Tę książeczkę przeczytałem dziś, między przebudzeniem a śniadaniem. Jest czymś pomiędzy książką „Urodzeni biegacze’, sagą o Wikingach a motywującym poradnikiem triathlonisty. Opisuje jeden rok z życia ciekawego człowieka. Maciek Hawrylak, jeden z pionierów polskiego triathlonu mieszkał w 1985 roku w Ratyzbonie. Do pracy jeździł rowerem. 43km w jedną stronę. A do tego trenował. Od 5 do 8 godzin. DZIENNIE.
Na narty w Alpy też jeździł rowerem. Ze sprzętem przytroczonym do ramy. Na maraton do Wiednia – rowerem. 430 km. A potem poleciał w 2:48h i wrócił. Też rowerem.
W 1987 roku wystartował w Douple IRONMAN w Hundsville, Alabama. Dystans pokonał w 24h i 16 minut. Drugie miejsce wyszarpał Japończykowi na 3km przed metą.
W książce można znaleźć praktyczne rady, jak zorganizować tanio obóz treningowy na Majorce, oraz jak zjechać z przełęczy Brennera na rowerze w kopnym śniegu.
Rzadko i niechętnie chwalę. Wolę zakpić i zażartować. Ale ta książeczka zasługuje na pochwałę. Po jej przeczytaniu poszerzają się horyzonty i wzrasta poziom motywacji do wszelkich przejawów życia. Pozycji przydałoby się trochę pracy redakcyjnej, a kwiecisty styl czasami spowalnia lekturę. Ale skromność autora, jego witalność i skala jego osiągnięć budzą podziw.
Celem autora było pomóc czytelnikowi …’zaczerpnąć choć odrobinę energii na drodze do spełnienia własnych marzeń’.
Maćku – mnie pomogłeś!
Takie historie super sie przydaja w zimie- ja jestem dumny ze na basen 5 minut autem pojechalem a tu 430 km rowerkiem na maraton… 🙂
Marku, przeczytałem. W prawdzie oczekiwałem czego innego ale historia Maćka mnie urzekła. Pewnie z tego samego powodu co Ciebie.. Jedyny niedosyt to ,,obszerność’ tej opowieści… Dzięki
Piotr – idź na bieżnie. Pływanie w triathlonie jest przereklamowane..
Dziadki gora!!! Ja dzisiaj w planie 4km na basenie, prawie jak Janek Frodo, tylko tempo troche wolniejsze…bo mama mi mowila zebym sie nie pocil za bardzo -:)))))
Marek , ja o tym wiem doskonale, 20 lat temu przy normalnym trybie zycia chorowałem 6-8 razy w roku, wielokrotne zapalenia oskrzeli, a także rogówki to był chleb powszedni, przebiegnięcie 3km bez odpoczynku zajęło mi kilka miesięcy….. to był mój początek
@Jarek&Arek – tekst pokazuje, jakie nieograniczone są możliwości organizmu. @Piotr – pomocy nie potrzebuję, inspiracji – zawsze!
Trudno zbagatelizować taką recenzję 😉
potrzebujesz pomocy? dzwoń!!!
Zamówiona Panie Marek! 🙂