JULIE MOSS – przez nią wszystko się stało…

Tej historii nie mogliśmy nie przypomnieć. Rok temu opisał ją dla Was Ludwik Sikorski. Na dwa dni przed Mistrzostwami Świata na Hawajach warto przeczytac i obejrzeć to jeszcze raz.

Różne historie słyszymy w życiu. Niektóre zapierają dech w piersiach, bywają też smutne, wzruszające, a jeszcze  inne nie pozwalają o sobie zapomnieć przez długi czas. Historia, która łączy te wszystkie cechy wydarzyła się na Hawajach w 1982 roku. Gdyby nie ona, być może wielu z nas nie trenowałoby triathlonu. To historia najsłynniejszego finiszu w dziejach tej dyscypliny sportu.

Pracuję z młodzieżą od ponad 10 lat. Dzieciaki miewają różne pomysły, ale chyba żaden z moich podopiecznych nie był na tyle „frywolny” w swoich planach i ambicjach jak Julie Moss.

Pomysł na Ironmana
Jest rok 1981. Kalifornia, Stany Zjednoczone. Nudne, deszczowe, sobotnie popołudnie. Osiemnastoletnia Julie włącza telewizor i natrafia na relację z zawodów triathlonowych. Obrazy rywalizujących na dystansie Ironman pozostają w nastolatce na długie dni. Podekscytowana i zainspirowana heroiczną walką w Kona  Julie postanawia, że zawody na Hawajach będą tematem jej licealnej pracy końcowej (tzw. Senior Project dla uczniów kończących szkołę średnią w USA – Julie wybrała specjalizację Wychowanie Fizyczne).  Do tej pory uczennica uprawiała jedynie surfing (rekreacyjnie), a za kilka miesięcy miała zmierzyć się z dystansem 3,8km pływania, 180km na rowerze i 42km biegu. Wszystko po to, aby zaliczyć przedmiot szkolny. Wystarczyło do swojego wyboru przekonać mamę, tłumacząc jej,  że „to dla dobra edukacji”  i promotora pracy, mówiąc mu o „walce ducha i wytrzymałości aerobowej”.

6 miesięcy, 10km, i 96 metrów  do mety
Przygotowania do Kona czas zacząć. Od września do grudnia 1981 roku to dla Julie pora treningów … umysłowych. Zbliżają się zaliczenia semestralne, więc niemal każdą wolną chwilę zamiast na basenie, na rowerze lub w biegu Moss spędza na nauce. Nadal uważa, że termin zawodów (luty, 1982r.) jest wystarczająco odległy.

2 miesiące, 10km, 96 metrów do mety
Julie powoli zaczyna odczuwać presję czasu. Największym zmartwieniem młodej zawodniczki jest bieganie, więc praktycznie  z marszu zapisuje się na grudniowy maraton w Oakland. Tam poznaje znaną towarzyszkę niemal wszystkich biegaczy – „ścianę”. Mimo ukończenia biegu Julie czuje niedosyt i trzy tygodnie później ściga się w kolejnym maratonie – tym razem w Mission Bay. Wynik jest już lepszy. Moss brakuje 3 minut aby zmieścić się w założonym przez siebie wcześniej czasie 3 godzin i 30 minut. Do Kony pozostały zaledwie 2 miesiące.

2 tygodnie, 10km, 96 metrów  do mety
Julie przylatuje na Hawaje. Wita ją piękna pogoda i niepewność udanego startu. Aby bardziej uwierzyć w siebie Moss bierze udział w oficjalnym treningu na trasie kolarskiej IM i podczas jednego dnia przejeżdża więcej, aniżeli do tej pory wynosiła jej kolarska średnia tygodniowa . Jako, że zakwaterowała się kilkadziesiąt kilometrów od miejsca startu, dojazd na miejsce treningu zwiększa jej dzienny dystans kolarski.

Dzień startu
Julie staje na plaży z innym zawodnikami. Serce dudni, jakby świadome tego co ma się wydarzyć w następnych godzinach. Oczekiwanie na wystrzał startowy zdaje się trwać wiecznie. Słychać wystrzał.  Oznacza to dla Julie ostatnie chwile i kilometry dzielące ją od stania się żywą legendą triathlonu.

Pływanie, rower, flirt, Snickers i stanik.
Dwie pierwsze dyscypliny mijają dość szybko. Nic nie zwiastuje ani cierpienia, ani tym bardziej wygrania wyścigu. Najważniejsze fakty z zawodów jakie przytacza Julie jak do tej pory, to flirtowanie z kamerzystą, rozpuszczony baton Snickers oraz wiatr. Julie schodzi z roweru i pojawia się pierwszy problem, który mógł być  nie lada atrakcją dla oglądających zawody mężczyzn. Julie pęka biustonosz (i kto mówi, że triathlon jest nudny heh). Zawodniczka szuka wzrokiem wolontariuszki, której „gabaryty” są zbliżone do niej. Znajduje! Zaciąga ją do namiotu i wymienia stanikami. Julie może śmiało( i bez wstydu) przejść z T2 do biegu.

10km, 96 metrów  do mety
Po przebiegnięciu 32km Julie prowadzi. Po piętach depcze jej Kathleen McCarntey. Zaczynają się poważne problemy. Ból i sztywne nogi to niechciani kompani, którzy będą wiernie towarzyszyć zawodniczce aż do mety. „Sięgam coraz głębiej i znajduje w sobie małe zasoby energii, ale jakaś ukryta dotąd we mnie siłą daje znać o swojej obecności. Świat zwalnia. Całe moje siły skupiam na nogach i obecności Kathleen.” – tak opowiada o tej chwili Julie.

896 metrów  do mety
Przychodzi najgorsze.  To chwila, którą zna każdy triathlonista na świecie. To najbardziej znamienny moment w historii wyścigów triathlonowych. To minuty, które zawładnęły wyobraźnią milionów długodystansowców na świecie. W tej chwili Ironman nie jest już marzeniem, czy tylko wyobrażeniem dla młodej zawodniczki. Staje się realny. Namacalny, a wręcz przytłaczający i uciążliwy. Nie ma już nawet bólu, a jego miejsce zastępuje panika. Julie nadal prowadzi: „Chciałam wygrać. Wiedziałam, że zasłużyłam na zwycięstwo, zwłaszcza po tak wielu ciężkich chwilach, po tak wyczerpującym dniu”. Nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Tułów filigranowej Julie staje się coraz cięższy. Zawodniczka wpada na instynktowny i irracjonalny pomysł: postanawia spleść ramiona wokół tułowia i próbuje je unieść aby odciążyć sfatygowane nogi. Oczywiście nie przynosi to oczekiwanej ulgi.

60 metrów  do mety
Julie Moss upada. Powodem upadku – oprócz ekstremalnego wycieńczenia – jest niewielki zakręt. Nawet tak lekkie odchylenie na trasie powoduje utratę równowagi i spotkanie z asfaltem. Otoczona tłumem próbuje się podnieść. Mając w pamięci ostrzeżenia przed dyskwalifikacją (zakazana jakakolwiek pomoc z zewnątrz) Julie odpycha od siebie ramiona kibiców próbujących ją podnieść.

30 metrów  do mety
Już widać metę. Ktoś próbuje podać Julie lei (słynny hawajski wieniec) – bezskutecznie. Moss ignoruje również matkę, która rozdarta między dumą a troską o własne dziecko chce wręczyć córce kwiaty. Na celebracje jest za wcześnie. Jedyną myślą w głowie młodej zawodniczki jest przekroczenie linii mety wyścigu, który jeszcze się nie skończył, a już dał tak dotkliwą i trwałą lekcję szacunku i pokory.

6 metrów  do mety
Od tego momentu Julie już nie wstanie. Postanawia iść na czworakach do linii mety, która jest już tak blisko, a jednak tak daleko. Kilka metrów dzieli ją od zwycięstwa. Moss nadal się nie podnosi. Zauważa mijające ją biegiem kobiece nogi, które pewnie, niczym nie przypominając jej zmęczonych nóg, zmierzają w kierunku mety. Kathleen za kilka sekund wbiegnie na finisz i wygra Ironman Hawaii 1982. Julie wspomina : „Widziałam ją jak wbiega na metę i celebruje zwycięstwo w sposób jaki ja wyobraziłam dla siebie. Czułam się zawiedziona, ale nie było w mych odczuciach braku satysfakcji”.

Meta i zwyciężczyni, która nie wygrała.

Julie Moss kończy zawody na drugim miejscu. Mało kto jednak pamięta nazwisko zwyciężczyni, natomiast  miliony na świecie zapamiętują młodą, zaledwie osiemnastoletnią dziewczynę w za dużej czapce (którą dostała w pakiecie startowym i jak sama powiedziała: „Założyłam ją z miłości do darmowych rzeczy”).

Julie Moss:
„W to co uwierzyłam to fakt, że Ironman jest znacznie więcej niż tylko wyścigiem, który ma miejsce w zarówno pięknym jaki i wrogim otoczeniu. To więcej niż Mistrzostwa Świata. Ironman jest rzadką szansą, aby duch człowieka znalazł w sobie odrobinę ducha boskości leżącego gdzieś w głębi ludzkiego ciała. Esencja mojego doświadczenia wpłynęła na ludzi. I w pewien mały sposób okazała się katalizatorem zmian”.

Kto wie, czym byłby dzisiaj triathlon bez Julie Moss. I może nawet ja, pracując z młodzieżą, gdy usłyszę o ich jakimś „głupim” pomyśle, dam im zielone światło dla jego realizacji i zobaczę, co z tego wyniknie. Czasem warto posłuchać serca i nie kierować się wyłącznie rozumem.

Ludwik Sikorski

Akademia Triathlonu
Akademia Triathlonuhttps://akademiatriathlonu.pl
Największy portal o triathlonie w Polsce. Jesteśmy na bieżąco z triathlonowymi wydarzeniami w kraju i na świecie, znajdziesz również u nas porady treningowe, recenzje sprzętu czy inspirujące rozmowy.

Powiązane Artykuły

4 KOMENTARZE

  1. Julie Moss była żoną Marka Allena w latach 1989-2002. Poznali się pracując jako ratownicy na basenie.To Julie zaispirowała Marka do uprawiania triathlonu. Wielokrotnie jeszcze startowała w Kona ale nigdy nie znalazla się w pierwszej dziesątce a trzy razy nie ukończyla zawodów.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane