Monika Chodyna i Sebastian Najmowicz są parą od prawie 15 lat. Jak przyznają, pasja do sportów wytrzymałościowych była z nimi od zawsze. Jak się poznali? Czego triathlon nauczył ich o sobie nawzajem?
ZOBACZ TEŻ: Miłość z namiotu medycznego. Mirinda Carfrae i Tim O’Donnell
Nikodem Klata: Jak się poznaliście? Czy Wasza znajomość i związek rozpoczęły się od triathlonu?
Sebastian Najmowicz: Poznaliśmy się, trenując w tym samym klubie pływackim. Monika była w rok młodszej grupie. Pare razy robiłem do niej podchody, aż w końcu zostaliśmy parą. To ja namówiłem Monikę do triathlonu, po tym jak skończyła karierę pływacką. Wiedziałem, że będzie jej dobrze szło, dlatego chciałem, żeby spróbowała. Spodobało się jej.
Monika Chodyna: Wspólna pasja do sportów wytrzymałościowych była z nami od zawsze. Poznaliśmy się już w czasach szkoły podstawowej, trenowaliśmy razem pływanie w jednym klubie, ale początkowo w innych grupach ze względu na to, że jest między nami rok różnicy. Bliżej poznaliśmy się tak naprawdę dopiero na przełomie gimnazjum i liceum, kiedy to Sebastian postanowił zmienić trenera i dołączył do grupy, w której ja trenowałam już wcześniej. Ostatecznie parą zostaliśmy w wieku 16-17 lat.
NK: Triathlon jest dla Was czasami powodem do kłótni czy może pozwala rozładować emocje?
Sebastian: Zdarza się i jedno i drugie. Ale na szczęście to drugie częściej.
Monika: Wydaje mi się, że u nas triathlon sam w sobie chyba nie jest powodem do kłótni, a raczej fakt, że oboje jesteśmy bardzo ambitni. Ja dodatkowo jestem też perfekcjonistką i jak coś robię, to lubię to robić na 100%, ale z naszej dwójki to jednak Sebastian jest zawodnikiem PRO. Nieraz chciałabym móc tak jak on na maksa oddać się treningom, jednak póki co nie mam takiej możliwości i kiedy np. Seba odpoczywa pomiędzy treningami, to ja w tym czasie muszę ogarnąć 10 innych rzeczy i z tego powodu czasem się kłócimy.
NK: Sebastian jest też Twoim trenerem. Masz przez to taryfę ulgową czy odwrotnie – wymaga od Ciebie jeszcze więcej? Jakim jest trenerem? Jaką Monika jest zawodniczką?
Monika: Mi to zdecydowanie ułatwia, a jemu pewnie utrudnia (śmiech). Bardzo cenię sobie fakt, że jesteśmy przede wszystkim przyjaciółmi i Seba wie o mnie wszystko. Zawsze mi tego brakowało w relacjach z trenerami jeszcze z czasów pływania. Myślę, że Sebastian jest trenerem, który przede wszystkim zaraża dobrą energią i pasją do sportu. Nie traktuje swoich podopiecznych z dystansem, od początku stara się z każdym budować przyjacielskie relacje. Jest w stałym kontakcie ze swoimi zawodnikami niemal przez całą dobę. Zawsze bardzo mu zależy, aby każdemu szło jak najlepiej. Jednocześnie doskonale potrafi np. ocenić, kto, jakie ma w danej chwili możliwości, na jaki konkretnie stać go wynik. Nie raz udawało mu się typować konkretne czasy na zawodach niemal co do minuty.
Seba: Słucha się trenera i nie dyskutuje, chyba że akurat traktuje mnie jako partnera zamiast trenera, to wtedy jest weselej… Jeśli akurat nie mieliśmy żadnej potyczki poza triathlonowej, to wydaje mi się, że ułatwia.
NK: Chodzicie na sportowe/triathlonowe randki?
Monika: Niemal codziennie! 😁
Seba: Prawie zawsze pływamy razem. Teraz w okresie zimowym często robimy wspólnie trening w naszej domowej siłowni np. Monika biega, a ja kręcę na rowerze lub kręcimy razem.
NK: Jakie jest Wasze wspólne hobby poza triathlonem?
Sebastian: Oglądanie wciągających seriali.
Monika: Oboje lubimy dobre jedzenie i podróże, ale to w sumie łączy się z triathlonem.
NK: Jesteście razem już prawie 15 lat razem – czego triathlon nauczył Was o sobie nawzajem?
Monika: Myślę, że triathlon nauczył nas tego, że można razem żyć po swojemu, zarabiać na tym, co się lubi robić i czerpać z tego satysfakcję. Dowiedziałam się także, że Seba ma w sobie mega dużo samodyscypliny, czego wcześniej nie wiedziałam i bardzo dobre podejście do innych jako trener.
Sebastian: Nauczył mnie, że Monia jest bardzo zawzięta, nie lubi porażek i lubi coffe ride (których robimy mało).
ZOBACZ TEŻ: Para, która ukończyła IRONMANa 400 razy