To nie był łatwy sezon dla Bena Kanute. Amerykanin po dobrym początku miał sporo problemów, które odbijały się na jego wynikach. Końcówka była jednak fantastyczna, bo został wicemistrzem świata. – W końcu wszystko zadziałało – mówi o sukcesie w MŚ.
ZOBACZ TEŻ: MŚ IRONMAN 70.3 – Kristian Blummenfelt mistrzem świata!
Mistrzostwa świata za nami. W wyścigu mężczyzn PRO wygrał Kristian Blummenfelt, a na 2. miejscu uplasował się Ben Kanute. Amerykanin powrócił tym samym do ścisłej czołówki światowej po kilkuletniej przerwie, bo w 2017 roku również został wicemistrzem świata.
– Pływanie było świetne. Na rowerze miałem dużo radości z tego, że trzymałem się z tymi wszystkimi najlepszymi zawodnikami na świecie. Podczas biegu oczywiście cały czas walczyłem, ale w pewnym momencie doszło do mnie, że właściwie jestem dumny z tego, co osiągnąłem, bo prowadzę w wyścigu o mistrzostwo świata – powiedział w rozmowie z Bobem Babbittem po zakończeniu wyścigu.
Sukces Bena jest dla niego o tyle satysfakcjonujący, bo po dobrym początku roku i kilku solidnych wyścigach, pojawiły się problemy. Jego żona zachorowała, on nabawił się infekcji i w efekcie przez kilka tygodni trenował minimalnie. Kiedy wrócił do treningów, był zadowolony z tego, jak przebiegały, ale podczas ciężkich wyścigów (np. PTO) czasem włączał się mu „tryb przetrwania”.
– Wierzyłem jednak w pracę, jaką wykonujemy. Czekałem cały rok i w końcu wszystko ułożyło się, jak powinno – powiedział w rozmowie na kanale Babbittville.
Wyświetl ten post na Instagramie
Kristian Blummenfelt jest zawsze groźny
W rozmowie po wyścigu Kanute opowiada bardzo ciekawie o samym przebiegu rywalizacji. Podczas biegu radził sobie doskonale, co zawdzięcza też treningom. Zobaczył szybko Kristiana Blummenfelta i zaczął przyglądać się temu, w których momentach rywal z Norwegii zwalnia, a kiedy przyspiesza.
– Było akurat wzniesienie. Pomyślałem wtedy, dobra, jeżeli tutaj będzie cierpiał, to może trochę nadrobię. Wszyscy wiedzą jednak doskonale, że on się nie poddaje. Starałem się więc zrozumieć, co robi. To było jak mecz szachowy, bo starałem się dostrzec, kiedy zwalnia, a kiedy przyspiesza. Pamiętałem po Konie, że Gustav Iden mówił, że nadrabiał do niego metry w momencie, kiedy zbiegali ze wzniesień.
Kanute przyznaje, że wykorzystał też „energię i doping” kibiców, dzięki czemu zyskał nowe siły podczas biegu. Zdawał sobie jednak sprawę, że Blummenfelt jest bardzo mocny. Nie spodziewał się, że Norweg zaatakuje na kilka kilometrów przed metą. Myślał, że szybki finisz oponent zostawia na samą końcówkę trasy.
– Wiedziałem, że z nim jest tak, że jeżeli zbierzesz w sobie siły, podniesiesz ramiona, to może powalczyć. On tam miał jednak niesamowite ruchy. Czasem biegam na treningach takie splity, ale na koniec wyścigu? Jego nogi wyglądały tam ciągle świetnie, a był przecież po Konie. Norwegowie są naprawdę dobrzy w tym, co robią. Nie wygrasz z nimi wyścigu, jeżeli dasz im dyktować tempo.
Dlatego Kanute wyjaśnia, że chciał zawalczyć z Blummenfeltem bezpośrednio, „postawić go na krawędzi” i szukać słabości. Wiedział jednak, że rywal również przygotowany jest doskonale pod względem strategii i w mistrzowski sposób rozegrał ten wyścig.