Robert Wilkowiecki: „Nicea była trudniejsza, ale to Konę mam w sercu”

Podczas mistrzostw świata IRONMAN w Nicei Robert Wilkowiecki zajął doskonałe, 9. miejsce. W rozmowie z Akademią Triathlonu zawodnik opowiada o tym, jak czuł się na wymagającej trasie francuskich mistrzostw. Mówi też o współpracy z ekspertami z zakresu aerodynamiki oraz przygotowania mentalnego.

ZOBACZ TEŻ: Nicea – Sam Laidlow mistrzem świata IRONMAN! TOP10 Wilkowieckiego!

Akademia Triathlonu: ”Robert Wilkowiecki 9. zawodnikiem mistrzostw świata”. Jak się z tym czujesz?

Robert Wilkowiecki: Jestem zadowolony z tego, jak rozegrałem wyścig. Myślę, że tego dnia już naprawdę więcej nie mogłem zrobić. Cel wynikowy na te zawody, czyli wskoczenie do „10”, został zrealizowany. Dzięki temu tak naprawdę rośnie apetyt na lepsze wyniki i na kolejne mistrzostwa świata.

Na papierze te straty może nie wyglądają na takie małe, ale po tej rywalizacji czuję, że wskoczenie na jeszcze wyższe lokaty jest w zasięgu. Trzeba wykonać teraz odpowiednią pracę i w kolejnych latach dogonić i przegonić rywali.

AT: Przed wyścigiem pisałeś, że „trasa rowerowa w Nicei” jest na zupełnie innym poziomie”. To znaczy?

RW: Nie będę chyba oryginalny. Od początku było wiadomo, że jest ona bardzo wymagająca. Zarówno jeśli chodzi o przewyższenia, jak i też trudności techniczne. Pod każdym względem była inna niż praktycznie każde zawody, na których się ścigamy.

Na poziomie mistrzostw świata jest to bardziej wymagające, ale z drugiej strony widowiskowe i ciekawe, bo jest to coś innego, jak chyba zresztą było widać na samych zawodach. Przygotowanie się do nich wymagało trochę innego podejścia. Również innego podejścia sprzętowego, bo trzeba zachować balans pomiędzy wagą a aerodynamiką i wszystkimi aspektami.

fot. Bartłomiej Zborowski

AT: Pracowałeś z Piotrem Klinem. Czym zajmuje się Piotr, co zmienialiście i jak wyglądała ta praca?

RW: Piotr jest inżynierem, a dodatkowo utytułowanym kolarzem masters, który bardzo mocno interesuje się szeroko pojętym tematem aerodynamiki w kolarstwie. Zaczęliśmy tę współpracę z myślą o polepszeniu sprzętu, pozycji itd. Chodzi o testowanie i wprowadzanie nowych rozwiązań, które usprawnią moje kwestie aerodynamiczne, czyli opór powietrza na rowerze.

Dochodzi do tego analiza trasy pod kątem taktyki, rozłożenia mocy i podejścia. Jest tutaj wiele aspektów, które w kolarstwie można wyliczyć. Staje się to podobne trochę do rajdów samochodowych, gdzie można wprowadzać dużo różnych ustawień i rozwiązań, które w różny sposób sprawią, że będziemy szybsi. Ściganie na rowerze w triathlonie staje się bardzo „matematyczne”, jeśli tak to można ująć.

AT: Przed wyścigiem mówiłeś u Boba Babbitta: najpierw pewność siebie, później wynik. Skąd zawodnik na poziomie PRO bierze tę pewność siebie i jak wygląda to u Ciebie?

RW: Pewność siebie może wynikać z kilku aspektów. Nie jest to zawsze tylko jedna sprawa. Ja nie ukrywam i mówię głośno, że od jakiegoś czasu współpracuję z psychologiem sportowym Kamilem Wódką. Tak jak specjalistyczny trening triathlonowy rozwija naszą fizjologię mięśni, tak samo trening mentalny może pomóc w rozwijaniu poszczególnych cech, które są ważne, aby ścigać się najwyższym poziomie.

Pewność siebie, przekonanie co do swoich możliwości i tego, że sobie poradzę, jest bardzo ważnym elementem zawodów. Można się do tego przygotować. Na pewno sam dobry wynik, który robimy na zawodach, też może wpłynąć na dalszą pewność siebie. Najpierw jednak ten wynik trzeba zrobić. Bez tej pewności będzie to trudniejsze. Nie chciałbym tutaj mylenia tego arogancją. Nie chodzi o to, że czuję się lepszy od innych, ale że jestem w stanie zrobić to i tamto, a przy tym pewność siebie jest kluczowa.

fot. Bartłomiej Zborowski

AT: IRONMAN przeniósł wyścig do Nicei. Ty mówiłeś, że nie oznacza to wcale, że będzie on nudny dla uczestników. Zapytam więc konkretnie: gdzie Ci się lepiej ścigało – w Konie, czy w Nicei? Który z tych wyścigów był trudniejszy?

RW:  W Nicei na pewno ścigało mi się lepiej, ze względu na to, że ten wyścig korzystniej się dla mnie potoczył. Czułem się lepiej. Abstrahując już od mojego samopoczucia, to Nicea jest zdecydowanie trudniejszym wyścigiem niż Hawaje. Szczególnie przy trudnych warunkach atmosferycznych, które panowały. Gdyby było chłodno i padał deszcz, to te warunki przy tej trasie byłyby równie trudne, jak nie trudniejsze, jeśli chodzi o technikę.

Hawaje nie są najłatwiejszym wyścigiem. Start w Nicei był jednak bardziej wymagający. Po wyniku było widać, że startowało mi się tam lepiej. Cenię sobie doświadczenie, organizację i emocje z Nicei, ale mimo to jako zawodnik, który wychowywał się na micie Kony, czuję ją trochę bardziej. Będę starał się przygotowywać do każdych mistrzostw, bez znaczenia, gdzie będą, ale tam w sercu zawsze będę miał Konę.

Debiutowałeś na Konie i zająłeś 39. miejsce. Nicea to już 9. miejsce. Pokazałeś się jako czołowy zawodnik świata. Widzisz siebie w TOP5 przyszłorocznej Kony?

RW: Oczywiście. Do tego dążymy. Wiele razy powtarzałem, że gdybym nie widział siebie na najwyższych lokatach, to nie byłoby sensu trenowania. Wiem oczywiście, że przed nami jeszcze daleka droga i wiele pracy.

To jest długi proces, który wymaga cierpliwości. Może się wydarzyć za rok, a może później. Po drodze przydarzą się błędy i porażki. Po tym wyścigu w Nicei tym bardziej wierzę w to, że TOP5 w przyszłym roku jest to osiągnięcia. Z takim nastawieniem trenuję. 

Na razie skupiam się na tym, aby zakwalifikować się na MŚ. Chcę to zrobić w Cozumel, jeszcze w tym roku, w listopadzie. To będzie pierwszy krok do tego, aby znaleźć się w pierwszej „5″. Trzymajcie kciuki i kibicujcie. Dziękuję Wam za całe wsparcie. Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników.

fot. Bartłomiej Zborowski
Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane