Tak spokojnie sobie to pobiegam, to popływam, to bujnę rowerkiem do sąsiedniej wioski. Jak się odechcę to spokojnie gryząc ździebełko właśnie wschodzej trawki leżę i patrzę na gęgające ptaki zlatujące się na sąsiednie jeziorka. Aż tu nagle popatrzyłem na wiszący w pracy kalendarz i dotarło do mnie że mój pierwszy start jest za mniej-więcj 2 miesiące.
Nie wiem czemu jestem zaskoczony skoro zapisałem się duuuużo wczesniej :).
Eeeeech….nie lubię słowa reżim, a tym bardziej tego co ono oznacza, ale jak to mówią rolnicy z rana '…pora doić…’.
Od dzisiaj tylko dieta, trening, spanie i błagalne spojrzenia z prośbą o wybaczenie w kierunku żony i dzieci.
Dzień pierwszy : tona warzyw, 7km z interwałami i basen ( nie wiem co przygotuje ten rzeźnik na którego mówimy trenerze ).
Pozdrawiam żyjących inaczej….!
A mnie tam intuicja mówi, że nie będzie źle… Oby nie było tak, jak w tym dowcipie o studencie i jego intuicji 😉
Uwielbiam strony imprez triathlonowych gdzie jest odliczany czas, odwiedzenie jej od czasu do czasu pozwala na uświadomienie się że sezon zbliża się już wielkimi krokami:)
Czas leci nieubłaganie. Dobrze, że się 'odgapiłeś’. Powodzenia!
Taa, to najwyższa pora doić… 🙂
Pozdrowienia:))
Od leżenia na zimnej ziemi można wilka dostać :-). Tę formę wypoczynku zostawiam sobie na sierpień a trawę zamienię na zboże 🙂