Triathlon trenuje od ponad 5 lat. Niedawno wystąpił w Arena Games, gdzie zajął 9. miejsce. W rozmowie z Akademią Triathlonu Maciej Bruździak opowiada między innymi o atmosferze podczas zawodów, ich przebiegu, a także zaskakujących zasadach w razie usterki sprzętu. – Zarówno w Arena Games i Super League trzeba być kompletnym zawodnikiem. Jest to bardzo duży plus tych formatów – wyjaśnia.
Grzegorz Banaś: Zacznijmy od początku. Możesz powiedzieć coś o Twoich przygotowaniach do sezonu i obozie w Sierra Nevada? Jesteś z nich zadowolony?
Maciej Bruździak: Ostatni okres to wiele zmian w moim życiu prywatnym i sportowym. Dlatego ten czas był intensywny i właściwie dalej taki jest. Mam nadzieję, że w maju się wszystko uspokoi i będzie zmierzało w dobry kierunku.
Jestem bardzo zadowolony z obecnej pracy z trenerem i tego, co zrobiliśmy na obozie w Sierra Nevada. To był mój pierwszy obóz wysokogórski. Wiem, że potrzeba jeszcze kilku takich obozów, żeby sprawdzić, co na mnie działa, a co nie oraz kiedy należy zjeżdżać z gór. Jest to jednak krok w dobrą stronę pod kątem treningu high altitude.
Teraz cały czas pracujemy nad bazą i przygotowaniem do głównych startów, które będą odbywały się od maja do listopada. Natomiast maj – sierpień będzie to najgorętszy okres.
GB: Jak to się stało, że wziąłeś udział w Arena Games w Szwajcarii? Skąd w ogóle taki pomysł?
Maciej Bruździak: Pomysł wyszedł tak naprawdę ode mnie. Wcześniej byłem już w kontakcie z Super League Triathlon i po prostu dostałem od nich maila w sprawie kolejnej edycji Arena Games. Jak dostałem tę wiadomość, to były tam zamieszczone informacje odnośnie do nadchodzących startów. Informacji nie było jeszcze oficjalnie na stronie, ale już wiedzieliśmy, jakie będą dokładne terminy. Zadzwoniłem wtedy do trenera i spytałem, czy to dobra szansa na przetarcie przed sezonem oraz dodatkowa szansa na zdobycie punktów World Triathlon.
Za ten start w Sursee do zgarnięcia za 1. miejsce było 250 punktów (minus 7,5%). Z kolei w Londynie będzie 500 punktów. Pamiętam, że jeszcze w zeszłym roku zawodnicy nie do końca byli świadomi, że można zdobywać punkty w Arena Games. Tymczasem wielu z nich ustawiło sobie w ten sposób ranking. Nie będę wymieniał z nazwiska, ale ci, którzy śledzą świat triathlonu, zauważą, że są zawodnicy wysoko w rankingu właśnie dzięki Arena Games i TOP10 w tych zawodach.
Głównym pomysłem było więc zdobycie cennych punktów na początku sezonu i to, aby ciągle być w Europie, a nie lecieć na drugi koniec świata na przykład do Ameryki, Afryki lub Azji. Chodziło też o skupienie się na pracy i czysto treningowe podejście do startu.
ZOBACZ TEŻ: Maciej Bruździak wystąpił w finale Arena Games Triathlon!
GB: Jak wyglądały Twoje przygotowania do tych dość niecodziennych zawodów?
MB: Faktycznie, określenie „niecodzienne” jest tutaj trafne. Mój fizjoterapeuta, który oglądał rywalizację, powiedział, że nie rozumie, co tam się działo i czemu wskakujemy do wody 3 raz z rzędu.
Tak naprawdę skupiliśmy się na głównej pracy. Robiliśmy bazę pod starty od maja do listopada i nie koncentrowaliśmy się szczególnie na tej imprezie. Wiedziałem, że będę w stanie zawalczyć z chłopakami, bo jestem dobrym pływakiem. Bieg stał pod największym znakiem zapytania. Zakładałem, że poradzę sobie na rowerze.
Te waty, które kręciłem na zawodach, były duże niższe, niż to, co przeważnie wykręcałem na treningu. Nie jesteśmy pewni, co tam nie zagrało. Z kolei na biegu wyglądało to bardzo dobrze. Byłem z tego zadowolony. Start został zrealizowany z treningu i złożyło się na to kilka dodatkowych spraw. Zrobiłem tak naprawdę tylko dwa akcenty biegowe, które były szybsze niż praca na tak zwanym threshold’dzie.
GB: Możesz powiedzieć coś o samym wyścigu? Jesteś z niego zadowolony?
MB: Jestem zadowolony z tego, że zająłem 9. miejsce i z tego, z jakimi zawodnikami tam rywalizowałem. Wiem też jednak, że stać mnie na więcej na rowerze. To niestety nie był mój dzień kolarski. Brakowało tej mocy. Było to widać na każdym etapie. Już w eliminacjach czułem, że coś jest nie tak. Biegłem i płynąłem, jak w eliminacjach, ale jechałem poziom niżej.
GB: „Nie ma w tym miejsca na słabość. To czysta prędkość” – tak ocenił swój debiut w Arena Games Lionel Sanderd. Zgodzisz się z takimi spostrzeżeniami?
MB: Zgadzam się z tym, co mówi Lionel Sanders. Nawet organizatorzy Super League wiedzieli, że przy doskonałej promocji, jaką stanowi Sanders, jego udział podniesie oglądalność. On był świadomy tego, że na biegu i rowerze będzie w stanie nawiązać walkę. Na pływaniu rywale byli poza zasięgiem.
Tutaj mam wrażenie, że u mnie pojawiła się ta sytuacja. Byłem dobrze przygotowany pływacko i biegowo, a na rowerze nie starczyło. Czyli jeżeli nie jesteśmy w stanie dać z siebie 100% w każdej dyscyplinie, to jesteśmy na straconej pozycji. Ja nie byłem w stanie na rowerze wyjechać tego, co wytrenowałem. Wtedy moja walka o medale lub TOP5 się skończyła.
Nawiązując jeszcze do pytania: uważam, że zarówno w Arena Games i Super League trzeba być kompletnym zawodnikiem. Jest to bardzo duży plus tych formatów. Trzeba po prostu trzymać wysoki poziom w triathlonie, a nie na jednej dyscyplinie. Czasem są takie zawody, że ktoś słabo pływa, a później wszystkie grupy zawodników się zjeżdżają i bieg decyduje. Pamiętam, że w zeszłym roku wystartowałem na Pucharze Azji w Samarkand. Tam była taka sytuacja, że ja i rywal wyszliśmy z wody 30 sekund szybciej. Ja odjechałem na pierwszym kółku i prowadziłem. Kiedy jednak zjechaliśmy się wspólnie, to okazało się, że na rowerze mamy gorszy czas niż na familiaryzacji trasy dzień wcześniej. Zrobił się z tego wyścig biegowy, a ja pobiegłem jeden z najlepszych czasów na 10 km w mojej triathlonowej karierze.
Właśnie w ten sposób Arena Games różni się od tego triathlonu, który obserwujemy na Pucharze Azji, Ameryki lub Europy. Na Pucharze Świata i WTCS coraz częściej grupa się rwie. To moim zdaniem pozytywna rzecz, która np. podnosi oglądalność i zainteresowanie dyscypliną.
GB: Istnieje szansa, że zobaczymy Cię w londyńskiej edycji Arena Games?
MB: Nie mogę za bardzo udzielać takich informacji. Powiem tylko, że jest na to szansa.
Jak w ogóle startuje się przy tak mocnym i bliski dopingu kibiców? Myślisz, że triathlon skorzystałby na większej liczbie podobnych imprez?
MB: Startuje się bardzo dobrze. Nie ukrywam, że dodatkowo to napędza i stwarza bardzo fajną atmosferę. Uważam jednak, że aktualna liczba imprez (3 lub 4 – przyp. red.) jest odpowiednia. Wystarczy, że coś nie zagra z WiFi lub prądem i nie do końca mamy wpływ na swój wynik. W czystym, zwykłym triathlonie liczy się nasza dyspozycja na pływaniu, rowerze i biegu, a także technika i strefy zmian. Jest to po prostu lepsze.
Mamy wpływ na swoje działania i odpowiadamy za swój wynik. Są zdarzenia losowe, takie jak np. defekt lub jakaś kraksa. Jednak na to wszystko mamy jakiś wpływ. Możemy wymienić koło i kontynuować wyścig. Natomiast w Arena Games jeśli wysiądzie system, to nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Przy jakimś błędzie systemu zawodnik (który nie ponosi winy) musi zacząć kolejną dyscyplinę od najgorszego czasu, co wyjaśniono nam na briefingu.
Przykładowo płynąłem w eliminacjach 00:01:58. Wsiadam na rower i moc nie działa. W tym momencie automatycznie zaczynam bieg od czasu zawodnika, który był najgorszy na tym etapie. Czyli nie jechałem na rowerze, co jest uczciwe, bo się nie męczę, ale z drugiej strony nie pobiegnę 00:02:15, bo przecież straciłem 30 sekund. Może to wpłynąć na udział w finale.
Arena Games to bardzo fajna inicjatywa. Dobrze się tam ścigało. Triathlon na pewno na tym korzysta. Dużo się dzieje, łatwo i emocjonująco się to ogląda. Również z poziomu trybun, co potwierdziła moja dziewczyna oraz moi rodzice. Myślę jednak, że ten cały system potrzebuje jeszcze trochę dopracowania.
GB: Możesz powiedzieć coś o tym, jak wygląda Twój wstępny plan na ten sezon? Co będzie głównym celem?
Maciej Bruździak: Celujemy z trenerem w Mistrzostwa Europy. Jeżeli dostanę kwalifikacje, to Igrzyska Europejskie. Głównym celem jest podnoszenie poziomu sportowego i celowanie w wysokie miejsca na zawodach Pucharu Świata lub WTCS. Gdyby udało mi się w tym roku wystartować w WTCS oraz zająć na nim bardzo dobrą pozycję, byłby to wielki sukces.
GB: Parę miesięcy temu napisałeś na FB, że „pierwszy start w triathlonie oceniasz jako jedną z najlepszych decyzji w życiu”. Tutaj pytanie dwuczęściowe – możesz nieco rozwinąć tę myśl? Druga kwestia: co z tym 5 lat wspominasz jako najlepszy moment?
Maciej Bruździak: Przez te 5 lat trenowania triathlonu czuję, że cały czas się rozwijam i idę do przodu. To również mnie motywuje. Jeżdżę po świecie, ścigam się z najlepszymi zawodnikami w Europie i na świecie. Wielu z nich to moi znajomi. Widujemy się na wyjazdach i integracjach. To fajny styl życia. To jedna z najlepszych decyzji mojego życia. Kiedy byłem pływakiem, to mój trening ograniczał się do patrzenia w ścianę.
Zwiedziłem wiele pięknych miejsc przede wszystkim na rowerze 😉 . To największy plus trenowania triathlonu. Także ściganie się na wszystkich imprezach i poznawanie ludzi. Chciałbym piąć się w górę. Na razie zmierza to w dobrym kierunku. Zobaczymy, jak będzie w dalszej części sezonu.
Ciężko mi powiedzieć, co wspominam najlepiej z tych 5 lat. Może podium w Taszkiencie. Wspaniale wspominam też 14. miejsce w Korei. Ciągną się za mną pewne sprawy w zeszłego roku i mam nadzieję, że niedługo wszystko wyjdzie na prostą.
GB: Czego życzyć Ci w tym sezonie?
MB: Przede wszystkim braku kontuzji. To jest chyba najlepsza rzecz, jaką można życzyć sportowcowi. Ja w poprzednich latach miałem z tym wiele problemów, chociaż były to małe kontuzje. Co roku jednak zaczynam z jakimś lekkim urazem. W tym roku obeszło się bez tego.
W zeszłym roku uraz wykluczył mnie z treningów biegowych na 3 miesiące. Był to okres, w którym pływałem, chodziłem na rehabilitację i jeździłem na rowerze – oczywiście w innej pozycji. Całą lewą nogę miałem w ortezie. Kiedy zaczęło się wszystko zrastać, do planu dołączyła bieżnia antygrawitacyjna. Był to dla mnie również dość ciężki rok. Powoli wszystkie rzeczy zaczynają się układać, a ja bardzo cieszę się z tego, jakimi ludźmi się otaczam oraz z jakimi ludźmi współpracuje.
GB: Dziękujemy za rozmowę.