Przed tym sezonem Joanna Sołtysiak miała dwa duże cele – zdobyć mistrzostwo świata AG na połówce i złamać 9 godzin na pełnym dystansie. Oba spełniła. W rozmowie z Akademią Triathlonu mówi, że jest dumna, że wszystkie sukcesy osiąga bez sponsorów, ale chętnie by z nimi współpracowała. Opowiada też o rozwoju, kolejnym wielkim celu i potencjalnym przejściu do PRO.
ZOBACZ TEŻ: Włochy: Fantastyczna Joanna Sołtysiak. SUB9 w spontanicznym starcie Ironman!
Akademia Triathlonu: Z Lahti wróciłaś z mistrzostwem świata. Z Włoch przywiozłaś fantastyczne zwycięstwo i świetny czas. Spełniłaś swoje sportowe marzenia. Jak czujesz się jako mistrzyni świata i zwyciężczyni IM Italy?
Joanna Sołtysiak: Niesamowicie. Marzyć o czymś i potem tego dokonać to uczucie, jakbym mogła dokonywać rzeczy niemożliwych. To uczucie przenosi się u mnie na inne sfery życia, np. życia zawodowego. Jestem bardziej pewna siebie, nie obawiam się podejmować wyzwań, bo wierzę, że zawsze znajdę rozwiązanie na każdy problem.
Dodatkowo bonusowo, zostałam rekordzistką świata na dystansie Ironman w AG, więc nie mogło być lepiej.
AT: Po zdobyciu mistrzostwa świata napisałaś: „nie bój się próbować nowych rzeczy”. Możesz wyjaśnić, co miałaś tutaj na myśli? Jak Tobie pomogło próbowanie nowych rzeczy?
JS: Świat cały czas się rozwija. Jeśli stoimy w miejscu, a więc np. wciąż trenujemy według podobnych metod treningowych, jeśli nie robimy bieżącej rewizji swojego sprzętu, czy nie śledzimy nowości na rynku, to tak naprawdę się cofamy.
W moim przypadku próbowanie nowych rzeczy dało mi nowe spojrzenie na treningi i frajdę treningową. Nawet wymiana łańcucha na inny była ciekawym doświadczeniem. Trenowanie z pomiarem natlenienia Moxy przełamaniem standardowej rutyny treningowej. To tylko kilka z nowości…
AT: Kilka razy podkreślałaś w swoich wpisach, że jesteś dumna z tego, że pracę na pełen etat udało Ci się połączyć z treningami i występami na wysokim poziomie…
JS: Tak, jestem z tego dumna. Po pierwsze z faktu, że nie wywodzę się z żadnego sportu. Nie miałam przeszłości sportowej, wiec wszystko w sporcie musiałam wypracować od początku, zaczynając w wieku 25 lat.
Po drugie, że nie mogę robić home office, czyli prawie nigdy nie pracuję z domu. Nie jestem też na własnej działalności, gdzie mogłabym decydować sama o dniach urlopowych. Pracuję na etacie, gdzie fizycznie nie ma mnie w domu od godziny 8:15 do godziny 18:00, włączając dojazdy. Gdzie mojego szefa zupełnie nie obchodzi moje hobby triathlon, tylko bardziej konkretne wyniki finansowe i harmonogram budowy.
Po trzecie, 95% treningów wykonuje sama, bo nie ma żadnej grupy treningowej w okolicy. Dlatego uważam, że nie mam jakiś super sprzyjających warunków do osiągania sukcesów i wciąż się uczę, jak planować efektywniej oraz jak układać swój dzień.
AT: Co do planu – przed występem w Ironman Italy wymieniłaś listę rzeczy, które przygotowałaś i przemyślałaś. W tym starcie tylko decyzja była pewnym spontanem, bo wiedziałaś, że masz świetną bazę. Jesteś perfekcjonistką, która lubi mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik?
JS: Tak i nie. Nie lubię niedociągnięć i zostawiania rzeczy samych sobie. Wychodzę z założenia, że wszystkiemu w życiu trzeba dopomóc. Jednak nie mam wszystkiego dopiętego na ostatni guzik. Dopinam tylko te rzeczy, które są dla mnie ważne, czyli te, które uważam, że mogą w jakiś sposób wpłynąć na mój wynik. Innymi rzeczami nie zawracam sobie głowy i pozostawiam je, żeby szły swoim torem.
Poza tym jestem osobą, która dąży do nieosiągalnej doskonałości. Rzadko, kiedy jestem zadowolona ze startu i zawsze widzę, co mogę zrobić lepiej na kolejnym starcie.
AT: Twoim celem na ten sezon było mistrzostwo świata oraz złamanie 9 godzin na pełnym dystansie. Poprawiłaś też nieoficjalny rekord świata AG. Wspominałaś kiedyś o tym, że musisz mieć ambitne cele. Jakie są więc koleje cele i marzenia Joanny Sołtysiak?
JS: Jedynym celem, który wciąż jest dla mnie ambitny i bardzo chcę go spełnić, jest wygrana w mistrzostwach świata AG na pełnym dystansie. Zaznaczę, że nieważne jest z mojej perspektywy, czy zrobię to na Hawajach, czy w Nicei.
AT: Swoje tegoroczne sukcesy osiągnęłaś całkowicie własnym nakładem finansowym. Czy po Lahti i IRONMAN Italy pojawili się jacyś potencjalni sponsorzy?
JS: Nie znaleźli, ale liczę, że jak przeczytają ten wywiad, to się do mnie odezwą.
Lubię współpracować z ludźmi, którzy chcą nieustannie poprawiać swoje produkty i oferować serwis na wyższym poziomie. Chciałabym być traktowana jako partner. Chcę, żeby traktowali mnie jako osobę, która ma spore doświadczenie i która też im może pomóc. Dużo analizuję, więc myślę, że moglibyśmy stworzyć fajne rzeczy i mogę dać naprawdę dobry feedback. Jeśli coś jest słabe, to na pewno to powiem, ale jestem zdania, żeby po znalezieniu problemu, poszukać także rozwiązania.
Chciałabym z tymi partnerami robić fajne rzeczy, zachęcać ludzi do sportu i triathlonu, dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem czy uczestniczyć w ważnych dla nich wydarzeniach. Uważam, że ja powinnam też coś dać z siebie i jestem za współpracą działającą w obie strony.
AT: Mam takie wrażenie, że poniekąd cenisz sobie sportową sytuację i niezależność. Przejście na PRO nie jest już aktualnym tematem, bo tak naprawdę wymagałoby ogromnych zmian w Twoim życiu?
JS: Przejście do PRO nie jest jeszcze wykluczone. Myślę, że tam się jeszcze pojawię. Marzy mi się, żeby wziąć chociaż pół roku wolnego w pracy, skupić się tylko na treningu i zobaczyć, co mogę osiągnąć. Wiadomo, że czasem marzenia się spełniają, ale na razie to wciąż małe powoli kiełkujące ziarenko.
AT: Dziękuję za rozmowę.