Większość swoich triathlonowych debiutów kończył jako zwycięzca. Na igrzyskach olimpijskich dwukrotnie zajmował miejsca tuż za podium. W T100 San Francisco zapewnił jeden z najlepszych finiszów w historii. Kim jest Marten Van Riel?
ZOBACZ TEŻ: Żele energetyczne z dużą ilością węgli? 226ers i High Fructose!
Marten Van Riel sportem interesował się od dziecka, chociaż jego plany na przyszłość były zupełnie inne. Chciał zostać… opiekunem zwierząt w zoo. Jak sam przyznaje, od zawsze uwielbiał jednak aktywność i stawianie sobie nowych wyzwań. Jako 7-latek zaczął uczęszczać na treningi pływackie. Pasję do sportu rozwijał wspólnie z tatą. Kiedy ojciec biegał, młody Van Riel towarzyszył mu na rowerze.
W wieku 12 lat sam postanowił spróbować swoich sił w bieganiu. Oczywiście z naturalnym zamiłowaniem do wyzwań wybrał biegi przełajowe. A triathlon? „To było tylko kwestia czasu, zanim znalazłem ostateczne wyzwanie” – odpowiada zapytany o początki swojej kariery.
„Wszystko potoczyło się bardzo szybko”
W 2009 roku 17-letni Marten Van Riel otrzymał od swojego znajomego z treningów pływackich propozycję dołączenia do drużyny triathlonowej.
– Bardzo podekscytowany nowym wyzwaniem, podjąłem się tego pomysłu. Z Marcem jako moim trenerem i mentorem wszystko potoczyło się bardzo szybko i w 2011 roku zdobyłem swój pierwszy krajowy mistrzowski tytuł juniora i zakwalifikowałem się na mistrzostwa świata w Chinach. W kolejnych latach udało mi się uzyskać jeszcze kilka dobrych wyników, ale przejście z wyścigów juniorskich do elity nie było łatwe – wspomina.
W 2013 roku Van Riel po raz pierwszy w karierze stanął na najwyższym stopniu podium serii WTCS, wygrywając w kategorii U23 podczas zawodów w Londynie.
Nowy impuls
Przełomowym rokiem był rok 2015, kiedy zawodnik postanowił: „naprawdę gonić za swoimi marzeniami”. Dołączył wtedy do JFTcrew – międzynarodowego zespołu prowadzonego przez słynnego trenera Joela Filliola.
– Treningi i podróże po całym świecie wraz z jednymi z najlepszych triathlonistów dały mi nowy impuls, a moje wyniki znacznie się poprawiły – mówi triathlonista.
Van Riel zaczął zajmować miejsca w czołówce wyścigów na dystansie olimpijskim. W 2016 podczas zawodów w Australii po raz pierwszy w karierze ulokował się w najlepszej dziesiątce zawodników w kategorii Elita. Tydzień później zdobył brązowy medal w pucharze świata w Chinach. W kolejnym starcie WTCS w Hamrugu ponowię ulokował się w TOP10. Świetny sezon stał się przepustką do najważniejszej imprezy roku 2016.
Debiut na igrzyskach. „Udowodniłem, że nie była to niespodzianka”
Po kilku latach obecności w triathlonie Marten Van Riel zakwalifikował się do startu na igrzyskach olimpijskich w Rio. Reprezentant Belgii w swoim olimpijskim debiucie zajął 6. miejsce. W Brazylii wyprzedził m.in. mistrza świata Mario Molę oraz stawianych w roli faworytów do wygranej Aarona Royle’a i Ryana Bailie’a.
Jak sam wspomina swoją triathlonową drogę: „w kolejnych latach udowodniłem, że nie była to niespodzianka. Pokazałem, że jestem w stanie konkurować z najlepszymi na świecie”.
Kolejne sezony Van Riela przebiegały przede wszystkim pod znakiem WTCS. W 2019 po raz pierwszy zdobył medal serii. Tego samego roku zdecydował się również na debiut na nowym dystansie.
W listopadzie 2019 triathlonista zameldował się na starcie zawodów IRONMAN 70.3 Xiamen. Nie był to jednak tylko jego triathlonowy debiut. Była to jego triathlonowa dominacja. Van Riel wygrał zawody, nie pozostawiając szans swoim konkurentom na etapie biegowym.
Kolejne igrzyska tuż za podium
Dwa lata później Van Riel ponownie został jednym z reprezentantów Belgii na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Tym razem od olimpijskiego podium dzieliło go zaledwie 30 sekund. Belg zajął 4. miejsce, wyprzedzając m.in. Jonathana Brownleego oraz Gustava Idena.
W tym samym sezonie olimpijski medal Van Riel zastąpił jednak medalem mistrzostwem świata WTCS. Po finałowym wyścigu wskoczył na 2. miejsce, zdobywając srebro i tytuł wicemistrza.
W sezonie 2022 Marten Van Riel po raz drugi wystąpił na dystansie 70.3 i… po raz drugi wygrał. Co więcej, trasę zawodów w Dubaju pokonał z czasem 3:26:06, co uznawane jest za światowy rekord tego dystansu.
„Nie czułem się wtedy sportowcem”
W październiku podczas zawodów WTCS Leeds doszło jednak do sytuacji, która wykluczyła Van Riela z dalszej części sezonu. Podczas etapu biegowego triathlonista przewrócił się i doznał kontuzji kostki. Sam Van Riel był przekonany, że nie doszło do żadnego poważnego urazu. Jednak wykonany rezonans magnetyczny wykazał obrzęk kości w stawie skokowym.
– Sezon już nie przebiegał tak, jak chciałem, a to tylko pogłębia to rozczarowanie. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to wykorzystać ten okres do stworzenia mnie silniejszego niż kiedykolwiek – powiedział po wykonanych badaniach.
Mimo bojowego nastawienia przerwa od treningów była dla niego trudnym doświadczeniem.
– Nie czułem się wtedy sportowcem. Zacząłem myśleć o tym, że może już nie zostało mi aż tak dużo czasu w sporcie – mówił.
Kolejne prześwietlenie wykazało znaczącą poprawę. W styczniu następnego roku zaczął znów budować swoją formę. Początkowo skupił się przede wszystkim na ćwiczeniach rehabilitacyjnych i delikatnym treningu biegowym. I choć czuł wówczas niedosyt, wiedział, że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku.
Przygotowania do powrotu przebiegały zgodnie z planem, a w pierwszym wyścigu po przerwie van Riel zajął 13. miejsce. Wtedy postanowił skupić się na zawodach PTO. Niefortunnie – trening przerwał mu wypadek na rowerze. Dwa tygodnie przed zawodami triathlonista złamał łopatkę i obił kilka żeber. Oznaczało to kolejną, kilkutygodniową przerwę w środku sezonu. Podczas kolejnego wymuszonego urlopu zawodnik zaczął się zastanawiać nad… zmianą dystansów.
– Wtedy po prostu pomyślałem: Dlaczego by nie zapisać się na kilka wyścigów długodystansowych? – stwierdził.
Do granic możliwości
Kilka miesięcy później, zgodnie z zapowiedzią, wrócił do ścigania, kontynuując serię wygranych na dystansie 70.3, zwyciężając w IRONMAN 70.3 Fortaleza i Bahrain.
Do pierwszego z wyścigów Belg przygotowywał się w bardzo nietypowy sposób. Zdając sobie sprawę z upałów i wysokiej wilgotności postanowił mocno przyłożyć się do aklimatyzacji. W jednym z nagrań zamieszczonych w mediach społecznościowych pokazał jak wyglądały jego treningi. Zawodnik rozpoczął od klasycznego pedałowania w stroju kolarskim na trenażerze, ale po kilku minutach nałożył na siebie koszulkę, specjalny kombinezon, długie legginsy, koszulkę z długim rękawem, bluzę, dwa kominy, zimową czapkę, długie grube skarpety, a nawet… rękawiczki! Tak „uzbrojony” van Riel wykonał godzinny trening.
– Triathlon to sport wytrzymałościowy, który każdego dnia doprowadza mnie do granic moich możliwości, nie tylko fizycznych, ale także psychicznych. Ale nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż poczucie, że robię wszystko, aby osiągnąć swoje marzenia – opisuje swoją filozofię treningową.
ZOBACZ TEŻ: Finisz wszech czasów? Martin van Riel wygrywa T100 San Francisco!
Najpierw Paryż, a potem…
W maju 2024 Belg ponownie wrócił do krótszych dystansów. W zawodach WTCS Yokohama zajął 6. miejsce, a jego ciężka praca została doceniona przez federację narodową. Van Riel zagwarantował sobie miejsce na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.
Te stały się jego głównym celem. A potem? „Potem zacznę coraz bardziej dążyć do innych celów” – podsumowuje i podkreśla: „oczywiście pewnego dnia zabłysnę na Hawajach!”.
„Dam z siebie wszystko”
W przygotowaniach do igrzysk w Paryżu Van Riel postanowił wziąć udział w serii T100. W czerwcu 2024 zadebiutował podczas zawodów w San Francisco, gdzie triathloniści uciekali ze słynnego Alcatraz.
Belg od początku znajdował się w czołówce wyścigu, jednak to na jego ostatnich metrach zapisał się na kartach triathlonowej historii, zapewniając jeden z najbardziej spektakularnych finiszów. Van Riel oraz Kyle Smith linię mety przekroczyli dokładnie w tym samym momencie. Dopiero powtórka pozwoliła rozstrzygnąć, że to Belg wygrał w swoim debiucie.
W rozmowie o igrzyskach przyznał, że w Paryżu ma zamiar dać z siebie wszystko. Chociaż zdanie to często pada z ust sportowców, wydaje się, że w wypadku Van Riela jest niezawodną gwarancją.