Na granicy. Ironman dla zuchwałych #6

Minęły 2 miesiące od ostatniej części mojego felietonu… aż trudno uwierzyć, że czas tak szybko tak pędzi. To były dla mnie trudne dwa miesiące – okres, w którym kilkukrotnie się potknąłem i zbłądziłem, ale najważniejsze, że mimo wszystko udało mi się zachować równowagę i nie upaść (czyt. wypaść z planu treningowego).

Nałożyło się na siebie mnóstwo różnych czynników – stres związany z pracą, sesją egzaminacyjną, nagromadzenie treningów, sytuacja związana z pandemią i jeszcze kilka innych spraw, o których nie chcę tutaj pisać. Cóż, nie zawsze wszystko idzie tak, jakbyśmy tego chcieli. Samo życie. Ponadto ciężkie treningi są dla mojego organizmu ogromnym szokiem, zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Mam wrażenie, że doszedłem do granicy, poza którą znajduje się przetrenowanie, czyli koniec przygody, a mój organizm zaczął się bronić w bardzo typowy dla niego sposób.

Na co dzień staram się unikać cukru, ale ostatnio doświadczyłem wyjątkowej sytuacji – zacząłem pochłaniać ogromne ilości słodyczy. Nie zrezygnowałem z treningów, ale odżywiałem się niemal autodestrukcyjnie. Nie trwało to długo, bo niemal natychmiast zauważyłem, że bardzo szybko po rozpoczęciu treningu, moje tętno wychodziło poza strefę tlenową, w której zamierzałem trenować. Bardzo namacalnie odczułem, jak ważna jest dieta, zwłaszcza w sportach wytrzymałościowych, i jak wyraźnie i niemal natychmiast mój organizm “protestuje”, kiedy zaczynam go źle traktować. 

Na osłabienie będące konsekwencją fatalnej diety, nałożyła się jeszcze awaria mojego trenażera. Awaria nie polegała na tym, że coś przestało działać, niestety sprawa była bardziej skomplikowana. Otóż okazało się, że trenażer z każdym dniem coraz bardziej zaniżał odczyt mocy z jaką kręciłem, dokładając mi coraz większe obciążenie, abym mieścił się w założonym planie treningowym. Efekt był taki, że moja motywacja została poddana wyjątkowej próbie. Moja wydolność, kondycja i sprawność, mierzona zaawansowaną elektroniką, zamiast rosnąć w miarę upływu czasu, stopniowo spadała. Pamiętacie Dekalog I K. Kieślowskiego? No właśnie, uważajcie z tymi wynalazkami i nie ufajcie im bezgranicznie. 

Cóż, uporządkowałem wszystkie sprawy, rozpędziłem demony i dzięki wiedzy z zakresu psychologii, która jak już kiedyś wspominałem jest moją pasją, stanąłem mocno na nogi. Postanowiłem zmodyfikować pierwotny plan tak, aby każdy tydzień kończył się jednym dniem odpoczynku, bez jakiegokolwiek treningu. Dzięki temu cały plan treningowy rozciągnie się nieco w czasie, ale to też było mi potrzebne z tego względu, że Ironman nie odbędzie się jak pierwotnie zakładałem w czerwcu, a 8 sierpnia. Mój obecny plan coraz mocniej odbiega od planu pierwotnego. Modyfikuje go na własną rękę, ale wynika to z okoliczności, jakie wnosi do niego życie i obserwacji jak reaguje na niego mój organizm. Zawsze byłem zdania, że dobry plan to plan, który jest elastyczny. Sprawdza się to zarówno w sporcie jak i w życiu czy w biznesie. Pierwotny plan był przeznaczony dla początkującego, ale czy zakładał, że początkujący może mieć 45 lat, a jego zdolności regeneracyjne będą się znacznie różniły od np. przeciętnego dwudziestopięciolatka. Czy wkalkulowane było, że ów 45 latek (niby dopiero za miesiąc, ale już się pogodziłem😊) narażony jest na kontuzje znacznie bardziej niż jego młodsi koledzy? Pewnie, nie. 

Wykonałem szereg rutynowych badań, aby wykluczyć ewentualne niedobory czy sygnały alarmowe z ciała. Jako weganin robię to regularnie, tym bardziej, że już od dzieciństwa jesteśmy programowani przez środowisko jedynie słusznymi jak się ich autorom wydaje teoriami; “musisz pić mleko bo nie urośniesz”, “bez mięsa będziesz słaby”, “w anemię wpadniesz”… Teoriami nie mającymi potwierdzenia we współczesnych badaniach naukowych, a co więcej sprzecznych z nimi. W konsekwencji zostają takie “osady” w naszych głowach i bardzo często to one zamiast logiki i faktów kierują postępowaniem niektórych osób. Zresztą teraz jak nigdy mamy tego namacalne przykłady w związku z pandemią.  

Wyniki moich badań po raz kolejny są wzorowe, ale co ciekawe lekarz zwrócił mi uwagę na niektóre wskaźniki jako typowe dla ciężkich treningów wytrzymałościowych. Nie zdawałem sobie sprawy, że obciążenia jakimi poddaje swój organizm już można zobaczyć analizując krew czy mocz. 

Duże znaczenie w moim powrocie do pionu, miała jak sądzę szczególna dbałość o to, aby spożywać posiłki składające się z produktów pozytywnie wpływające na zdolność regeneracji po wysiłku. Udało mi się nawet wypracować kilka przepisów na smoothie z dość przewrotnym na pierwszy rzut oka połączeniem warzyw, owoców i przypraw. Udało mi się, ponieważ są moim zdaniem smaczne, a przewrotnych, ponieważ łączących np. yerba mate, szpinak, brokuł i paprykę z mandarynką, kiwi, korzeniem maca i cynamonem 😊 Moje doświadczenia poprzedzone były przeczytaniem kilku książek, licznymi rozmowami ze specjalistami w zakresie żywienia w sporcie, a dodatkowo pogłębione analizą wyników wielu współczesnych badań naukowych. 

Ten trudny okres mam już za sobą, jestem mądrzejszy o wiele doświadczeń, ale i przetestowałem na sobie kilka nowych metod radzenia sobie z takimi przygodami. Jestem wyznawcą teorii, że życie jest sinusoidą, w związku z czym nabyte umiejętności pewnie jeszcze przyjdzie mi praktykować w przyszłości. Paradoksalnie wcale nie zaskoczyło mnie to, że napotkam na problemy i właściwie byłem na to przygotowany. Nie przewidywałem, jakie problemy mogą mnie spotkać, ale to, że jakieś jednak będą uwzględniłem w swoim pierwotnym planie. Psychicznie byłem przygotowany, że mogą nastąpić turbulencje i będzie to zupełnie zwyczajna sytuacja. Choć od niedawna czynnie uczestniczę w social mediach, to mam pełną świadomość często przelewającej się tam hipokryzji i kreowaniu nieistniejącego świata. Sam w tym uczestniczę, ale prawdę mówiąc wszyscy uczestniczymy choć bardzo często nieświadomie. Nie oceniam tego i szczerze polecam po prostu DYSTANS 😊 

Trenuję 6 dni w tygodniu, czasem 2 razy w ciągu dnia. Niestety z uwagi na kolejny już lockdown, pływanie trenuję w oddalonej o zaledwie 60 km pływalni, ale już wkrótce wyjdę na wody otwarte 😊. Na dziś największą barierą w mojej głowie jest strach związany z 4 km w Bałtyku, ale oswoję „stracha”, a kto wie, może nawet się z nim polubię. Największy progres odczuwam w bieganiu, rower do tej pory cały czas na trenażerze, więc trudno mi ocenić zwłaszcza po przygodach trenażerem, o których pisałem wcześniej. 

Kolejne części felietonu będą publikowane zdecydowanie częściej, chciałbym, aby było to ok. 2 razy w miesiącu, ponieważ sprawia mi to ogromną radość. Dziękuję za wszystkie głosy poparcia na forum i poza nim, naprawdę dodają mi mocy 😊 

Wesołych, zdrowych i bezpiecznych Świąt.

Powiązane Artykuły

14 KOMENTARZE

  1. Witaj, czy Ty jesteś po operacji endoprotezy? Jakie czujesz ograniczenia w związku z tym?
    Póki co sama sobie „diagnizuję” tak, wizyta u lekarza jeszcze czeka, ale te objawy są bardzo charakterystyczne i strasznie się tym martwię. Pozdrawiam 🙂

    • Nie, nie mam endoprotezy. Anno, nie znam zupełnie Twojej sytuacji, ale zdecydowanie uważam, że diagnozowanie się na własną rękę do tego jeszcze korzystając z informacji z internetu to jedna z najgorszych i najbarfziej niebezpiecznych rzeczy jakie.możesz sobie zafundować. Nie rób tego.

  2. Jakie slodycze lubisz wcinać najbardziej? Ja śliwki w czekoladzie. Rany jak je uwielbiam. Codziennie wrzucam trzy i na bieżnię, trenażer czy wioslarza. Ale plan leci wg harmonogramu. Nie ma, że boli. Nie pozwalam sobie na zwatpienie i zrzucanie winy na sprzęt.

  3. Bardzo ciekawi mnie twoja historia, sam oczywiście chciałbym spróbować IM choć jestem trochę starszy. Mało piszesz o swoich treningach. Podaj więcej szczegółów… Ostatnio 93h/150 aktywności to dawało średnio ok 30-40 minut na trening, to chyba trochę mało? zwiększyłeś objętość? Robisz jakieś długie treningi w weekend?

    • Postaram się więcej takich informacji wplatać w felietony, ale zawsze możesz wysłać maila, a ja na pewno odpiszę 🙂

  4. Dwa zdania ode mnie. Wiek 45 lat to akurat ten moment kiedy można zrobić dobry wynik w Age grup. Ja dokładnie w tym wieku zrobiłem czas 9:40,20.Oczywiście różnimy się sposobem odżywiania, bo w owym czasie nie było mody i wiedzy na temat weganizmu. Ja jadłem wszystko co było dostępne i na co miałem ochotę. Jeśli chodzi o pływanie w morzu to według mnie jest łatwiej niż w jeziorze ponieważ słona woda bardziej unosi, a fala jest długa i nie chlapie tak jak na śródlądziu. I jeszcze jedna bardzo ważna kwestia – kontakt z fachowcami z różnych dziedzin, oraz ciągła kontrola ilości czasu spędzonego na treningu, powodzenia.

  5. Fantastyczny tekst, który nie odbiera Ironmenom pierwiastka ludzkiego, zwraca uwagę na mocne strony ale i słabości, które tkwią w każdym z nas …… świadomość własnego ciała i komunikacji z nim……… ważne miejsce w głowie, które decyduje o tym czy poradzę sobie z barierami, które nazywam miejscem osobistego komfortu, ono pozwala nam panować nad własnymi niedoskonałościami…… świetna relacja przemyśleń, która nie jednego może zmotywować do podjęcia treningu…… podziwiam i trzymam kciuki….czekam na kolejny felieton

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane