Karol Mroczkowski: „Ludzie tracą respekt do triathlonu na normalnych dystansach” 

Czy wyścigi ultra zaburzają obraz triathlonu? Były PRO nie ma prawa zostać age-grouperem? Amatorzy to tylko biznes dla organizacji IRONMAN? Karol Mroczkowski, zawodnik i trener triathlonu ma na te tematy jasne zdanie. Jakie?

ZOBACZ TEŻ: Triathlonowy duet matki i córki. Ewa i Maria Wójcik o mistrzostwach świata XTERRA

Karol Mroczkowski jest nie tylko zawodnikiem i trenerem, lecz także osobą, która w środowisku triathlonowym znana jest ze swoich zdecydowanych opinii. Dla niektórych są kontrowersyjne, dla innych po prostu trafnie i szczerze opisują realia. Zapytaliśmy go o stanowisko wobec kilku najbardziej dyskusyjnych kwestii.

Nikodem Klata: Pod jednym z postów Akademii Triathlonu napisałeś: „Napisałbym coś… ale w internecie nie można niczego negatywnego napisać wobec kogoś, więc przemilczę, by nie zostać zwyzywanym”. Wybrałem sobie więc kilka Twoich komentarzy, które zamieściłeś pod naszymi postami i to o nich chciałbym porozmawiać. Kiedy opublikowaliśmy wywiad z Alicją Pyszką-Bazan napisałeś w komentarzu: „Serio, nie ma innych ludzi, z którymi można porozmawiać?”.  A nie uważasz, że takie osoby robią jednak dobrze, przyciągając nowych ludzi do triathlonu?

Karol Mroczkowski: Ja nie ujmuję pracy, jaką Alicja wkłada w trening, ale zawsze mówi o sobie jako o amatorce, o tym, że jest age-grouperką. Dla mnie sportowiec, który jest amatorem, sport traktuje jako dodatek, do tego, co robi w życiu. Amator to ktoś, kto pracuje na etacie, ma swoje obowiązki i jest w stanie wygospodarować na trening max 10/12 godzin. Natomiast takie osoby jak Alicja tego czasu na trening mają dużo więcej. 

Moim zdaniem większą inspiracją dla ludzi powinny być osoby, które wpychają trening w swój napięty grafik życiowy, a mimo to robią fajne wyniki. Takich osób jest naprawdę dużo. Był taki moment, kiedy Akademia Triathlonu się rozkręcała na nowo i tych artykułów o niej było dużo. Jestem świadomy, że to są klikalne artykuły i to buduje ruch, ale momentami tego było za dużo. 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: Kolejną z osób, o których wypowiadałeś się raczej negatywnie, był Robert Karaś. Abstrahując od jego wpadki dopingowej, dość często zarzucałeś nam, że jesteśmy Akademią Karasia i pompujemy jego balonik. W rzeczywistości temat Karasia robił największe zasięgi i kilka razy pozwolił na przebicie się do mainstreamowych mediów jak TVN czy Onet. Nie myślisz więc, że poruszanie takiego tematu, może być wartością dodaną dla całej społeczności triathlonowej, chociażby poprzez promocję niszowej dyscypliny ? 

KM: Jeżeli chodzi o takie osobowości, o których mówimy, to moim największym zarzutem jest to, że oni zakłamują nasz sport. Dla mnie to jest po prostu zakłamywanie prawdziwego oblicza triathlonu. Naprawdę już tyle razy słyszałem znajomych, którzy dopiero co wstali z kanapy i stwierdzili, że chcą się przygotować w pół roku do połówki Ironmana, bo uważają, że to jest nic. Myślą, że podwójny, pięciokrotny czy dziesięciokrotny Ironman to jest wyzwanie, ale połówka to tylko pikuś. 

Niestety na przestrzeni czasu, kiedy zrobił się boom na ultra, zobaczyłem, że ludzie tracą respekt do samej dyscypliny, do procesu przygotowań. Pamiętajmy, nieważne czy to jest 1/8 czy pełny Ironman – do każdego dystansu trzeba się z głową przygotować. Nie chodzi o to, żeby wystartować i później umierać. Dla mnie start w zawodach to zdrowy start. Sport to zdrowie – wiele osób mówi mi, że to jest nieprawda. Ja uważam, że jeśli ktoś jest odpowiednio przygotowany, to jest w stanie ukończyć zawody bez żadnej kontuzji i mieć z tego ogrom radości.

Ludzie nie chcą tego słyszeć. Chcą usłyszeć, że są w stanie zrobić maraton w trzy miesiące, zaczynając od zera. Ludzie czytają to, co jest w mediach, chłoną to, o czym jest głośno. I przez to sobie myślą, że 42 km to jest nic. Niestety nasze społeczeństwo idzie w liczby – im dłużej, im dalej, tym niby lepiej. To przeświadczenie tworzy zakłamany obraz triathlonu.

ZOBACZ TEŻ: „Facetka od pogody i WF-u”, która została triathlonistką. Karolina Filipkowska o słodko-gorzkich przygotowaniach do startów 

NK: Czyli nie wprowadzają zupełnie nic dobrego? 

KM: Na pewno nie można powiedzieć, że ich obecność w triathlonie i mediach tylko i wyłącznie szkodzi. Uważam natomiast, że kreacja wokół takich osób powinna być nieco inna. Nie taka jak jest teraz. To faktycznie są osoby, które przyciągają nowe osoby do triathlonu i myślę, że to jest dobra rzecz. Tylko że prawdopodobnie tylko nieznaczna część tych osób podejdzie do tego z głową. Ta część pójdzie do trenera, poczyta, sprawdzi, jak faktycznie wygląda triathlon. Rozciągną przez to swój plan na kilka najbliższych lat, żeby stopniowo dojść do upragnionego celu, którym może być np. podwójny Ironman. Reszta będzie chciała się porwać z motyką na słońce. Triathlon aktualnie jest jeszcze modny i przez to ludzie chcą go już, tu i teraz.  

Miałem kilka takich przypadków osób, które przychodziły do mnie jako do trenera i od wstania z kanapy w pół roku chciały zostać Ironmanami. W AlohaTeam mamy swój wewnętrzny regulamin, a jednym z zapisów jest to, że lubimy wyzwania, ale nikt z nas nie podejmie się rzeczy niemożliwych do realizacji. Nie chcemy pompować tego balonika, że każdy może zostać Ironmanem w pół roku. Były też osoby, które potrafią zrozumieć, jak faktycznie wygląda sytuacja, że triathlon to proces i te osoby skrupulatnie dążą do swojego celu. Uważam też, że ani Alicja, ani Robert nikomu nie poleciliby tego, żeby w pierwszym roku treningu triathlonu ktoś zrobił dystans ultra. To są osoby, które zjadły na sporcie zęby i jestem przekonany, że nie zachęcałyby do tego…

NK: Czyli ten zaburzony obraz powstaje też w głowach ludzi?

KM: Ludzie w każdej dziedzinie sportu chwalą się zawsze tylko najlepszymi wynikami. Pokazują życiówki w mediach społecznościowych. Ale nikt nie pokazuje tego, ile czasu miał dość, ile treningów nie wyszło, ile razy zmuszali się do wykonania jednostki. Tego nikt nie widzi. W mediach widać wisienkę na torcie. Ludzie nie są świadomi ile pracy, zaangażowania i wyrzeczeń potrzeba, żeby osiągnąć sukces. 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: W jednym z komentarzy wstawiałeś mema, w którym trochę negujesz sens startów na dystansach ultra. Ktoś w odpowiedzi na Twój komentarz zapytał: „Karol, co Ty masz do ultra?”. Pozwól więc, że zadam to samo pytanie. Karol, co Ty masz do ultra? 

KM: Ja do ultra nic nie mam. Uważam, że ultra jest super. Do ultra trzeba podchodzić z głową. Problemem jest to, że ludzie wybierają takie starty, żeby mieć się czym pochwalić przy niedzielnym obiedzie. Przygotować się do 10 km biegu, tak żeby go przebiec, to nie jest większy problem, ale tam nie ma się czym chwalić. Jeśli powiesz, że byłeś na 3500. miejscu, to co to jest? Ale kiedy wydłużamy dystans, to przestaje robić wrażenie miejsce, a imponuje to, ile kilometrów pokonałeś. Ale ci ludzie, którzy porywają się na ultra tylko dla atencji, szukają sposobu, aby ukończyć zawody jak najmniejszym kosztem czasowym. 

Zawody ultra mają kolosalne limity czasowe, które są totalnie z czapy. Dla większości np. 84 km biegu po górach to nie jest bieg. Oni to kończą, idąc. Oczywiście ogromnym wysiłkiem, bo nie są odpowiednio przygotowani. Mając już ukończone takie zawody, mogą się tym chwalić. Ludzie nie pytają, jak im poszło i które miejsce zajęli, bo przytłacza sam dystans.

Jest też sporo różnicy między ultra biegowym, a ultratriahlonem. Biegi ultra były kiedyś niszą, ale obecnie znacznie się rozwinęły i są biegane zawodowo. Stały się bardziej komercyjne i tam faktycznie jest spora konkurencja. Ultratriathlon dalej jest totalną niszą. Jak w Europie na zawodach ultratriatlonowych stratuje 20 osób, to połowa to są Polacy. Świat nie jest tym zainteresowany. 

NK: „Zwykłemu” triathlonowi też masz sporo do zarzucenia. Uważasz, że: „poziom sportowy odchodzi na dalszy plan. Mało komu zależy, by zrobić bardzo dobry wynik w swojej AG, tylko liczy się tylko kwalifikacja na mś IM. I tak oto mamy ogrom ludzi z kwalifikacjami, chwalących się tym na lewo i prawo”.  Jesteś więc przeciwnikiem organizacji IRONMAN czy podejścia age-grouperów do triathlonu? 

KM: Jestem bardziej przeciwnikiem tego, co robi IRONMAN, ale podejście AG też jest dla mnie śliskie. IRONMAN na przestrzeni lat się totalnie popsuł. Liczy się tylko kasa i chodzi o to, żeby jej jak najwięcej od ludzi wyciągnąć. Sam poziom sportowy jest dużo wyższy, natomiast zakwalifikować się np. na Hawaje jest coraz łatwiej. Ruch z podziałem lokalizacji mistrzostw świata dał IRONMANOWI dwa razy więcej slotów dla każdej z kategorii. Ja byłem świadkiem tego, że ludzie, którzy startowali na pełnym i kończyli go z naprawdę średnim wynikiem i nawet z roll downu nie zdobyli slota, a pół roku później dostawali maila, że są nowe sloty. 

Faceci muszą się jeszcze minimalnie postarać, żeby dostać kwalifikację. U kobiet to działa na zasadzie – ukończ zawody IRONMAN i tego slota będziesz miała. Po prostu jest ich tak dużo. I na tym IRONMAN buduje sobie zysk i politykę. Historię o Hawajach jako o wisience na triathlonowym torcie też budowali latami i to przeświadczenie w zawodnikach faktycznie istnieje. Nawet jeżeli ktoś nowy przychodzi do triathlonu i zaczyna w czasach kiedy Hawaje nie są aż tak prestiżowe sportowo, to przyjmują to marzenie. A jak już się uda zakwalifikować to myślą, że są najlepsi, bo jadą na mistrzostwa świata. 

Dla mnie mistrzostwa świata to powinni być ludzie najlepsi w danej kategorii wiekowej, a nie ludzie z roll downu. Jeżeli ktoś ma takie marzenie to spoko, ale dla mnie sport to rywalizacja. Sport to śrubowanie wyników, ciągłe doskonalenie siebie. Ja w ten sposób zostałem wychowany. Ostatnio w Niemczech na zawodach zabroniono liczenia punktów i miejsc w zawodach, w których brały udział dzieci, żeby nikomu nie było przykro. Moim zdaniem nie o to chodzi w sporcie. Duch rywalizacji powoduje to, że rywalizujemy sami ze sobą i stajemy się lepsi. Kiedy nie ma rywalizacji, nie ma rozwoju. 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: Na zawodnikach PRO też nie zostawiasz suchej nitki. A właściwie na byłych zawodnikach PRO. Po naszym tekście, w którym przekazaliśmy informację o tym, że Marcin Ławicki przechodzi do AG, napisałeś: „Once a pro, always a pro”. Uważasz, że osoba, która kiedyś była zawodowcem, powinna zrezygnować z triathlonu całkowicie? Nie ma już prawa starować tylko dla funu? 

KM: Nie, absolutnie nie powinna rezygnować. Wydaje mi się, że tutaj nie ma złotego środka. Aczkolwiek mnie osobiście to mocno denerwuje i moim zdaniem zaburza obraz sportu amatorskiego. Przyszło mi do głowy kiedyś rozwiązanie, żeby zrobić po prostu osobną kategorię na zasadzie „Ex-Pro” czy „ProMasters”. To jest dodanie w tabelkach dodatkowej kategorii i sprawa załatwiona. Drugim rozwiązaniem jest po prostu to, że byli PRO nie powinni być klasyfikowani w TOP3. 

Dla wielu amatorów stanąć na podium to jest osiągnięcie. Ktoś mógł na to pracować kilka lat, a nagle wchodzi były PRO i zabiera to miejsce. Czy to jest fair, dla ludzi, którzy trenują tyle godzin, ile mogą i specjalnie jadą na mniejsze zawody, żeby mieć szansę na podium? 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane