12 kwietnia startem w Półmaratonie Przytok rozpocząłem nowy sezon. Wg założeń Przytok miał być przetarciem przed majowym Półmaratonem Solan, na którym planowane jest ustanowienie nowej życiówki. Plan treningowy zakładał osiągnięcie mety w czasie 1:55-2:00.
Niestety na 2 tygodnie przed startem zaczęła się nerwówka – bolące lewe kolano mocno utrudniało trening. Kontuzja była na tyle uciążliwa, że zastanawiałem się czy nie trzeba będzie zrezygnować z Solana aby odpocząć i zregenerować siły przed drugą najważniejszą częścią sezonu…Więc co z Przytokiem? Może już tutaj walczyć o nowy rekord? Wszystkie znaki mówiły – Nie. Plan piknikowy, treningi szły opornie- w skali 1- 5 czułem się na słabą trójkę. Jedyne co mogłem zrobić ad hoc to zmniejszyć ilość przebieganych kilometrów, dodatkowo … zrezygnowałem z zimnych okładów, stosowanych każdorazowo po treningu. Efekt…na dwa dni przed zawodami kolano jak nowe…zero strzykania, zero bólu, przysiady mogłem robić bez najmniejszego grymasu bólu.
Sobota przywitała nas wyśmienitą pogodą: kilka chmurek, słoneczko, lekki wiaterek targa kwiaty we włosach a pomyśleć, że przez cały piątek lało jak z cebra. Stojąc na starcie zastanawiałem się jak biec. Solan na 90% odwołany więc trzeba powalczyć…założenia: pierwsze kilometry rozruchowo 5:40-6:00, później jak będzie moc przyspieszamy – 1:55 musi zostać złamane.
Odliczanie 3,2,1, start…pierwszy kilometr … 5:05… to nie tak miało być, staram się bieg wolniej ale kiedy zwalniam wydaje mi się, że idę, w efekcie dopiero na 6 km udaje mi się zwolnić do …5:15….Kolejne kilometry to wakacje, piękna pogoda, las, muzyka; niestety w tak pięknych okolicznościach przyrody jedna myśl nie daje mi spokoju… czy wytrzymam w tym tempie. Kilometry mijają a ja nie czuję zmęczenia. Tradycyjnie po połowie żelu gdzieś na 8 i 16 km, dodatkowo kawałek czekolady. Zero zmęczenia. Gdzieś w połowie dystansu zdaję sobie sprawę, że jednak dzisiaj mam dzień konia, w związku a czym przyspieszam – nowy cel: muszę zejść poniżej 1:50, idealnie 1:45. Kiedy dobiegam do 14 kilometra, pojawia się lekkie zmęczenia oraz … podbieg, który jak się później okazuje ma 4 km. Co prawda różnica przewyższeń to ok 60m ale jednak … Cały czas staram się trzymać tempo. Najlepsze były ostatnie metry…widzę samochody zaparkowane przy drodze, widzę bramę za którą jest meta ale… nie wiedziałem, że jeszcze będzie mała pętla, w tym momencie czułem jakby zeszło ze mnie powietrze, demotywator na maxa, od 19 km zwijam asfalt za sobą a tutaj taka niespodzianka. Wbiegam na metę z czasem 1:48:01 [1:47:47 netto].
Generalnie ze startu jestem zadowolony ale do pełni szczęścia zabrakło „kropki nad i’… ach gdybym trzymał się grupy na 1:45…i do tego zapoznał się z profilem trasy. Ale nie ma co narzekać ponieważ w sezon wchodzę silniejszy niż mi się wydawało. Tydzień po półmaratonie jeszcze piknikuję aby nie zmęczyć materiału i snuję plany złamania 1:40 już w maju…a co…impossible is nothing.
Grzesiu ma rację, zbyt często półmaratonu nie ma co zaliczać… już lepiej jakąś 1/4 IM. Domyślam się, że tri jest Twoim priorytetem a sam bieg to forma sprawdzenia ,,pary’…. Pozdrawiam
Gratuluje wyniku i życiówki. Ale chyba lepiej żebyś trzymał sie swoich założeń i tego co napisales. Ważniejsza jest druga cześć sezonu. Załamanie 1;40 to ponad 20 sekund szybciej na każdym kilometrze..i to jest naprawdę zupełnie inne bieganie. Trzymam kciuki oby kontuzje cie omijały:):):):). Półmaraton to fajny trening ale nie mozna go robić zbyt czesto. Lepiej w ramach testów mieć płaską 5-8km trase i co 3-4 tygodnie robic na niej sprawdzian. Wprawdzie najczęściej i tak wchodzisz w beztlen ale tylko na kilka- kilkanaście minut wiec nie rujnujesz tego co zbudowałeś. Ide na rower:):) powodzenia