Roksana Słupek: agresja w wodzie podczas wyścigów ITU

Trzeci sezon spędza z międzynarodową grupą, trenuje ze światowej klasy triathlonistkami. Zajmując 16. miejsce podczas hiszpańskiego PŚ, Roksana Słupek awansowała w rankingu olimpijskim i krok po kroku zbliża się do swojego wymarzonego celu.

Zapytaliśmy zawodniczkę m.in. o ubiegły wyścig i o to, jakie były jej początki w nowym środowisku treningowym. Ponadto Roksana zdradziła bez czego nie wyobraża sobie zapakowanej walizki na wyjazd i co sądzi na temat poziomu polskich triatlonistów.

Kamila Stępniak: Zajęłaś 16. miejsce na Pucharze Świata i zebrałaś przy tym sporo cennych punktów [155,25 pkt] oraz awansowałaś w rankingu olimpijskim [na 46. miejsce]. Ledwo mówisz – i to nie przez emocje, a przeziębienie. Jak czułaś się w trakcie startu? Startowa adrenalina wyparła objawy choroby?

Roksana Słupek: W trakcie wyścigu czułam się zdecydowanie lepiej niż przed i po nim. Miałam zawalone zatoki, ból gardła i zatkane uszy. To symptomy, które są szczególnie upierdliwe w nocy, w podróży i podczas treningów. Prawdopodobnie na starcie czułam się dobrze, bo moja głowa była skoncentrowana na wyścigu. Ze śmiesznych sytuacji mogę tylko przytoczyć to, że smarknęłam na koleżankę Belgijkę, która była ze mną w grupie na rowerze. Nie była zła, śmiałyśmy się z tego po starcie.

KS: Mówiłaś, że podczas „pralki” dziewczyny zniszczyły Ci strój startowy. Co tam dokładnie się stało?

RS: Niestety coraz częściej słyszy się dosłownie o agresji w wodzie podczas wyścigów ITU. Najgorsi są zawodnicy, którzy słabo pływają. Wydaje mi się, że chwytanie innych to ich ratunek. Trudno mi powiedzieć, co tam się dokładnie stało, ale bardzo żałowałam, że nie stanęłam na drugiej stronie pontonu. Ostatecznie i tak musiałam przedostać się na tamtą stronę, żeby zacząć płynąć do przodu zamiast tkwić w „pralce”. Tak to już jest, jak na starcie staje ponad 60 zawodniczek.

KS: Etap kolarski do najłatwiejszych nie należał. Było wiele rond, kilka nawrotek i ostrych zakrętów. Jak czujesz się na takich trasach?

RS: Tego dnia nie miałam takich nóg na rowerze jak np. podczas poprzedniego wyścigu w Hamburgu, ale właśnie dzięki technicznej trasie wielokrotnie udało mi się je troszkę oszczędzić, biorąc zakręty i części techniczne poprawnie. Nie zawsze się to udawało z racji dużej grupy, ale uniknęłam dzięki temu wiele niepotrzebnych sprintów.

ZOBACZ TEŻ: Puchar świata Pontevedra: Udany start Roksany Słupek

KS: Widać to po wynikach oraz sama wspominałaś to podczas jednej z naszych rozmów – poziom w triathlonie idzie do góry. Jak na tle innych krajów oceniasz triathlonistów z Polski? Mamy wiele do nadrobienia, czy powoli gonimy resztę świata?

RS: Tak, poziom idzie zdecydowanie do góry. Jest coraz więcej zawodników i wzrasta liczba osób o bardzo podobnym poziomie, a to zdecydowanie wpływa na dynamikę wyścigów. Możemy zauważyć, że często różnice czasowe na mecie są naprawdę niewielkie lub to, że załapanie się do grupy lub stracenie jej to często dosłownie 2-3 sekundy. A wtedy wyścig jest już zupełnie inny.

Podczas ostatnich startów widziałam wokół siebie zawodniczki dużo bardziej doświadczone ode mnie. Olimpijki, które „na papierze” powinny być lepsze, a akurat danego dnia nie były. Każdy mały błąd, czy słabość danego dnia ma duży wpływ na wyścig. Chyba, że dojdzie się do naprawdę wysokiego poziomu. Topowym zawodnikom z WCTS udaję się być bardziej konsekwentnym. Odpowiadając na Twoje pytanie, uważam, że nadal musimy dużo pracować i starać się poprawiać wiele rzeczy, aby gonić świat. Ale wierzę, że możemy to zrobić.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Roksana Słupek (@roksana.slupek)

KS: Wyścigi różnie się układają. Raz na podium, kolejnym razem poza TOP10. Jesteś w stanie wskazać, czy powodem są raczej błędy popełnianie przez zawodników, sytuacje losowe, czy to jak z grą w lotka – po prostu potrzebne jest szczęście?

RS: Często małe rzeczy decydują o byciu 10-tym lub 20-tym. Uważam, że wpływ na to ma ogromna ilość zawodników na bardzo podobnym poziomie. Następnie to, że podczas wyścigów w triathlonie wiele jest rzeczy, na które zawodnik nie ma wpływu.

Nie jest tak jak w pływaniu, gdzie uzyskany wynik pokazuje rzeczywistą formę zawodnika w danym dniu. Można tu wymienić naprawdę mnóstwo przykładów. Pierwszym z brzegu może być chociażby ustawienie na pontonie. Wiadomo, że zawodnicy z wysokimi numerami mogą odpłynąć bez „pralki”. Kolejnym przykładem może być wysiłek włożony na rowerze. Zdarza się, że trzy osoby pracują bardzo ciężko, żeby dojechać ucieczkę, a reszta siedzi na kole. Nogi na biegu mają wtedy całkiem inny poziom świeżości.

KS: Trenujesz w międzynarodowej grupie triathlonowej pod okiem Paulo Sousy. Co czułaś, kiedy poleciałaś na swoje pierwsze zgrupowanie?

RS: Czułam strach, niepewność i niesamowite zdenerwowanie. Pamiętam jak dziś, kiedy wychodziłam z mieszkania w Rumi z dwoma wielkimi walizkami. Całkiem sama kierując się na lotnisko. Płakałam w pociągu z nadmiaru emocji i pamiętam, że zadzwoniłam do mojej ukochanej sąsiadki, która była właścicielką tego mieszkania.

Opuściłam wysprzątane i już całkiem puste mieszkanie, w którym byłam przez rok. Odchodziłam od uczelni, klubu, trenerów i następnego dnia miałam już być w Portugalii pośród ludzi, których nigdy w życiu nie widziałam na oczy. Dodatkowo mój angielski był na niskim poziomie i nie wiedziałam, na ile będę w stanie się z nimi porozumieć.

Jestem dosyć wrażliwa i uczuciowa. Odejście od klubu i trenerów bardzo dużo mnie kosztowało. Wszystko mocno przeżywałam. Miałam świadomość, że nie trenując w Polsce, z wieloma rzeczami będzie mi trudniej. Było we mnie pełno obaw. To symptomy podobne do każdego, kto przechodzi przez poważną zmianę w swoim życiu.

KS: Była jakaś gafa, którą popełniłaś podczas pierwszych dni pobytu w nowej grupie?

RS: Było pewnie kilka związanych ze złym zrozumieniem języka. Wiele razy kiwałam głową udając, że rozumiem lub śmiałam się, kiedy wszyscy się śmiali, ale tak naprawdę nie wiedziałam do końca, o co chodzi.

KS: Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas aklimatyzacji do nowych warunków treningowych za granicą oraz nowej ekipy?

RS: Na początku tęsknota za rodziną i przyjaciółmi. Czułam się osamotniona – nie ze względu na brak „opieki” od grupy, bo przyjęli mnie naprawdę serdecznie, ale znowu ze względu na barierę językową. Wydawało mi się, że w obcym języku nie potrafię być sobą i wyrazić swoich myśli. Drugą sprawą były treningi. To był rok przed igrzyskami, a ja miałam świadomość, że dołączam do grupy jako „żółtodziób” i bardzo nie chciałam nikomu przeszkodzić w przygotowaniach.

KS: Trenujesz z teamem już trzeci sezon. Jakie największe korzyści płyną z takiego sposobu trenowania?

RS: Etyka pracy, która panuje w grupie. To, że otaczam się zawodniczkami lepszymi od siebie pozwala mi czerpać z ich doświadczenia. Ostatnio dzieląc się z jedną z nich moimi odczuciami po starcie usłyszałam „Baby steps. I’ve been there”. To fajne uczucie usłyszeć od kogoś, kto aktualnie jest jednym z pierwszych numerów na świecie, że mierzył się z takimi samymi wyzwaniami. Atmosfera w grupie jest fajna, wszyscy siebie wspieramy, a nikt tak nie zrozumie drugiego zawodnika, jak właśnie inny zawodnik.

KS: Jesteś teraz na swoim pierwszym obozie wysokogórskim. Jak zmieniła się objętość i intensywność w porównaniu do zgrupowań w Monte Gordo czy Gironie?

RS: Trening jest lżejszy. Pierwsze dni były trochę, jak wakacje. W planie miałam np. długi spacer i luźne pływanie. Intensywności są krótsze i na dłuższym wypoczynku. Są też wykonywane w wolniejszym tempie. Trening różni się nie tylko dlatego, że jesteśmy w górach, ale też dlatego, że jest to łącznik przed kolejnymi blokami treningowymi przygotowującymi nas do drugiej części sezonu. Nie możemy przez tyle miesięcy trenować tak samo, bo nie wytrzymalibyśmy do końca listopada.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Roksana Słupek (@roksana.slupek)


KS: Dużo podróżujesz. Bez czego nie wyobrażasz sobie zapakowanej na triathlonowy wyjazd walizki?

RS: Roweru, butów kolarski, biegowych i stroju do pływania. [śmiech] Hmm… Z rzeczy, które lubię mieć ze sobą to aeropress i książka.

KS: Z czego jesteś najbardziej dumna, kiedy analizujesz swoją triathlonową karierę?

RS: Z odwagi, którą w sobie znalazłam, żeby dokonać poważnej zmiany i wybrać trudniejszą ścieżkę, o której poniekąd powiedziałyśmy w jednym z poprzednich pytań. Patrząc na trudności, z którymi muszę się mierzyć, jestem dumna, że często mimo płaczu i braku sił, daję sobie radę. Jestem dumna ze swojej samodzielności i z tego, jak wspaniałych ludzi udało mi się do siebie przyciągnąć oraz ze wsparcia, jakie otrzymuję.

KS: Szanse na IO są aktualnie coraz bardziej realne – co czujesz, wiedząc, że jesteś coraz bliżej spełnienia swojego marzenia?

RS: To jest szczerze mówiąc bardzo trudne pytanie i nie wiem do końca, jak na nie odpowiedzieć. Nie jestem typem bardzo pewnego siebie zawodnika. Z jednej strony, myśląc o Paryżu, nie dopuszczam do siebie myśli, że może mnie tam nie być. Z drugiej cały czas mam świadomość, jak trudne jest to zadanie i ile czynników może mieć wpływ na realizacje tego celu.

Na co dzień jednak raczej nie myślę o tym zbyt często. Chyba nawet nie mam na to czasu, dopóki ktoś nie zaczyna tego tematu. Skupiam się na zadaniach, od jednego do drugiego. Jest tego sporo! Tak, jak wspomniałam, odeszłam od szkolenia kadrowego, więc praktycznie wszystko jest na mojej głowie – nikt za mnie nie myśli. Przepraszam – tutaj chcę zaznaczyć, że moją dużą pomocą jest Piotr Maj i Paweł Młynarczyk.

KS: Wiem, że na pewno tęsknisz już trochę za domem. Ostatnio przyleciałaś dosłownie na chwilę po to, by wystartować podczas PE w Olsztynie. Kiedy będziemy mogli zobaczyć Cię ponownie w Polsce?

RS: Przyjeżdżam do domu po Mistrzostwach Europy w Monachium, ale kolejny raz tylko na tydzień. Mam do załatwienia kilka spraw w wojsku, na uczeni oraz badań medycznych. Czas w domu będzie zatem naprawdę krótki, bo doliczając do tego trening, na przytulanie mamy będę miała niewiele czasu.

Chciałabym też chociaż w przelotach złapać moich przyjaciół na kawę. Strasznie tęsknię za rodziną i przyjaciółmi i zawsze moje serce cierpi, kiedy jestem już blisko, a i tak nie mam dla nich wystarczająco dużo czasu, na jaki zasługują. Wiem, że kiedyś to wszystko nadrobię. Teraz to rozumieją i wspierają.

ZOBACZ TEŻ: Paulina Kotfica: „To najlepszy moment, żeby zacząć jeździć na prawdziwe wakacje”

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane