Poprzedni sezon Krzysztof Kuczyński „zaczął od zera” przez kontuzję. Poleciał jednak do Hiszpanii na mistrzostwa świata. Mówi, że na takie starty nie może sobie pozwolić wielu innych zawodników – ceny slotów są po prostu zbyt wysokie.
ZOBACZ TEŻ: Którzy zawodnicy zaistnieją na średnim dystansie? Mistrz T100 ma swoje typy
Podczas gali Polskiego Związku Triathlonu mieliśmy okazję rozmawiać z Krzysztofem Kuczyńskim. Zawodnik znany ze startów na krótkich dystansach mówi, że każdy wyścig to potężny emocjonalny rollecoaster. W tym roku poleciał na mistrzostwa świata do Torremolinos. Co sądzi o organizacji i poziomie imprezy? Czemu uważa, że koszty udziału są zbyt wysokie?
Akademia Triathlonu: W wywiadzie rok temu mówiłeś, że jeśli chodzi o rozwój, to zawsze można coś poprawić. Co udało Ci się poprawić w 2024 roku?
Krzysztof Kuczyński: Znakomite pytanie (śmiech). Niestety chyba niezbyt wiele. To był dla mnie ciężki sezon. Przygotowania do tego sezonu startowego szły bardzo dobrze. Niestety w maju doznałem kontuzji – naderwania więzadła strzałkowego. To wszystko wydarzyło się przed pierwszym startem. Ja jeszcze wtedy łudziłem się, że jest to problem z pasmem biodrowo-piszczelowym.
Wystartowałem w tych zawodach w Żyrardowie, one poszły w porządku, tam zająłem 2. miejsce Open, ale po starcie dolegliwości wróciły. Zostało to zdiagnozowane i musiałem zaprzestać intensywniejszych treningów. Z biegania zrezygnowałem w ogóle. Na szczęście mogłem pływać i jeździć na rowerze, a więc jako tako wydolność podtrzymywałem. Na dobrą sprawę straciłem jednak osiem tygodni kluczowego treningu.
Wracałem troszeczkę od zera. Ten powrót do biegania był dla mnie ciężki. Nie spodziewałem się tego, że aż tyle stracę. Mimo tego jestem bardzo zadowolony z tej drugiej części sezonu. Udało się ją wykorzystać na tyle, jak dalece byłem w stanie czasowo. Myślę, że lekko rozwinąłem się pod kątem rowerowym i biegowym względem poprzedniego roku (mimo kontuzji). Nie ma co jednak ukrywać – liczyłem na większy progres.
AT: W poprzednich latach Twoje wpisy na social mediach miały mocno analityczny charakter. Były dane o prędkości, watach i inne. W tym roku było więcej emocji. Czy to było celowe?
KK: Zacznijmy od tego, że w moim życiu się sporo zmieniło, bardziej w sferach prywatnych, o których niekoniecznie chcę tutaj mówić. Może to też ma na to wpływ. Nie analizowałem i nie będę tego oceniał.
Faktycznie od około 2-3 miesięcy wziąłem się za rozwój moich social mediów, które były może nie tyle, że zaniedbane, ile nie przykładałem do nich większej uwagi. Co jakiś czas publikowałem coś. Byle, aby było. Teraz trochę bardziej myślę o rozwoju tego profilu, pod kątem promocji lub pokazania siebie. Wcześniej było to trochę zmuszanie się do pisania, a teraz jestem „Ja”. Bardziej pokazuję siebie i myślę o tym, co warto zaprezentować i powiedzieć.
AT: W jednym z postów napisałeś, że triathlon to emocjonalny rollercoaster. Który z tych wyścigów w tym roku się w to wpisuje?
KK: Ciekawe pytanie. Myślę, że każdy z wyścigów jest równie emocjonujący i ciężko byłoby mi wymienić jeden, który byłby znamiennie inny od pozostałych. W każdym wyścigu daję z siebie 99% lub 100%. Realnie myślę, że więcej niż tyle nie jesteśmy w stanie z siebie dać. Mam jakąś granicę wytrzymałości, a więc temu 99-100%.
Nieważne czy to jest sprint, 1/8, czy wyścig trwa godzinę, czy dwie. To są te same emocje. Przed startem wiesz, co cię czeka, ale jest pewien lęk i niepokój, bo nie wiesz, czy dasz radę. Później podczas startu pojawiają się momenty zwątpienia, moment lęku i obaw. To jest taka sinusoida emocjonalna. Wierzysz w siebie, później trochę to tracisz, później znów odzyskujesz siły, ruszasz dalej. Może na wykresie tętna, tempa, czy na rowerze tego nie widać, ale w twojej głowie dzieją się bardzo różne rzeczy. To najbardziej uzależniające w tym sporcie. Te emocje: lęk, strach, niepewność. Później w trakcie endorfin czy dopaminy, która się wydzielają.
AT: Jesteś specjalistą od tych krótszych i średnich dystansów i tam masz najlepsze wyniki. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, że strategicznie podchodzisz do startów od PZTri, tych, z których możesz zdobyć punkty i zakwalifikować się na imprezy. Masz to tak rozplanowane?
KK: To wygląda trochę inaczej. Nie myślę o systemie punktacji PZTri. Jestem na etapie rozwoju, w którym mam pewne zapasy prędkości, które chce rozwinąć. Przy moim ograniczeniu czasowym na treningi w tygodniu, wiem, że w tym momencie nie pokażę takiej dyspozycji, startując na długich dystansach. Taką, jaką chciałbym pokazać i takiej, na jaką mnie stać.
Myślę o tym, aby spróbować sił na dłuższym dystansie. Nie mówią o Ironmanie. Raczej o połówce, bo na niej jeszcze nie startowałem. Przyjdzie to w swoim czasie.
AT: Ale czy te Twoje starty wybierasz ze względu na punktacje i potencjalne starty na imprezach międzynarodowych.
KK: Ze względu na kwalifikację na mistrzostwa Europy i świata jak najbardziej. Trzeci rok z rzędu biorę w nich udział. Jest to po prostu fajna przygoda – wyjechać w świat i tam spróbować swoich sił. Nie chodzi raczej o punkty PZTri, ale imprezy na dystansie sprinterskim i olimpijskim – tylko te World Triathlon.
AT: Na tej zasadzie byłeś na mistrzostwach świata w Hiszpanii i pisałeś też wtedy o sporych kosztach – logistycznych i „związkowych”. Rozwiniesz?
KK: Uważam, że koszty są nadmiernie wysokie w stosunku do organizacji tych zawodów. Już drugi rok z rzędu startuję tam ze znajomym ze Słowenii i wiem, jakie one ponosi koszty wpisowego na same zawody. Są faktycznie takie same, jakie później pieniądze otrzymuje organizator zawodów. My niestety w Polsce przez zapisywanie się przez PZTri, ponosimy wyższe koszty. Uważam, że powinniśmy mieć możliwość bezpośredniej rejestracji do organizatora zawodów, niekoniecznie przez związek. To ułatwiłoby amatorom starty.
Ja mam takie szczęście, że od trzech lat pozwalam sobie na takie koszty. Uważam, że może być wielu bardziej utalentowanych i szybszych zawodników, którzy właśnie ze względu na te koszty nie decydują się na udział w zawodach.
AT: Mówisz o systemie slotowym?
KK: Tak, o systemie slotowym proponowanym przez Polski Związek Triathlonu, a nie przez organizatora. Resztę kosztów pomińmy, bo wiadomo, że jesteśmy amatorami. Nie zarabiamy i nie utrzymujemy z tego rodziny. To, że ja pokrywam koszt przelotu czy zakwaterowanie, jest dla mnie logiczne.
AT: Zadaliśmy to pytanie w PZTri. Z odpowiedzi wynika, że były 1 lub 2 zawody, na które można było pojechać (chyba dystans długi), na które związek nie robił slota. Nie było też komunikacji i marketingu wokół tego. Na wszystkie inne zawody jechało kilkudziesięciu lub nawet 100 Polaków. Na tamte bez slotów tylko 10 osób.
KK: Możliwe, że to wynikało z wyboru dystansu. Wiadomo, że te krótsze – sprinterski i olimpijski, są bardziej popularne dla amatorów. Są bardziej dostępne i łatwiejsze do ukończenia. Może były też bardziej promowane w socialach?
AT: Jesteś zadowolony ze startu w Hiszpanii?
KK: Tak. To były drugie moje zawody mistrzostw świata. Drugi raz przypadkowo w Hiszpanii. Organizacja top. Jest tam około 2.000 zawodników z całego świata jednego dnia. Jesteśmy na trasie w jednym momencie kilkutysięczną grupą. Ja nie miałem problemu z tym, aby się tam odnaleźć. Wszystko jest klarownie oznaczone: twoje miejsce, strefa zmian, jak z niej wybiec, gdzie się pokierować itd. Organizacja jest naprawdę na znakomitym poziomie.
Jeśli chodzi o wybór trasy, to nie ma co narzekać. Biorę to, co dostaje. Nie jest tak, że narzekam, że jest pofalowana, czy coś. To są mistrzostwa świata, jesteś zawodnikiem. Jeśli jedziesz tam, żeby rywalizować, a nie zwiedzać, to dostosowujesz się do warunków organizatora. W kwestii poziomu sportowego powiem, że w tym toku był na pewno wyższy niż w zeszłym, bo ukończyłem Open 22. (rok temu byłem 13.), mimo że w tym roku zrobiłem jakieś postępy. Świadczy to o tym, że poziom sportowy idzie do przodu.
Niedawno Sergiusz Sobczyk mówił w podcaście z Kamilem Gapińskim, że poziom zawodów organizowanych przez IRONMANA jest wyższy od innych. Nie przeczę temu, ale podkreślam, że jeśli ktoś chce się ścigać na dystansie sprinterskim lub olimpijskim, to nie ma alternatywy. Dystanse długie w World Triathlon są praktycznie nieobsadzone zawody względem IRONMANA. Dlatego startujemy pod World Triatlon. To są jedyne mistrzostwa świata.
AT: Gdybyś chciał powiedzieć początkującym zawodnikom, age-grouperom, udzielić rady, jak powinni się na początku w ten triathlon wkręcać, to co byś powiedział?
KK: Na pewno czerpcie z tego, ile możecie. Uważajcie, aby nie popaść w nadmierną rutynę. Triathlon jest uzależniający. Wkręcając się za bardzo, można zapomnieć o innych przyjemnościach w życiu, o bliskich, pracy i obowiązkach. Pamiętajmy, że to ma być tylko i aż pasja. Czerpmy z tego wiele radości, poświęcajmy na to czas, ale tym samym nie zapominajmy o innych aspektach życia. Jeżeli w pewnym momencie pojawią się wątpliwości, co rozwoju czy odpowiedniej ścieżki, to pomyślcie o inwestycji w trenera, aplikację treningową lub jakiekolwiek źródło wiedzy.
AT: Dziękujemy za rozmowę.