Kolarska niedziela-relacja z debiutanckiego wyścigu

 Witam Wszystkich TriManów i tych pretendujących do tego grona 😉

Jak obiecałem na ostatnim wpisie,po moim pierwszym starcie w zawodach kolarskich, podzielę się z Wami swoimi wrażeniami i refleksjami oraz jakąś miłą dla oka fotka,bo przecież każdy z nas lubi fotorelację bardziej,niż stronice suchego tekstu.

Ale po kolei…

Start w Mistrzostwach Polski dla Amatorów rozgrywanych w Sobótce, zrodził się w mojej głowie 4 tygodnie przed samym eventem. Otóż trenując w tej okolicy, co weekend, zauważyłem plakat z wyścigiem kolarskim na 44km, trasą Półmaratonu Ślężańskiego. Tutaj prezentuje się profil słynnej trasy z licznymi podjazdami i tzw. „górską premią’ na Przełęczy Tąpała od 6 do 9km:

 

http://www.kolarskiemp.sobotka.pl/?wyscig-ze-startu-wspolnego-dla-wszystkich-kat.,24

 

Suma przewyższeń na jednym okrążeniu(były 2) wynosiła 320m.

 

kolarz4

Tą samą trasą startowali przez pół tygodnia zawodowi kolarze, ale oczywiście na dużo dłuższych dystansach.

Amatorski dystans niby skromny, bo treningowo robię go razy 2, czyli wyjeżdżam w sobote lub niedziele zawsze 90km, ale wiadomo-TO SĄ ZAWODY! J

Na starcie o poranku ustawiło się ponad 300 zawodników. Z czego 1/3 jechała tylko 22km(1 pętla). Reszta stanęła w szranki na pełnym dystansie.

 

 Szybki briefing:

Śniadanie: czarna kawa+300g razowego makaronu ze szczyptą żółtego sera z ketchupem ok. 6.30 rano, potem 350ml izotonika +dawka BCAA. 7.30 jeden żel isostar 90g.

Potem do startu popijanie wody , co 15 minut po 100-150ml.

 

Start:

zawodników wypuszczano na trasę w 3 turach. Ja załapałem się na trzeci set i uwaga-stanąłem w 1 linii, więc była chwila dla fotoreporterów J Ale mi się „micha’ cieszyła! Wystrzał pistoletu i „ogień’.

 Typowy ze mnie żółtodziób i się zwyczajnie przeliczyłem. Bo po ok. 30 sekundach zauważyłem, że prowadzę z 400m przewagą nad całą grupą. Moje zdziwienie szybko ustąpiło jednak problemom z oddechem, bo już za zakrętem czaił się 1 podjazd, na który wszyscy oszczędzali siły. Tam duża część grupy pościgowej zwyczajnie mnie objechała.

 

1 pętla:

Po 1 lekcji pokory na starcie zacząłem pracować nad ekonomiką jazdy, jak i podglądać Innych kolarzy. Zauważyłem, że jazda na kole to dla nich standard oraz, że trzeba wiedzieć, kiedy stanąć na pedały. Doświadczenia w godzinę się nie zdobędzie. Ja adept kolarstwa na 1/3 etatu, z 3 miesięcznym stażem ścigam się z fanami 2 kółek, którzy podchodzą do treningu kolarskiego bardzo poważnie, trenując cały tydzień. Ale… chcę być triatlonistą, czy tez triatletą, więc się nie dawałem i udawało mi się wyprzedzać. Na krytycznym punkcie trasy, czyli długim i stromym podjeździe w okolicy Przełęczy Tąpadła się jednak zaczęło! Pojawił się ostry deszcz, który zmuszał, by zwolnić, jak i odbierał energię dzięki mokrym i zimnym podmuchom wiatru.

 Kilku „nie posłuchało’ i zbierał ich ambulans. Swoją drogą po tych kraksach na zakrętach 2 panów wyglądało ,jak z filmów Tarantino- krew mieli wszędzie i niestety dalsza jazda okazała się już nie dla nich. Po 10km zauważyłem, że przednie przerzutki nie chcą reagować na zmianę biegu i bardzo często byłem zmuszony jechać na najwyższej zębatce przedniej, bo klamkomanetka nie chciała zmieniać przełożeń. Uda się paliły L

Pojechałem więc asekuracyjnie troszkę, bo nawierzchnia, mimo, że na sporym odcinku wylana na nowo, specjalnie na zawody, była zdradliwa i nierówna. Vmax z zawodów to 60,3km/h, ale myślę, że jak na 10-letni klasyk GIANT’a, to całkiem udanie. Pochwalić muszę lekko amatorską lemondkę, bo na zjazdach pozwalała mi się ładnie rozpędzać i oszczędzać siły.

1 pętla zaliczona została, mimo problemu z przełożeniami, mimo deszczu, dziur, braku kolarskiego obycia, z czasem na 40 minut, więc 5 minut szybciej, niż zakładałem. IN PLUS!

 

kolarz1

 

2 pętla:

Tutaj nadal czułem moc( przynajmniej tak mi się wydawało). Rower szedł równo, a nogi coraz bardziej się rozgrzewały. Plus kolejny- koniec deszczu. Jazda, mimo lekkich podjazdów wydawała się przyjemnością. Troszkę irytowali mnie „pasażerowie na gapę’, którzy co chwilę pojawiali się na moim tylnym kole. Ja przyjąłem sobie za punkt honoru, że walczę czysto, do końca i mocno im uciekałem, co kosztowało dużo energii Temperatura rzędu 20-22 stopni na plusie była wprost idealna. Na trasę zabrałem jedynie 800ml hipotonika, bo tak mówiły wasze rady z blogu przed startem. Niestety, jak zauważyłem po 30km, to za mało. Mój 84kg organizm chciał już jeść i same płyny nie podnosiły mojej formy, która, czułem, że z każdym podjazdem, słabła. Choć średnia trzymała się cały czas na 30km/h- mimo mokrej nawierzchni i wielu przewyższeń.

Jednak powtarzałem soebie, że ten wyścig jest dla mnie testem i dlatego zachowałem mega dobre samopoczucie do samej mety. Lekcją pokory był jednak dla mnie pewien masters(ok. 60 lat), cięższy ode mnie. Wręcz otyły. Facet objechał mnie 3 km od mety z tekstem: „no dalej-jedziemy!’. Chwilę go widziałem jeszcze i za chwilę mi zniknął z oczu. Jednak nie było mocy, by go gonić. Za rok mu nie daruję! 😉

Sama meta to już poezja, bo czekali moi najwierniejsi kibice- Żona z Synkiem, jak i mnóstwo innych fanów kolarstwa. Na pewno za rok się tutaj zjawię i oczywiście poprawię wynik, bo jest progres formy, jak i zapędy na karbonowy rower.

Na fotce zawodnik i jego maszyna, jeszcze przed startem:

 

kolarz3

 

Podsumowanie:

 

Brak doświadczenia, niewłaściwe żywienie, a raczej jego Brak, jak i niestety słabo wytrenowane podjazdy. Dzień wcześniej(mam jakiś autodestrukcyjny styl treningu) robiłem jeszcze T2 w  postaci 17km roweru+6km biegu przy 4’30”/km. Do tego amatorska lemondka, bez możliwości zmiany przełożeń. Trzeba oderwać rękę, by zrobić to na klamkomanetce, co jest niebezpieczne i powoduje utratę prędkości, jak i wybija z rytmu.

Na pewno też lepiej przeglądać trzeba sprzęt przed zawodami, bo nerwy i niepewność podczas jazdy zabierają dużą cześć przyjemności z zawodów. Na mecie już wiedziałem, że mogłem być szybszy i uplasować się wyżej, jakbym zjadł żel po 1 pętli, wyregulował przerzutki i oczywiście, więcej jeździł po górkach w 2 i 3 zakresie.

Jednak mimo wszystko 155 miejsce za 201 zawodników, z czego 90% trenuje kolarstwo na pełen etat, uważam za swój 1 sukces i dobrą wróżbę w ramach startów TRI.

Wkrótce też zapiszę się na kolejne zawody, by sprawdzić progres, bo dokładam więcej podjazdów w lipcu, jak i lekko modyfikuję rower, by dorównać, choć troszkę tym najnowszym konstrukcjom.

Jedno zrozumiałem na pewno-sukces w TRI zaczyna się na rowerze!

 

 

 

 

 

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,816ObserwującyObserwuj
22,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane