„Zaatakuję 9h” – Rafał Herman wraca do gry z PowerSales Triathlon Team.

Przyznam, że ten człowiek był jak dobry duch dla Akademii Triathlonu, kiedy ruszaliśmy z portalem ponad dwa lata temu. Pamiętam naszą rozmowę przez Skype pewnego wieczoru, na dwa dni przed największym świętem triathlonowym na świecie. Rafał siedział wtedy w jakiejś chatce na Hawajach, świeżo po treningu, podekscytowany wybiegał z domku na taras, starając się pokazać mi przez internetową kamerę Ocean i okolicę. Godziny dzieliły go od startu w Mistrzostwach Świata Ironman Hawaii. Dzięki bezpośredniemu kontaktowi mieliśmy relację na bieżąco o tym, co dzieje się w Kona, a czytelnicy AT mogli choć trochę poczuć tamte emocje. Czas Rafała też zrobił wrażenie – 10:18. To był jego rok. Nie tylko wspaniała życiówka 9:33 w Ironmanie, ale również kwalifikacja na MŚ w Las Vegas i na Hawaje. Rafał Herman nie byłby jednak sobą, gdyby nie myślał o kolejnym kroku, biciu życiówek i łamaniu barier  – podobnie zresztą jak wielu innych znanych mi ambitnych amatorów, tzw. age grouperów jak Marcin Konieczny, Maciek Dowbor czy Marcin Waniewski i inni. Nie wszystko jednak układa się zawsze tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Miejmy nadzieję, że Rafał w karierze sportowca-amatora najgorsze ma już za sobą.

Rafał, wracasz po długiej przerwie do triathlonu spowodowanej przede wszystkim kłopotami ze zdrowiem. Sporo czasu minęło od Twojego ostatniego występu w barwach PowerSales Triathlon Team.

Mój ostatni start był w roku 2011, ale też miło to wspominam, bo to był mój najlepszy rok. Zdobyłem kwalifikacje na Mistrzostwa Świata w Las Vegas.  Swój najwiekszy sukces zanotowałem na Mistrzostwach Europy Ironman Frankfurt, gdzie uzyskałem wynik 9h 33 minuty na długim dystansie, w którym się specjalizuję i w którym czuje się mocny. Połówkę Ironmana w St. Polten zrobiłem w 4:34. Na Mistrzostwa Świata w Las Vegas pojechałem niestety nieco podziębiony i wynik nie był może imponujacy, ale dobry jak na tamte warunki – 5h 5 minut. No i ukonorowanie startów w 2011 roku, czyli Mistrzostwa Świata na Hawajach – walka o utrzymanie formy, pierwsze moje zawody na tak wysokim poziomie, niesamowite wyzwanie i wrażenia, zegar na mecie pokazał 10h 18 minut, co uważam za niezły wynik. Natomiast trzeba przyznać, że szczyt formy miałem we Frankfurcie, później walczyłem już tylko o utrzymanie tej formy.

 

Co się stało pod koniec 2011 roku, co zmusiło się do przerwania treningów?

Przygotowywałem się na kolejny rok i oczywiście chciałem poprawiać wyniki. Miałem bardzo ambitne plany, ale ze względu na obowiązki rodzinne i  zawodowe rok 2012 nie zaczął się pod kątem treningów układać pomyślenie. Choć muszę przyznać, że początek nie był tragiczny, pobiegłem  maraton poniżej 3 godzin i wiedziałem, że forma fizyczna może być wysoka. Jednak kropką na „i”, która przerwała treningi i marzenia o startach  w triathlonie była złamana noga. Jechałem na motorze na spotkanie z klientem biznesowym i nagle z drogi podporządkowanej wyjechał mi samochód.  Wypadek, złamana noga, pozrywane więzadła krzyżowe przednie i tylne…

 

Wszystkie plany runęły…

Wszystko się rozkrzaczyło. Ale z drugiej strony to było niesamowite doświadczenie psychiczne. Wyobraź sobie, że jesteś w gazie, doskonale przygotowany fizycznie, w treningu i nagle jesteś uziemiony. Zakładają ci gips, leżysz w domu i nie możesz nic zrobić. Były treningi, a z dnia na dzień coś się urwało, wyobrażasz sobie, co to znaczy dla osoby aktywnej?! W ciągu dwóch tygodni przytyłem prawie 10 kilogramów. Rozkręcony metabolizm na maksa, treningi i nagle tego wszystkiego zabrakło, leżałem w łóżku, dostawałem zastrzyki w brzuch, mnóstwo leków. Dla psychiki było to ogromne doświadczenie. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak niewiele możesz w takiej sytuacji zrobić. Dodatkowo lekarze mówili: tego nie rób, ciężarkami nie ruszaj, bo zakrzep, bo to i tamto. generalnie…masakra. Sam gips miałem 3 tygodnie, ale później się okazało, że jedną nogę miałem chudszą od drugiej, nie możesz ćwiczyć, bo pozrywane więzadła uniemożliwiają jakikolwiek ruch. Zaczęła się elektrostymulacja, naklejki, rehabilitacja, stymulacja, żeby mięsień zaczął pracować. To było spore wyzwanie dla „głowy”. Myślę, że doskonale rozumieją to osoby aktywne, dla których ruch jest niemal wszystkim i nagle zostają uziemione.

 

erman3

 

Dodajmy, że byłeś – mówiąc kolokwialnie – w gazie, trenowany jeszcze przed momentem przez Marka Allena, legendę triathlonu, 6-krotnego Mistrza Świata na Hawajach.

Tak, to było wielkie przeżycie. Kiedy zacząłem interesować się triathlonem, szukałem wiedzy na temat treningu, szukałem trenerów długiego dystansu, ale z całym szacunkiem do polskich trenerów, miałem takie przeświadczenie, że mamy jeszcze zbyt małe doświadczenie, jeżeli chodzi o dystans Ironman, mieliśmy super trenerów do dystansu olimpijskiego natomiast nikt nie miał doświadczenia w treningu długodystansowym w triathlonie. Postanowiłem poszukać pomocy u źródeł. Uświadomiłem sobie też, jak różne jest przygotowanie do dystansu Ironman i krótszych. Kiedy wiedziałem już, że chcę robić wynik w triathlonie, nawiązałem przez znajomych z Wielkiej Brytanii kontakt z Markiem Allenem. To było niesamowite doświadczenie zaczynając od samego treningu rozpisywanego pod moje umiejętności i wytrenowanie, a kończąc na motywacyjnych mailach, wysyłanych przez Marka Allena raz w tygodniu. Opisywał w nich jak nalezy traktować każdy mikrocykl, każdy tydzień, jak patrzeć na główny cel i zawody. Myślę, że temat jest ogólnie dostępny, ale wielu zawodników nie zdaje sobie sprawy i nie docenia wagi mentalnego przygotowania do zawodów w Ironmanie. Uwieńczeniem wszystkiego było spotkanie na Hawajach, przed zawodami, rozmawialiśmy dość długo, jedliśmy razem śniadanie przed startem, a jego mowa motywacyjna przed zawodami bardzo mi pomogła.

 

Ale teraz, po przerwie, wróciłeś do trenigu i jesteś sam dla siebie coachem?

Tak, stwierdziłem, że poznałem lepiej swój organizm, mam wiedzę zdobytą przez tych kilka lat trenowania triatlhonu, wiem na co mnie stać i chcę spróbować zmierzyć się z dystansem Ironman na nowo, ale już próbując własnych pomysłów, choć niektóre aspekty konsultuję z trenerami. 

 

Sporo eksperymentujesz, szczególnie w obszarze diety.
Podczas przerwy spowodowanej wypadkiem trochę się zapuściłem. Kilka miesięcy temu, kiedy postanowiłem wrócić do treningów i reaktywować team Power Sales Triathlon Team, który powołaliśmy do życia razem z moim wspólnikiem w firmie, musiałem zacząć właśnie od diety. Zacząłem się bardzo zdrowo odżywiać, przykręciłem śrubę – mówiąc kolokwialnie. Jak sam wiesz odżywianie w sporcie wytrzymałościowym jest kluczowe. Świetnie przygotowany i wytrenowany zawodnik jeżeli nie będzie przestrzegał odpowienich zasad odżywiania, i to nie tylko podczas samych zawodów, ale przede wszystkim w całym etapie przygotowań, nie będzie w stanie nic zrobić. Stwierdziłem, że trzeba zacząć nie od treningu, ale od żywienia, żeby doprowadzić siebie do stanu wyjścia, zacząłem „trenować” do tego, aby móc zacząć trenować.

