Przemysław Gaj: „Posłuchałem trenera, który powiedział, że w Barcelonie mam zrobić 8:30”

Kilka dni temu Przemysław Gaj wziął udział w IRONMAN Barcelona. Był to fenomenalny debiut na pełnym dystansie, bo zajął tam 3. miejsce pośród wszystkich age-grouperów. – Czułem, że wykonaliśmy kawał dobrej pracy, pomimo że ten rok od początku nie zaczął się dla mnie zbyt optymistycznie. Start ten był po prostu wisienką na torcie – mówi.

ZOBACZ TEŻ: Przemysław Gaj jednym z najlepszych AG podczas IRONMAN Barcelona!

Grzegorz Banaś: W Barcelonie debiutowałeś na pełnym dystansie. Czemu właśnie tam?

Przemysław Gaj: Początkowo debiut miał odbyć się we Włoszech podczas IRONMAN Italy Emilia-Romagna. Przed rozpoczęciem sezonu złamałem kość śródstopia z przemieszczeniem, co uniemożliwiło mi trenowanie biegania oraz kolarstwa. Dwa miesiące usztywnianie i chodzenia wyłącznie o kulach. Cały czas trenowałem, ale jedyną aktywnością, na jaką pozwolił mi wtedy lekarz, było pływanie na basenie oraz treningi siłowe oczywiście pod całkowitym zakazem używania złamanej nogi (dlatego byłem tam praktycznie codziennie).

Więc od końca lutego do początku maja byłem całkowicie wyłączony z treningów biegowych oraz kolarskich. Wracaliśmy na spokojnie, były to spokojne marszobiegi. Trener Kazik (Mateusz Kaźmierczak – przyp. red.) też nie chciał za szybko wprowadzać mnie w trening do momentu całkowitego zaleczenia złamania. Na początku czerwca zrobiliśmy z trenerem pierwszy bieg ciągiem. To wszystko skłoniło nas do poszukania wyścigu, który jest chociaż kilka tygodni później. Ponieważ każdy tydzień w przygotowaniach miał tutaj znaczenie. 

GB: Zakładałeś sobie jakiś konkretny czas, który chciałeś osiągnąć. Czułeś, że może to być aż tak świetny start?

Przemysław Gaj: Po starcie na dystansie 1/2 IM podczas Castle Malbork Triathlon, gdzie startowałem z objętości treningowej, trener powiedział, „No to teraz 8:30” w Barcelonie. Dzień przed trener podał mi również założenia. Należę do tych osób, które robią wszystko to, co trener rozpisze, więc tu też go posłuchałem. Spodobała mi się ta opcja, ale nie nastawiałem się na żaden wynik. Ten wynik to przede wszystkim jego zasługa. Na takim dystansie jednak może wydarzyć się wszystko.

Każdy trening i start sprawia mi mega zabawę. Nigdy nie nastawiam się na żaden wynik. Chciałem jak najlepiej bawić się tym startem. Czułem, że wykonaliśmy kawał dobrej pracy, pomimo że ten rok od początku nie zaczął się dla mnie zbyt optymistycznie. Start ten był po prostu wisienką na torcie. Więc na końcu pozostało tylko przepłynąć, przejechać i przebiec. 

fot. Przemysław Gaj – archiwum prywatne

GB: Napisałeś, że walka w wyścigu trwała do samego końca. Opowiesz nam o przebiegu rywalizacji?

PG: Tak, w zasadzie patrząc po wynikach z roweru, schodziliśmy w miarę równym czasie. Z jednym z zawodników, który był wtedy 3 (później wbiegał do wody) wybiegałem ze strefy zmian w tym samym momencie. Do około 22 km biegł mi na plecach. Widziałem też, że różnica pomiędzy mną a drugim zawodnikiem to około 3 minut. Jest to maraton i dużo mogło się tu jeszcze wydarzyć, więc najzwyczajniej biegłem tyle, w jakim stopniu to było dla mnie w danym momencie możliwe. A na samym końcu różnica pomiędzy miejsca w kategorii zamykała się w kilku minutach a w kategorii ogólnej różnica między 3 (mną) a 4 zawodnikiem wynosiła 2 sekundy. 

GB: Pisałeś, że walka toczyła się do samego końca. W pewnym momencie gdzieś w Twojej głowie pojawiła się myśl, że mógłbyś wywalczyć też slota na mistrzostwa świata?

PG: Nie myślałem o tym w ogóle. Wiedziałem przed wyścigiem, że może pojawić się taka opcja. Nie lubię jednak nigdy zawracać sobie głowy. Chciałem tylko myśleć o tym, co dzieje się aktualnie i bawić wyścigiem. A slot na mistrzostwa świata jest wypadkową wyniku, który udało się uzyskać. 

fot. Przemysław Gaj – archiwum prywatne

GB: Pod jednym ze wpisów na IG Piotr Kowalczyk napisał „Teraz jeszcze debiut na pełnym i będzie komplet. Faktycznie, jest „komplet” prawda? Przyznasz chyba też, że słowa Piotra były prorocze?

PG: Wiesz, co fajnie jest mieć takie wsparcie wśród kolegów/koleżanek z zespołu Kaziki. Jest to naprawdę bardzo miłe i mogę tego tylko życzyć każdemu. Oni zazwyczaj widzą cały proces treningowy. Więc jak Piotrek (dziękuję za wiarę we mnie) tak napisał, to wystarczyło tylko zrobić to, do czego się szykowałem. Takie słowa naprawdę motywują do dalszej pracy. Chociaż mi raczej motywacji do trenowania nie brakuje. Bo tylko czekam, kiedy mogę wyjść na trening. 

GB: Jak czujesz się po tak dobrym ściganiu w Barcelonie?

PG: Jestem bardzo zadowolony z wyniku, który uzyskałem. Cieszę się, że wszystkie treningi udaje się łączyć z pracą i przy tym nie zaniedbując życia prywatnego, mając wspaniałych przyjaciół. Chciałbym już wyjść na trening, ale dostałem zakaz od trenera. I zaczynam smutny (potrzebny) okres zwany roztrenowaniem.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,701ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane