Trochę mnie wySuszyło

   Już w zeszłym roku, kiedy tak naprawdę zaczęła się moja przygoda z TRI, pomyślałem pierwszy raz o starcie w Suszu. Miasto z wieloletnią tradycją w organizowaniu zawodów, świetni kibice i genialny doping, wakacyjna pora z gwarantowaną pogodą, celebryci na starcie – to wszystko przemawiało za tym, aby wystartować tam na długim dystansie. Jak tylko pojawiły się zapisy bez chwili zawahania zgłosiłem się. Miało to być mocne przetarcie przed głównym startem w Gdyni. 4 Tygodnie wydają mi się na idealny okres, aby się zregenerować i wprowadzić małe korekty w ostatnich treningowych szlifach przed głównym startem. Susz był moim trzecim startem w tym sezonie (nie licząc biegów) – pierwszy średnio udana Olimpijka ze względu na pływanie w Olsztynie (2:34:12) i drugim w Brodnicy na ¼ IM gdzie poprawiłem znacząco swoją życiówkę (2:28:19). Tym razem do Susza wybierałem się sam z zamiarem złamania wyniku 5:30. Żonę z dziećmi zostawiłem u szwagra nad jeziorem Stelchno w Laskowicach Pomorskich a sam z rana (4:00 pobudka) wyruszyłem na spotkanie z przygodą. Przyznam, że jechałem z pewnymi obawami na zawody, dystans co prawda nie był mi obcy i wiedziałem z czym się to już jada ;). W tamtym roku, w debiucie w Borównie w ciężkim boju (każdy z nas wie, jakie tam było pływanie i jak wiatr rozdawał karty na trasie rowerowej) zaliczyłem ten dystans. Najbardziej przed obecnymi zawodami bałem się temperatury. Prognozy pogody mówiły, że w Suszu będzie przysłowiowa lampa :).  Zresztą, co by Tu nie mówić, nazwa miasta do czegoś zobowiązywała :).

   Na miejscu byłem, około 6: 30 – więc było sporo czasu do startu. Spokojnie zjadłem swoją ulubioną i sprawdzoną w bojach sałatkę ryżową z kurczakiem, groszkiem i orzechami. Dobiłem bananem a wszystko popijałem woda i izotonikami :). Równocześnie w tym czasie zaczął pojawiać się drugi rywal/wróg/przeciwnik, który jak się później okazało, jeszcze lepiej niż słoneczko dokuczał podczas zawodów – a mianowicie wiatr. Na początku był bardzo nieśmiały, ale z każdą minutą pokazywał swoje oblicze.

Odebranie pakietu, przebranie i zostawienie sprzętu w strefie zmian poszło mi sprawnie. i Jakieś 30 minut przed startem wbiłem się w piankę i wskoczyłem do wody. Pamiętając przygodę podczas pływania w Olsztynie, postanowiłem, jako jeden z pierwszych wejść na rozgrzewkę do wody. Woda była ciepła, mało przejrzysta a nawet mętna, ale podobno nadająca się do pływania :).

   Po rozgrzewce standardowe „odpykanie’ się na macie i ponowne wejście do wody. Tutaj lekkie zdziwienie, startujemy z wody, ale trzeba trzymać się ręką pomostu. Pomyślałem, „ale jak’, 'że co’ :). Pomost miał ograniczoną długość a startujących było około 300 osób, więc nie było takiej siły aby wszyscy się załapali na pomościk. Całe pływanie poszło mi prawie idealnie. Nawigacja, tylko po trzeciej bojce szwankowała i dosyć mocno znosiło mnie na lewą stronę 🙂 (akurat tutaj gdzie trzeba było brać bojkę po lewej stronie – inne pozostałe opływaliśmy prawą ręką). Całe pływanie byłoby idealne gdyby nie kurcze lewej łydki, które mnie złapały tak około 300-400 metrów przed końcem tego etapu. Nie były na tyle silne, aby przerwać pływanie, ale jednocześnie nie ułatwiały płynięcia. Pod sam koniec czułem jak już trochę w rękach brakuje siły i moja technika w tym momencie odpłynęła w siną dal. Ten etap zakończyłem czasem 36:52.

   W strefie zmian nie spieszyłem się, czas 1:57 pokazuje, że jest dużo do poprawienia Na początku roweru przywitała nas słynna kosteczka, która ciągnęła się prze około 1km – tutaj nie szalałem. Dopiero po kilku kilometrach przy wyjeździe z lasku w Michałowie i ostrym skręcie w lewo – zwolniłem ręczny i pognałem (wiaterek w plecy i średnia na tym etapie powyżej 40km/h). Pomyślałem wtedy, ciekawe, kiedy za to zapłacę (no i długo nie trzeba było czekać :)). W drodze powrotnej od Bronowa do samego Susza – trzeba było jechać pod wiatr i dodatkowo jeszcze pokazała się lekka górka.

Starałem się trzymać średnią około 35 km/h. I tak też w tych okolicach na pierwszej pętli. Z każdą kolejną (a były cztery) wiatr się wzmagał. Druga połowa ostatniej pętli to już walka z momentami bardzo mocnymi powiewami, no i jeszcze ten lekki podjazd prowadzący do Susza. Myślę, że na 3 – 4 kółku bardzo mocno się zakwasiłem, co w efekcie miało dalsze konsekwencje na biegu.

   Rower zrobiłem w czasie 2:42:21. Zegarek pokazał przejechane 89 kilometrów. W strefie zmian postanowiłem, że ubiorę skarpetki bojąc się obtarć stóp na tak długim dystansie.  Założyłem dodatkowo daszek, chwyciłem dwa żele i „poczłapałem’. Plan na bieg był prosty, postarać się pobiec w tempie 5 min/km. Jak się później okazało, życie bardzo mocno zweryfikowało moje plany J. Zacząłem według planu pierwszy km 5:04 a później szaleństwo 4:45 i 4:49 ;). Na czwartym kilometrze czuję, że jednak przesadziłem z tym tempem i dzisiaj to mogę zapomnieć o dobrym bieganiu. Tempo spadło do 5:15 – 5:30. Od tego momentu zaczęła się walka. Miałem dosyć tego biegu, tych zawodów, triathlonu, a perspektywa przebiegnięcia jeszcze 15 km i fakt, że prawie wszyscy mnie wyprzedzają strasznie mnie rozwalała. Byłem wkur…… Chciałem usiąść i zrezygnować. Wtedy po raz pierwszy na zawodach musiałem przejść do marszu, co prawda kilkanaście metrów, ale zawsze i znowu ruszyłem. Po jakimś kilometrze znowu marsz kilkanaście metrów i bieg. Tak człapałem w tempie 5:30-5:40. Od około 10 km postanowiłem, że będę przechodził w marsz tylko na punktach żywieniowych. Prawie mi się to udawało i jakoś powoli maszyna zaczęła działać. Od 16-17 kilometra zaczęło mi się biec w miarę „normalnie’ i plan jaki sobie założyłem, czyli złamanie 5:30, stawał się co raz bardziej realny. Ostatnie 2 kilometry to już pełna euforia, wiedziałem, że spokojnie osiągnę cel, dodatkowo zacząłem doganiać i wyprzedzać zawodników, którzy w pierwszej części mi uciekli. Na metę wpadłem z czasem 5:17:54. Czuję się styrany jak koń po rodeo, moje „czwórki’ i łydki proszą o odpoczynek i masaż. Płuca są ok, zabrakło siły do biegu. Chce mi się pić, jeść i odpoczywać. Życiówka poprawiona o 34 minuty.

   Pierwsze wnioski to takie, że na pewno za mocno zrobiłem rower, już pod koniec tego etapu czułem, że mam uda zmasakrowane. W takich wietrznych warunkach i na tak pofałdowanej trasie trzeba było jechać trochę mądrzej. Po drugie za mocno zacząłem biec na samym początku. Znowu moja głowa się zagotowałą – w przenośni i dosłownie J. Trzecia sprawa, muszę jeszcze więcej jeździć na treningach. W Czerwcu zrobiłem łącznie 710 km. Jednak ani razu nie przekroczyłem 100 km. Były dwie jazdy po około 90km, ale to za mało. Czwarta sprawa to technika jazdy – za mocno atakuję podjazdy – a właśnie tutaj można najbardziej się zakwasić. Powinienem mocniej jeździć na zjazdach. Piąta sprawa chyba nie do końca byłem zregenerowany przed zawodami. Teraz przede mną niecałe 4 tygodnie do Gdyni. W tym tygodniu tylko lekkie rozjeżdżenie i rozbiegania. Od poniedziałku chcę zacząć zwiększać intensywność i zwiększyć objętość roweru. W Gdyni jest plan złamania 5:15 minut.

Akademia Triathlonu
Akademia Triathlonuhttps://akademiatriathlonu.pl
Największy portal o triathlonie w Polsce. Jesteśmy na bieżąco z triathlonowymi wydarzeniami w kraju i na świecie, znajdziesz również u nas porady treningowe, recenzje sprzętu czy inspirujące rozmowy.

Powiązane Artykuły

13 KOMENTARZE

  1. no niezły czas , pogratulowac i dzieki za rady i wnoiski , dla mnie debiutanta to duzo:) pozd

  2. @Wojtek. Nie wiem jak jest w Gdyni w tej kwestii, mieszkam w Gdańsku i nie odwiedzam tamtejszych plaż 🙂 . W Gdańsku praktycznie zawsze w okresie letnim pojawiają się sinice. Najgorzej jest jak nie ma wiatru i dodatkowo są wysokie temperatury. Myślę jednak, że w przypadku pojawienia się ich w okresie zawodów, po prostu organizatorzy zrezygnują z pływania :).

  3. Gratulacje, super wynik… A co do pływania w Gdyni, czy zdarza się że Sinice występują w sierpniu w Zatoce Gdańskiej? Przeczytałem wczoraj artykuł o Sinicach w Gdyni i troszkę mnie zmroziło…

  4. @Arek. Myślę, że pływanie w Gdyni będzie jednak wolniejsze. Duża liczba startujących i pralka na początku zrobią swoje. Dodatkowo ewentualna fala, może sprawić, że będzie to walka o przetrwanie. Natomiast trasy rowerowa i biegowa będą szybsze. Fakt, że będę startował przed swoimi kibicami, też może ułatwić sprawę. Tak czy inaczej zobaczymy.

  5. Piękny wynik i świetna relacja 🙂 Gratuuję i powodzenia w Gdyni!

  6. Tak czytam, czytam wasze opisy i wyniki…..i powoli wgniata mnie w fotel:):):). Brawo, gratuluje!!

  7. Pięknie, Bartek, Pięknie. Wiesz, z jednej strony żałuję, że się nie wySUSZyłem, bo zarówno argumenty za startem w tej miejscowości jak i cele podobne. Jednak czytająć, a wcześniej słysząc a jaeszcze wcześniej oglądając (w TV) Twoje/Wasze zmagania moje odczucia nieco się zmieniły. Mianowicie cieszę się, że będę spragniony 1/2 dystansu IM i zaatakuję go z agresją niczym bramkarz argentyński wczorajsze karne ;-). Mimo, że czuję spory respekt przed 1/2, to trochę już zapomniałem o zeszłorocznym zmęczeniu. Postaram się dorównać Ci kroku w celach na HTG 🙂

  8. Gratuluje Bartku! Poprawa wyniku imponująca! Udało mi się tylko wyjść z wody kilka sek przed Tobą i tyle Cię 'widziałem’:) Miło było Cię poznać, życzę złamania kolejnej bariery w Gdyni!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane