Amerykanin Sam Long ma dopiero 26 lat, a już zdołał znacząco zaistnieć w triathlonie. Ma na koncie zwycięstwa w wyścigach Ironman i fenomenalne starcia z najlepszymi. Reprezentował Team US podczas Collins Cup. Najpierw musiał jednak udowodnić, że potrafi coś więcej niż trash talk w mediach społecznościowych.
Jeszcze kilka lat temu Sam Long był na studiach. Jak sam wspomina, jego codzienne życie wyglądało tak samo: nauka i trening, nauka i trening. Mówi nawet, że pierwszeństwo miało wtedy studiowanie. Mieszkał ciągle z rodzicami, a zamiast imprez ze znajomymi, chodził spać o wczesnych godzinach, prowadząc styl życia godny przyszłego zawodowca. Taki był zresztą cel. Chciał rywalizować z najlepszymi.
– Zawarliśmy umowę z tatą. Miałem udowodnić do 25. roku życia, że mogę utrzymać się z triathlonu i będzie to solidna kariera. Podszedłem do tego bardzo poważnie.
Oprócz rodziców nie miał żadnego wsparcia. Pożyczał od nich samochód i jechał na zawody. W 2015 roku poleciał z nimi na Hawaje. Kiedy zobaczył Sebastiana Kienle poprosił rodziców o zatrzymanie samochodu i zrobił sobie serię zdjęć z doskonałym zawodnikiem. Nie był to jedyny triathlonista, któremu kibicował i którym się inspirował. Mówi, że zawsze zwracał uwagę na Jana Frodeno, który swoje sukcesy zaczął osiągać po 26. roku życia. Obaj zawodnicy są też podobnie zbudowani. Lubił Lionela Sandersa. Wtedy jeszcze nie wiedział, że parę lat później będzie z rywalizował z nimi, prowadząc bitwy wykraczające poza trasy wyścigów.
ZOBACZ TEŻ: Sam Long i Jan Frodeno wdają się w trash talk przed Challenge Roth
Musiał udowodnić, że nie jest błaznem
Jego wejście w zawodowe ściganie było jednak dalekie od idealnego. Wiele osób twierdziło, że jest wygadany, ale podczas wyścigów popełnia wiele błędów.
– Moją pasję pomylono z pyszałkowatością. Taki jednak właśnie jestem. Nie będę kłamał. Jestem zuchwały, ale wszystko to jest zabawa. Mam dobre intencje.
Amerykaninowi zapadła w pamięć rozmowa Josha Ambergera i Sama Appletona z 2020 roku. Obaj zawodowcy wskazywali wtedy, że Long jest przede wszystkim zarozumiały i nie osiągnął jeszcze nic w triathlonie. Nie spodobały mu się te słowa, ale… mówi, że była to poniekąd prawda. Musiał udowodnić, że wszystkie wyrzeczenia i godziny treningu nie poszły na marne.
Okazja nadarzyła się podczas wyścigu Bear Lake. Jego rywale chcieli mu dać nauczkę, a on w filmiku nagranym na tę okazję mówił, że „patrzą na najmocniejsze nogi w triathlonie”. Organizacja PTO klasyfikowała go wtedy zaledwie na 54. miejscu. Wspomina jednak, że miał niesamowity dzień. Wygrał dystans 70.3 z czasem 3:40:25, uzyskując najlepszy wynik w historii trasy.
„Wojna” z Lionelem Sandersem
Kto zaczął małą „wojnę” na słowa z Lionelem Sandersem? Long twierdzi, że zrobił to jego kanadyjski rywal, który stwierdził, że nigdy z nim nie wygra. Long nie pozostawał dłużny i rozmowie z Joe Skipperem powiedział, że jego „głównym celem jest” pokonanie Sandersa”.
Obaj zawodnicy pozwalali sobie na sporo uszczypliwości. Kiedy Sanders trenował w Tucson i pokonał na rowerze odcinek oznaczony w Stravie jako „Mt. Lemmon Official” z najlepszym czasem, Long pojawił się w tym samym miejscu tydzień później. Najpierw uzyskał na odcinku 2. najlepszy czas. Obiecał jednak rywalowi, że nie spocznie, dopóki nie uzyska lepszego czasu. Zrobił to bardzo szybko i „tak narodziła się wojna”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Amerykanin wspomina, że 2020 rok był dla niego przełomowy. Po wygranej w Bear Lake Half zwyciężył także w Cozumel 70.3. Podczas Ironman Florida zajął 3. miejsce, zostając najmłodszym zawodnikiem, który uzyskał czas poniżej 8 godzin. Zaczęli pojawiać się fani, sponsorzy, a on przestał być „klasowym błaznem”.
Powróćmy jednak do rywalizacji z Lionelem Sandersem. Kolejnym miejscem potyczki dwóch zawodników był wyścig 70.3 w St. George w maju 2021 roku. Była to jednocześnie rywalizacja o tytuł najlepszego zawodnika Ameryki Północnej.
– Byliśmy tylko my dwaj: ja oraz Lionel. To my rozdawaliśmy wszystkie karty i zadawaliśmy wszystkie ciosy. My dyktowaliśmy tempo wyścigu. Na rowerze on pracował bardzo mocno, po czym ja pracowałem bardzo mocno. Tak samo było podczas biegu.
W samej końcówce stało się jasne, że wygra ten zawodnik, który będzie lepiej finiszował. Sanders na kilkaset metrów przed metą przeprowadził skuteczny atak i wywalczył tytuł mistrzowski.
Long mówi, że ten rozdział walki z Sandersem był dla niego bardzo istotny i sporo go nauczył. Po dwóch latach uważa jednak, że popełnił błąd, szukając dla siebie przeciwnika, z którym mógłby rywalizować. Chcąc udowodnić, że jest poważnym kandydatem do sukcesów, powinien był na triathlon patrzyć w większym ujęciu. Wygrana z jednym konkretnym rywalem nie jest najważniejsza.
„Nigdy więcej takiego bólu”
W sierpniu 2021 roku przyszedł czas na ogromny sprawdzian. Long reprezentował Team US podczas inauguracyjnych zawodów The Collins Cup. Jednym z jego dwóch rywali był zawodnik, na którym przez lata się wzorował – Jan Frodeno reprezentujący Team Europe. Drugim rywalem był Sam Appleton.
Umysł podpowiadał mu, że być może jest w stanie pokonać Jana Frodeno, ale „dusza mówiła inaczej”. Long wspomina, że Niemiec jest naprawdę fenomenalnym zawodnikiem. Doskonale wiedział, że wyścig nie zaczyna się na samym starcie, tylko kiedy wejdzie się w umysł rywala.
– Nie doceniłem go w zakresie tej walki umysłowej. Wiedziałem, że jest świetnym atletą, ale czuję, że on jeszcze zrobił taki trik: całkowicie uśpił moją czujność przed wyścigiem – wspomina. Niemiec wydawał się bardzo wyluzowany, a jego zachowanie wskazywało, że do Collins Cup podchodzi bez żadnego ciśnienia.
Wyświetl ten post na Instagramie
Frodeno jednak bardzo poważnie potraktował rywalizację, a Long mówi, że występ w Collins Cup był fatalny. Już po pływaniu był kilka minut za Frodeno i Appletonem. Rower i bieg nie były złe w jego wykonaniu, ale do swoich rywali nawet się nie zbliżył.
– Skopali mi tyłek. Nikt nie mógł wyobrazić sobie tego, co czuję. Amerykanin na 1. miejscu w rankingu, chcę ścigać się z Janem, chcę mieć ten wielki pojedynek, chcę chociaż powalczyć, jak w St. George. Tymczasem po 2 minutach miałem wielką stratę. Czułem, że zawiodłem swoją drużynę, Collins Cup i samego siebie. To był wielki ból. Nie chcę go już nigdy ponownie odczuwać.
Każdy wyścig jak mała bitwa
Collins Cup był dla niego cenną lekcją. Zrozumiał, że w sporcie wyczynowym nie ma drogi na skróty. Trzeba spędzić na treningu kolejne godziny, dni i tygodnie. Świetnie jest mieć talent, ale do sukcesów dochodzi się ciężką pracą.
– To nie jest tak, że pracuję 300 dni w roku, a potem świętuję. Muszę poświęcać się treningowi cały czas. Muszę wejść do basenu i mocno tam popracować. Nie ma czasu wolnego. To cykl, który trwa 365 dni. Muszę być lepszy z każdym miesiącem, a nawet tygodniem, aby znaleźć się tam, gdzie chcę. Ciężka praca ma znaczenie – wyjaśnia.
Dzisiaj koncentruje się na każdym wyścigu. Każdy traktuje oddzielnie, jak małą bitwę, którą trzeba wygrać na wielkim triathlonowym polu walki. Nie da się umysłem ogarnąć całego sezonu. Dlatego ważny jest każdy pojedynczy wyścig i na każdy przygotowuje plan, który musi wypełnić. Obiecuje, że będzie jeszcze lepszy.