Kilka lat temu Amerykanka Gwen Jorgensen zwyciężyła w triathlonie podczas letnich igrzysk olimpijskich. Dzisiaj mówi, że tamto zwycięstwo było dla niej cenną lekcją. Czego nauczyły ją triathlonowe treningi i występy na wielkich imprezach?
Po zwycięstwie na igrzyskach olimpijskich w Rio De Janeiro Gwen Jorgensen zmieniła dyscyplinę i obecnie uprawia biegi długodystansowe. Niedawno w filmie na swoim kanale opowiadała, jakie wnioski wyciągnęła z wieloletniego trenowania triathlonu, co zmieniła i jak dzisiaj wykorzystuje tę wiedzę.
Konsekwencja to podstawa
Jorgensen podkreśla, że jedną z rzeczy, którą zrozumiała podczas triathlonu, było to, że wyniki pojedynczego treningu nie mają znaczenia. Ekscytowanie się nim może bowiem prowadzić do fałszywej pewności siebie.
– Zrozumiałam, że nie muszę zawsze mieć wspaniałych treningów. To oczywiście dobre uczucie, ale też może budować fałszywą pewność siebie. Robisz doskonały trening, ale to nie jest zwykle twój cel. Coach daje ci pewne wytyczne. Zrobiłam kiedyś świetny trening pływacki, aby następnego dnia fatalnie czuć się na rowerze. Wtedy mój trener zwrócił uwagę na to, że ważna jest przede wszystkim regularność. Tamten moment otworzył mi oczy – mówi.
Rolą trenera jest wyszkolenie zawodnika w taki sposób, aby podczas wyścigu radził sobie bez niego. Jorgensen wspomina, że w szkole średniej miała całkowicie odwrotny mindset, bo wsłuchiwała się w mentora i czekała na kolejne instrukcje. Nie wyciągała wniosków z treningu i zapominała, że powinna koncentrować się na jego przebiegu, a nie tylko samym efekcie.
– Dzisiaj wiem, że rolą trenera jest nauczenie zawodnika tego, aby radził sobie podczas wyścigu bez jego pomocy. Twój trener ma być tylko przewodnikiem. Mój zrobił to świetnie. W czasie wyścigu nie możesz nagle spojrzeć na trenera i zapytać go, co masz teraz zrobić. Musisz mieć wewnętrzne narzędzia, których użyjesz podczas występu – mówi.
Wyświetl ten post na Instagramie
Potrzebna wewnętrzna motywacja
Była triathlonistka podkreśla, że była wielokrotnie chwalona za treningi oraz wyniki, ale nie dawało jej to pewności siebie. Musiała sama zrozumieć, kiedy robi coś dobrze i w ten sposób zyskać motywację oraz siłę. Jak sobie z tym poradziła?
– Udało mi się dzięki prowadzeniu dziennika i zapisywaniu takich rzeczy. To nie było łatwe, bo ciężko było mi znaleźć pozytywne rzeczy. Dawno temu zaczęłam jednak zapisywać codziennie trzy elementy, które w triathlonie robię dobrze. Były one oparte na ich przebiegu, a nie wyniku. To były te zewnętrzne rzeczy, typu praca nad kwestiami mentalnymi, dobre nawadnianie i odżywanie oraz podobne. W efekcie zyskałam wewnętrzną pewność siebie.
Jorgsensen podkreśla, że niezwykle ważną rzeczą było to, że nauczyła się również cieszyć ze swoich sukcesów. W pewnym momencie swojej kariery nie potrafiła tego robić, zapominając też o całej radości z uprawiania sportu.
– Początkowo to było dla mnie bardzo trudne. Miałam udany wyścig, ale nie chciałam świętować, bo byłam też zmęczona. Chyba wtedy nie potrafiłam zrozumieć, że robię coś wystarczająco dobrze. To, że nauczyłam się w końcu świętować, pozwoliło mi bardziej cieszyć się sportem, ale też w dość dziwny sposób oddzielić to od wyników. To dziwne, bo przecież chcesz osiągać więcej sukcesów, co jednak wiąże się z wynikami. Możliwość świętowania sukcesu po każdym dobrym wyścig pozwoliła mi na zaakceptowanie tego, kim jestem i zrozumienie, że jestem nie tylko sportowcem.