 

herman3

 

Powiedz coś wiecej na temat samego żywienia, jak wygląda twój jadłospis?
Wybrałem pewien kompromis pomiędzy vegańskim stylem żywienia, jaki proponuje Rich Roll w książce „Ukryta siła”, a sposobem odżywiania według Joe Friela, czyli książka „Paleodieta dla sportowców”. Dzięki Akademii Triathlonu mieliśmy przecież okazję pytać Joe Friela i jego żonę bezpośrednio w Warszawie o trening i dietę i muszę powiedzieć, że miałem bardzo długą dyskusję z żoną Friela na temat odżywiania w sporcie. Mój sposób żywienia sprowadza się przede wszystkich do jedzenia niezliczonej ilości warzyw i owoców, ale teraz, kiedy jestem już w bardzo ciężkim treningu zaczynam wprowadzać do diety ryby i owoce morza. Przez długi czas, przy lekkim, wprowadzającym treningu, do 12 godzin w tygodniu, w ogóle nie jadłem mięsa. Czerpię też ostatnio dużo z diety moich znajomych, którzy są vitarianami – przygotowując potrawy nie podgrzewają niczego powyżej 40 stopni Celsjusza, nie jedzą produktów pochodzenia zwierzęcego, nie jedzą też mąki i masła, itp. Czasami przygotowują dla mnie przekąski białkowe na bazie m.in. konopii, warzyw i owoców, które zawierają 40% białka doskonale przyswajalnego, bez mięsa.

 

Wspomniałeś o reaktywacji, nowej odsłonie PowerSales Triathlon Team – nazwa klubu, który zawiązałeś u siebie w pracy. W jaki sposób organizujesz sobie czas, dzieląc go między rodzinę, pracę i triathlon?

Jako PowerSales obsługujemy duże firmy, między innymi Creative w branży multimedialnej, ale od pewnego czasu naszym partnerem jest również Lifeproof – firma nastawiona na aktywność fizyczną, produkująca m.in. obudowy do różnego rodzaju sprzętu, pozwalające trenować w każdych warunkach atmosferycznych. Wszyscy używamy smartfonów i tabletów, które trzeba odpowiednio zabezpieczyć przed wodą, śniegiem, mrozem czy błotem. Z moim wspólnikiem Marcinem Kindlerem stwierdziliśmy, że skoro wracam do aktywności na wysokim poziomie i zaczynamy współpracować z firmami, które stawiają na sport, warto uruchomić ponownie nasz team. Chcemy ten projekt rozwinąć. Nie tylko ja sam chcę walczyć o ambitne cele, wyniki w Ironmanie – zaatakować 9 godzin w Klagenfurcie, ale mamy nadzieję, że Lifeproof zaangażuje się razem z nami w promocję i rozwój triathlonu – połączymy przyjemne z pożytecznym. Chcemy wspierać młodych sportowców, wiemy, że wielu zdolnych zawodników chce trenować, osiągać wysokie cele, ale nie mają pieniędzy i możliwości – mamy nadzieję, że uda nam się ich wesprzeć czy to finansowo czy od strony treningowej i sprzętowej, logistycznej.

 

Ty sam, jak słyszę, masz cele bardzo ambitne – 9 godzin? To już wykracza poza pojęcie sportu amatorskiego.
Chce sprawdzić jak mocno mój organizm, mój disel, silnik wolnoobrotowy, potrafi się rozpędzić na długim dystansie. Mój rekord życiowy to 9.33, ale wiem, że byłem przygotowany na wynik w okolicach 9.20. Później złamana noga wszystko zablokowała, ale wracam do gry i chcę się sprawdzić. Cel jest jasny – Ironman Klagenfurt i atak na 9 godzin. Jednak doskonale wiesz, że w Ironmanie możesz być przygotowany fizycznie na określony czas, ale na osiągniecie tego wyniku wpływa tyle zmiennych, że nawet jedna z nich może wszystko popsuć. Trenerzy, z którymi teraz współpracuje ostrzegają: „Stary, ty już masz parę wiosen na karku (rocznik 1976)”, ale ja wierzę, że mam jeszcze duże możliwości. Moją przewagą jest to, że mój organizm nie był eksloatowany treningiem sportowym od dziecka, kręcił się na wolnych obrotach przez lata, smarowany dobrą dietą mojej mamy – odpoczywał, więc może w tym wieku, a mam prawie 40 lat, będzie miał potencjał, żeby się podkręcić.

 

herman sardynia

 

Świetnie, że znaleźliście w pracy wspólny język i zrozumienie dla całej tej sytuacji, że potraficie ułożyć tak obowiązki zawodowe, aby tego czasu wystarczyło jeszcze na wiele godzin treningu.
Mam wielkie wsparcie od swojej żony, które wiele razy motywowała mnie do wyjścia na trening, pomaga mi również w przestrzeganiu diety, mobilizuje. To naprawdę rzecz nie do przecenienia! Wielki szacunek również dla mojego wspólnika – Marcina, jako doświadczonego biznesmena, który potrafił w tym dostrzec inny cel, długofalowy osobisty rozwój.

 

I bedziesz go realizował również na obozie Akademii Triathlonu już za dwa tygodnie na Majorce w ośrodku Piotra Sauerlanda.
Liczę Łukasz na wspólną motywację, jedzie wielu znakomitych zawodników amatorów i nie tylko, jedzie cała ekpia niemieckich triathlonistów, z których będziemy brać przykład. Rozmawiałem z wieloma naszymi sąsiadami i uważam, że powinniśmy od nich czerpać garściami. Niemiecki triathlon jest na bardzo wysokim poziomie, rozwiazania są gotowe na stole, możemy się od nich uczyć, jak czerpać radość z uprawiania triathlonu. A po Majorce czeka mnie wyjazd na długi majowy weekend. Jedziemy z przyjaciółmi do Grecji na wyspę Rodos i z pomocą znakomitego kolarza Arkadiusza Koguta chcemy nastawić się na pracę rowerową, choć będą obecne wszytkie rodzaje triathlonowego treningu. Chętni mogą jechać z nami, wystarczy się ze mną skontaktować, ten wyjazd to nie tylko swoisty obóz treningowy, ale również rodzinna wyprawa. Poza tym w miłym towarzystwie znajomych i dobrych sportowców będziemy mogli wymienić się doświadczeniami. Szczególnie jeżeli chodzi o znalezienie balansu, kompromisu między pracą zawodową, rodziną i treningami. Wielu ludzi poddaje się już na starcie, bo nie potrafią tak rozplanować dnia czy tygodnia, aby wystarczyło na wszystko czasu. A to można wszystko połączyć, trzeba tylko wiedzieć jak. Robimy to dla funu, z chęci spędzenia wspólnie długiego majowego weekendu, ale z drugiej strony chcemy się poczuć trochę jak profesjonalni sportowcy, np. z grup zawodowych kolarzy, dla których takie wyjazdy to norma.

 

A po obozach pierwsze starty, gdzie?
Zacznie się w Prowansji 18 maja, połówka Ironmana, testowy start, który pokaże gdzie jestem, czy trening jest dobrze ułożony. Później główny start Ironman Klagenfurt i atak na 9 godzin. A w sierpniu Herbalife Triathlon Gdynia – to są zawody, które mają swoją renomę, wcześniej organizowane w Suszu, gdzie debiutowałem, mam do tych zawodów sentyment, w ubiegłym roku byłem w Gdyni jako kibic, nie mogłem wystartować, bo nie byłem przygotowany, ale w tym roku powalczę. Oczywiście pomiędzy tymi startami będą jeszcze mniejsze, kontrolne.

 

Trzymam kciuki i do zobaczenia na mecie w Gdyni. 


herman4  

Powiązane Artykuły

4 KOMENTARZE

  1. Jestem pelen podziwu i bede trzymal kciuki! I mam nadzieje poznac sie wspolnie na Majorce:)
    A poniewaz w komentarzu odezwal sie Marcin Konieczny to za Ciebie Marcinie tez:)

  2. Pierwsze zdjecie: w drodze do Hawi na Qeen Kaahumanu Hwy, Kona, Hawaii. Ah ….serce sie rwie! Nawet dzisiaj !
    Powodzenia , Panie Rafale !!!!!

  3. Cieszę się Rafale, że kontuzja za Tobą. Do dziś pamiętam nasze inspirujące spotkanie kilka lat temu w Piasecznie. Może będzie okazja odświeżyć znajomość na Majorce.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,811ObserwującyObserwuj
21,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane