o maratonie słów kilka….

        Ten bieg to już nie był zwyczajny trening, chciałem przećwiczyć coś więcej,  mentalne przygotowanie do większych obciążeń. Wydolnościowo było ok, średnie tętno 160, gorzej jeśli chodzi o nogi, niestety, moja budowa średnio sprzyja do tego typu przeciążeń.  Jak mówi mój biegowy mentor, budowa zawodnika MMA, nie jest najlepsza do szybkiego biegania maratonów 🙂 Ale zacznijmy po kolei.

       Pogoda całkiem dobra do biegania, jak dla mnie momentami ciut za dużo słońca, ale nie ma co narzekać, ok. 6 stopni, bez deszczu, byłoby lepiej gdyby nie duży wiatr który dawał się mocno we znaki. Maraton to jednak nie tri bez draftingu i tutaj można się schować w grupie, co skrzętnie starałem się wykorzystać.  Biegłem z grupą na 3:30, choć to był plan maksimum,  jednym z zająców był kolega po fachu, Ironman 😉  W grupie spotkałem również blogera z AT, Grześka Kędzior, zamieniliśmy parę słów przed startem i później na trasie, był nawet plan żeby zamienić ten bieg na duathlon, tzn. po ok. 28km skok do Wisły z mostu Grunwaldzkiego, sprint kraulem do kładki Bernatki i powrót na trasę maratonu. Choć pomysł Grześkowi się spodobał to jednak zostaliśmy przy samym biegu 🙂 Muszę przyznać, że Grzegorz mnie zaskoczył, mówił, że biegł na 3:37, ale czuł się całkiem dobrze, jak to stwierdził: „trzeba brać co życie przynosi’,  w pewnym momencie miał tempo na ok. 3:27 więc ja odpuściłem, było to ok. 19km, wyprzedziliśmy pacemakerów dla mnie to było za wiele, założenia miałem zupełnie inne, a chciałem się ich trzymać najdłużej jak tylko mogę. Przed startem powiedziałem, że biegnę z grupą na 3:30 tak długo jak to możliwe, przy maksymalnym kryzysie odpuszczam i sam walczę o 3:35 to był głównym cel. Na 21km zgodnie z obietnicą wysłałem sms-a do Platiego, tak żeby go zmotywować do walki o 3:45, ale skubaniec nie wziął telefonu i odpisała Pula. Na ok. 25km wpadłem w dziurę, całe szczęście, że miałem poklejoną kostkę tajpem, we wtorek przed startem byłem pograć w piłkę… Koledzy grali mecz i brakowało im zawodników, dałem się namówić, niestety moje luźne ścięgna w prawej kostce nie stabilizują już jej tak porządnie i zazwyczaj po takich eskapadach boli mnie przez jakiś czas.

Tutaj również zaczęła się coraz mocniejsza walka z wiatrem, w zasadzie od wbiegnięcia na Błonia cały czas wiatr dawał się we znaki. Jakby tego było mało, od 30km zaczął się powolny ból ud, zacząłem już analizować jakie tempo da mi wymarzone 3:29:59. Według szybkich kalkulacji, a wiadomo, że trzeba uwzględnić przekłamania GPS oraz tego, że nie trzymamy optymalnego profilu trasy, więc należ doliczyć 400-600 metrów, musiałem trzymać 5’/km.  Powoli kiełkowała we mnie myśl żeby zwolnić i jednak łamać 3:35, ale ciągle trzymałem się z grupą na 3:30. Było trzech pacemakerów, dwóch na równe tempo i jeden który biegł minimalnym negativem, więc w tym momencie byłem pośrodku nich, dlatego nadal walczyłem. Zabijałem ten ból różnymi myślami, przede wszystkim wmawiałem sobie hasło z bufki którą miałem na szyi: „nie ma nie mogę’. Wyznaczałem kolejne „mety’ 35km spotkanie z moim Prezesem, 37km na pierwszym okrążeniu spotkałem tam znajomych, byłem ciekaw czy jeszcze są. Dodatkowym motywatorem był zakład, gdzie stawka rosła wraz z osiągniętym czasem. Na  38km dogonił mnie trzeci pacemaker, morale na chwilkę siadło, ale powtarzałem sobie, że teraz to już nie ma co odpuszczać, zostało niecałe 20′ walki więc trzeba ścisnąć poślady i starać się utrzymać jego tempo. Biegliśmy tak ramie w ramię aż do 41km, tutaj już wiedziałem, że musze zastosować własną broń, czyli zamknąć oczy i cisnąć do przodu tylko tak wyłączam całkowicie mózg i wszystkie receptory bólu. To nic, że wyglądam jakbym za chwilkę miał mieć zawał czy coś podobnego ale pozwala mi to dobrnąć do końca, na dowód tego zdjęcie…

 

meta CM2015

 

Ostatnie 1,5km, wliczając błąd pomiaru, tym razem wyniósł 500m, biegłem poniżej 4:30’/km.

Dałem z siebie wszystko, czas który osiągnąłem 3:29:52 jeszcze 10 tygodni temu wydawał się nie możliwy do zrobienia. Według Mariusza, mojego mentora i trenera biegowego, w tamtym okresie moje wyniki predysponowały mnie co najwyżej do łamania 3:45.

Nie to jest jednak najważniejsze, ja najbardziej zadowolony jestem z tego, że się nie poddałem, zagłuszyłem swoje wewnętrzne głosy mówiące nie dasz rady, odpuść, 3:35 to też dobry wynik itp.  Radość na mecie była większa niż po IM, mam nadzieję, że w lipcu będzie podobnie….

Powiązane Artykuły

17 KOMENTARZE

  1. Gratulacje! Czas super, jedyna wada takiej zyciowki to ze coraz trudniej bedzie ja poprawiac :). Co do glowy to dwie najszybsze osoby ktore osobiscie poznalem (jeden z zyciowka 2:29, 60ty na Maratonie Londynskim rok temu, drugi ktory rok temu dostal przepustke na Hawaje) na moje oczywiste pytanie jak to zrobic zgodnie i niezaleznie od siebie odpowiedzieli – najwazniejsza jest glowa :).

  2. Arturro, przecież nie twierdzę, że samą głową można zrobić wynik. … ale z pewnością można wspomóc wytrenowanie :-p

  3. Gratulacje i nie przejmuj się wyimaginowanym rozmówcą. Teraz za niewielkie ilości na własny użytek tak bardzo nie ścigają, tym bardziej że biegłeś. Jazda na rowerze to już trochę większe ryzyko…:-)

  4. Brawo Kuba! Jeszcze raz gratulacje! Czy mi sie wydaje czy twarz Ci ostatnio wycieniowało?:) Przy okazji Grzegorz także gratuluje! A ze Kuba rozmawia z 'cieniami’ na biegu to sie nie dziwie, w końcu tyle godzin samotnych treningów do tri robi swoje, tez tak mam;)))

  5. Kuba gratulacje, wynik bardzo dobry. Mi tez wlasnie na bloniach do glowy przychodzil drafting, co skrzetnie staralem sie wykorzystac 🙂

  6. Dobre 🙂 ps -tak się zastanawiam bo może w towarzystwie bufki urwałbym jeszcze te 3 min chociaż po stanie zakwasów prawdopodobieństwo takiego scenariusza oceniam jako nikłe (te faktycznie mam większe niż po pełnym IM :-O).

  7. Świetny wynik! No i zadziwiłeś swojego trenera :-). Ja tydzień temu przegrałem z głową, ale o tym kiedy indziej :-). Gratulacje!!!

  8. Nie no Grzegorz na pewno z kimś rozmawiałem, tylko jak się teraz zastanowię to jakoś dziwnie nie reagował jak do niego wołałem Grzesiek 🙂 Podbiegł do mnie koło chyba 14km i pytał się skąd znam mkona? bo mam bufke a on poznał go na Karkonoszmenie w zeszłym roku. Więc na moście Kotlarskim zagadałem o duathlon. No nic może się tu pojawi Pan i wyjaśni wszystko 🙂

  9. Ano nie ze mną 🙂 Może skoro Twój rozmówca tez jest z klanu TRI to sam się ujawni 😀 Albo (już bardziej mrocznie) jak z filmu 'Szósty zmysł 'you see people’ :-DDD

  10. @Grzegorz chcesz mi przecież powiedzieć, że to nie z Tobą rozmawiałem na temat duathlonu i wysyłaniu zdjęcia do Platiego ? No to chyba mózg wyłączyłem wcześniej niż na 30km 🙂 Ale w takim razie z kim ja rozmawiałem ?

  11. Gratulacje i przy okazji małe sprostowanie 🙂 Zamieniliśmy parę słów na pierwszym km ale później to już nie ja byłem Twoim rozmówcą :-DDD Generalnie tez chciałem złamać 3:30 przy czym z balonikami (a w zasadzie cały czas za nimi) biegłem tylko do ok 25 km… Potem miałem wrażenie że 'skubańce’ przyspieszyły :-DDD W efekcie skończyłem łamiąc 3:33 i mimo że 3:30 nie padło to jestem zadowolony… ps – nie wiem kim był mój alias ale pewnie poszło mu lepiej 🙂

  12. Gratki raz jeszcze! Piękny prognostyk na zbliżający się sezon…. Głowa zadziałała… ciekawe co na to Arturro!?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane