Na początku października Lucy Charles zajęła 2. miejsce w MŚ na Hawajach. Teraz postanowiła przybliżyć kulisy tego występu. W jaki sposób dostosowała się do tego, co działo się na trasie legendarnego wyścigu? Czy stać ją na zwycięstwo na Hawajach?
ZOBACZ TEŻ: Maciej Ogrodnik: „Porażka to nieodłączny element drogi do sukcesu”
Dla Lucy Charles była to już kolejna wizyta w Konie. Brytyjska zawodniczka postanowiła podzielić się osobistymi przemyśleniami we vlogu na kanale Team Charles-Barclay. Już na wstępie powiedziała, że doskonała okazała się decyzja, aby tym razem zostać w Waikaloa, trochę oddalonej od samej Kony.
– Dzięki temu mogłam się lepiej przygotować do wyścigu i byłam mniej zestresowana. Miałam czas dla siebie i czułam się naprawdę zrelaksowana – mówi. Zawodniczka dodała, że normalnie byłaby zdenerwowana przed samym startem. Tym razem jednak była bardzo spokojna i wiedziała, że teraz wszystko ma w swoich rękach.
Charles podobało się, że IRONMAN podzielił rywalizację na wyścigi mężczyzn i kobiet. W ten sposób profesjonalistki nie znalazły się w cieniu mężczyzn i mogły „opowiedzieć” swoje ciekawe historie. Jej plan na początek był oczywisty, bo mocno pływa – chciała uzyskać jak największą przewagę nad oponentkami.
– Pomyślałam, że muszę wystrzelić niczym rakieta i uzyskać możliwie największą przewagę. Nie miałam pojęcia, co dzieje się za mną. Nie wiedziałam, że już na początku zyskałam przewagę nawet nad bardzo dobrymi pływaczkami – mówi.
Reakcja na kary na trasie
Podczas wyścigów kobiet i mężczyzn sędziowie nie szczędzili uczestnikom kar. Charles mówi, że podczas jazdy na rowerze, gdy te sytuacje miały miejsce, otrzymała informacje, ale były one niepełne.
– Ciekawe i fajne jest to, że w Konie jeździli sędziowie, którzy podawali nam czasy grup za nami. Ja i Fenella Langridge uciekłyśmy wszystkimi, a następnie otrzymywałyśmy informacje o ich czasach. To było chyba na podjeździe, kiedy podano nam informacje, że Laura Phillip i Sarah Crowley otrzymały karę. Nie było podane, jaka to kara. Była informacja, że są 6 minut za nami, ale zastanawiałam się: „czy są 6 minut za nami, bo już odbyły tę kartę, czy jeszcze nie?”. Nie sądzę, że odbyły, ale nic to nie zmieniło w moim planie wyścigu. Była to po prostu informacje, że sędziowie dają kary.
W pewnym momencie jasne się stało, że Lucy Charles będzie walczyła o tytuł mistrzowski. Co w tym momencie działo się w jej umyśle? Czy była to dodatkowa presja?
– Nie sądzę, że w jakimkolwiek momencie myślałam o miejscu w wyścigu. Bardziej o tym, że mam plan i zamierzam go zrealizować. Rower skończyłam na świetnej pozycji, byłam szczęśliwa, ale nie zwracałam jakoś wielkiej uwagi na przewagi nad rywalkami. Wiedziałam, że muszę tam zrobić własny wyścig. Było trochę niepewności, bo nie mieliśmy wielu długich sesji biegowych, ale byłam pewna, że będąc w dobrej formie, mogę pobiec dobrze.
„To Kona, a więc wszystko jest możliwe”
Bieg w wykonaniu zawodniczki był bardzo dobry. Była przed Annie Haug i Danielą Ryf, czyli dwiema odwiecznymi rywalkami. Zdawała sobie sprawę, że świetnie biegnie Chelsea Sodaro. Jak sobie z tym radziła?
– Mam w tym doświadczenie. W Konie 4 razy prowadziłam i we wszystkich przypadkach ktoś mnie wyprzedzał. Chelsea wyprzedziła mnie na Palani Road. W tym momencie pomyślałam sobie, że wyprzedziłam Danielę, Annie jest ciągle za mną. Muszę więc dalej biec dobrze, bo również Annie mnie wyprzedzi, a ja przecież chcę być cały czas w czołówce.
Zawodniczka dodała, że starała się o utrzymanie w tym momencie wysokiej motywacji. Owszem, Sodaro ją wyprzedziła, ale przecież to nieprzewidywalna Kona i może w każdym momencie osłabnąć. Dodatkowo zdawała sobie sprawę z tego, że do mety jest jeszcze sporo kilometrów, ale starała się jednak tym nie martwić. Zamiast tego koncentrowała się na tym, że bardzo dobrze czuje się w wyścigu i ma pozytywny mindset.
Nigdy się nie poddawaj!
Oczywiście pojawia się też pytanie (które we vlogu zadaje mąż Lucy – Reece), w jakiej formie zawodniczka byłaby, gdyby nie jej kontuzja na początku roku. Czy mogłaby wygrać? Lucy mówi, że cieszy ją w ogóle, że mogła wrócić jeszcze w tym samym roku po kontuzji, ale dodaje, że przy odpowiednim przygotowaniu, wygrana jest w jej zasięgu.
– Wierzę, że przy odpowiednim przygotowaniu i wszystkim, co jest z nim związane, mogę wygrać w Konie. Historia Chelsea Sodaro jest jednak wspaniała, bo wróciła jako mama i wygrała.
Charles jest jedną z tych zawodniczek, które bardzo chętnie dzielą się przemyśleniami i analizami dotyczącego swojego treningu. Bardzo szczegółowo raportowała w ostatnich miesiącach swój powrót do formy. Czy to jakaś forma swoistej terapii i chęć obniżenia presji?
– Chciałam udokumentować to wszystko, aby pokazać, co się dzieje. Dzisiaj siedzę tutaj i chcę pokazać, jak wiele pracy zostało w to wszystko włożone. Czasem z zewnątrz wygląda to mało skomplikowanie, ale to jest naprawdę ciężka praca. Wiele osób napisało też do mnie, że pomogłam im uporać się z ich kontuzjami. Chcę więc teraz przekazać wiadomość, że jeżeli masz kontuzję lub coś się powstrzymuje, to cierpliwość jest kluczem. Nigdy się nie poddawaj i słuchaj własnego ciała.