w Jelczu-Laskowicach kilka imprez w ciągu roku (biegowe oraz duathlon) i w wielu z nich biorę aktywny udział, wspieram i pomagam. W 2017 roku zapoczątkowałem cykliczną już imprezę Bieg Sylwestrowy – w tym roku VII edycja, na którą serdecznie zapraszam.
AT: Startujesz od kilku lat. Możesz powiedzieć coś o tym, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z triathlonem? Jesteś zadowolony ze swoich postępów?
Jacek Załubski: Ogólnie rzecz biorąc, moja przygoda ze sportem zaczęła się w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Wrocławiu, gdzie trenowałem biegi średnie (2000 m i 3000 m z przeszkodami głównie). Potem 10-letnia rozłąka ze sportem, waga z 67 skoczyła do 97,5 kg. Zacząłem powracać bardzo powoli do sportu, zacząłem w 2015 roku od biegów na 5 km, 10 km, półmaraton, maraton, ultra. Potem w 2017 roku zawiązała się u nas grupa TRI i kupiłem pierwszą szosę w 2018 roku i w tym roku wystartowałem w Mietkowie na 1/4 IM. Nie umiałem w ogóle pływać (jedynie żabka) i miałem wynik w okolicy 2:32 h w debiucie. Silne miałem bieganie i to mnie zawsze przesuwało w stawce do przodu. Poprawiałem się z sezonu na sezon i obecnie jestem bardzo zadowolony. W każdym roku znacznie się poprawiam.
AT: Czy mistrzostwa świata Utah są czymś w rodzaju wielkiego celu, czy raczej kolejnym ważnym punktem w Twojej triathlonowej karierze?
JZ: Tak, celem było w 2021 r. zdobyć slota. Przygotowywałem się wówczas pod okiem Daniela Jakimiuka i wywalczyłem przepustkę w Tallinie. I cały ten sezon podyktowany jest głównie pod tą imprezę. Jest to cel nr 1 w tym roku i jak na razie moje największe osiągnięcie w sporcie amatorskim.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Mam wrażenie, że o ile możesz być amatorem w triathlonie, to przygotowania do takiej imprezy jak mistrzostwa świata w Utah są niesamowitym wyzwaniem, który wymaga wręcz profesjonalnego poziomu sportowo-logistycznego. Co jest największym wyzwaniem w tym projekcie?
JZ: Skupić się w 100% na treningach i wykonywać je zgodnie z założeniami, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w 95% wykonuje je solidnie od A do Z. Natomiast sam start, przelot do USA i pobyt połączony ze zwiedzaniem to taka wisienka na torcie tych przygotowań. Jestem już zmęczony i chcę dotrwać w zdrowiu oraz dobrej formie i odpocząć.
AT: Utah to oczywiście między innymi dwie trudności: wysoka temperatura oraz spore przewyższenia. Widziałem, że trenowałeś w Karkonoszach, gdzie było też dużo przewyższenia. Jak zamierzasz dostosować się warunków w St. George?
JZ: Wysoka temperatura, inny klimat to zdecydowanie największe utrudnienia na mistrzostwach. Przewyższenia trenowałem w Karkonoszach oraz na trenażerze, niska kadencja, zmienne obciążenia, ale wiadomo, że to nie o samo. W poprzednich latach robiłem też kilka triathlonów górskich, więc myślę, że będzie ok. Podczas IM 70.3 w Tallinie też było sporo przewyższeń i dosyć ciepło, ale wiadomo, UTAH to pustynia i zupełnie inne warunki. Już się nie mogę doczekać.
AT: Co Twoim zdaniem może być największym problemem na trasie MŚ w St. George?
JZ: Aby utrzymać dobre waty i zrealizować założenia trenerki. Tego boję się najbardziej. Jak to wyjdzie to bieganie już z górki. No i jeszcze ciepła woda i zakaz pianek… Jest tam też jeden długi podjazd, na końcówce, który będzie bardzo trudny, ale co jest zawsze za podjazdem? 12 km zjazd do mety, więc nogi lekko odpoczną.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Doskonali Norwegowie Gustav Iden i Kristian Blummenfield podkreślają, że widoczny jest teraz triumf nauki w triathlonie. Jako trener i zawodnik, który ma już pewne doświadczenie, zgadzasz się z tym nieco „matematyczno-analitycznym” podejściem. Czy przede wszystkim ciężka praca?
JZ: J****ć talent, tylko praca (śmiech). Swoje trzeba zrobić, wytrenować, mieć predyspozycje. Matematyczno-analityczne podejście to element tej całej układanki i drogi do sukcesu, co właśnie udowadniają Gustav i Kristian, a wcześniej Jan Frodeno. W pracy ze swoimi zawodnikami bazuję na swoim doświadczeniu, podstawach treningów w sportach wytrzymałościowych i przede wszystkim na dopasowaniu odpowiednich zadań do czasu, wieku i płci. I to jest w pewnym sensie dla mnie podejście matematyczno-analityczne. DO tego dochodzą wykresy, słupki i bardziej szczegółowe dane w Training Peaks czy z aplikacji Garmin.
AT: Jesteś zadowolony z tego sezonu przygotowań do MŚ. Utah? W zeszłym roku rozpocząłeś treningi z Małgorzaty Otworowskiej. Widziałem, że pojawiły się życiówki, a więc postęp jest widoczny?
JZ: Ten sezon jest najlepszy dla mnie. Ze współpracy z Gosią jestem bardzo zadowolony i oprócz wsparcia treningowego dużym plusem dla nie był plan żywieniowy, który Gosia dobiera mi do planu treningowego. Życiówki posypały się na 5 km, 10 km, 1/8, 1/4 i 1/2 IM, wyraźny progres na rowerze i jeszcze większy w bieganiu. Nad pływaniem ciągle pracuję i oscyluję w granicach 1:40 min/100 m co jest wynikiem średnim i mało zadowalającym. W tym sezonie na większości zawodów stawałem na podium OPEN i w kat. wiekowej.
AT: Jaki wynik w Utah (i może czas) będzie dla Ciebie zadowalający?
JZ: Czasu nie można zaplanować idealnie, bo to zależy od warunków, pogody itp. itd. Samym sukcesem już dla mnie jest tam pojechać i walczyć. Wynik? TOP 15 byłby dla mnie ogromnym osiągnięciem i brałbym w ciemno. Tam jadą naprawdę mocni zawodnicy.
AT: Chciałem jeszcze zapytać o motywację. Czy samo to, że jesteś również trenerem, pomaga w motywacji? Jak zmotywować się do treningów i dużego wysiłku, kiedy ten start w Utah jest jednak nieco oddalony od głównej części sezonu?
JZ: Ten termin jest na nasze polskie warunki bardzo dziwny. Sezon kończy się początkiem września, a tu jeszcze trzeba 2 miesiące dociągnąć. Z motywacją jest różnie, raz jest duża, raz jej brakuje, ale wiem, że obserwują mnie też moi zawodnicy i jeżeli ja nie zrobię treningu, bo „nie chciało mi się” lub będę szukał jakiejś wymówki, to potem będą mi to wypominać i mówić, że skoro ja mogłem to oni też (śmiech). Tak naprawdę to mam cel i go realizuję. Utah mnie motywuje oraz to, że przepracowałem solidnie od listopada zeszłego roku. W motywacji pomagają mi też wyjazdy, chociażby w Karkonosze, gdzie z liceum jeździłem na obozy i to tam zaczęła się moja przygoda ze sportem oraz z moją żoną.
AT: Czego Ci życzyć przed występem w Utah?
JZ: Udanego startu i świetnej zabawy.
ZOBACZ TEŻ: Tomasz Szala: „Kolejny raz widzę, jak jeden zawodnik z czołówki siada komuś na koło”