Nie raz czytam o czuciu wody, jako wyższym stopniu umiejętności pływackich. Musi to być mocna rzecz, jeśli ma związek z tym przyjemnym stanem, którego doświadczam jak leżę w wodzie na plecach, i nic właściwie nie robię, tylko po prostu się o nią opieram. Powiedziałbym, że mogę na niej polegać. Na razie może to niewiele, ale przed startem z głębokiej wody jak znalazł 🙂 No i właśnie. Podobna myśl zaczęła się błąkać ostatnio podczas biegania.
Ostatnio, to jest jakieś 3 miesiące po tym, jak zdecydowałem się biegać dla fanu, czyli na poważnie (albo odwrotnie).
Po 3-5 kilometrze przychodzi faza, kiedy wszystko się zgadza. Tempo ok, oddech ok, nic nie boli, nic nie przeszkadza. Jest super. Coś cię niesie. W głowie się bełta: o! Słonko… drzewo… ta sama laska w niebieskim… Przez moment robię porządek: krótszy krok, biodra do przodu, głowa prosto, 1-2-3, wydech. Potem znowu się bełta: mgła jeszcze wisi… ciekawe czy za powrotem błoto będzie jeszcze zmrożone… gdzie to ja zostawiłem ładowarkę… dużo dzisiaj nordików… Ciekawe czy też należą do wspólnoty plemiennej? Bo lajkry na szosie się rozpoznają, ale gospodyni z zakupami na kierownicy – już nie. W górach właściwie wystarczy kask, żeby uznać za swojego, ale grzybiarze należą do obcego świata…
Jak jest tak dobrze to może pora na mały sprawdzian z postępów? Na przykład pierwszy start na 10 km? Obstawiam 50 min. Ciekaw jestem, czy właściwie oceniam swoje możliwości, czy też wciąganie dyszki przyjdzie mi, podobnie jak swego czasu – Maćkowi D.
Hehe ja tez uwielbiam stan gdy biegnę moją ulubioną trasą i myślę sobie, ooooo dzisiaj będzie fajnie bo sucho, patrzę w lewo i myslę oo ten handlarz znowu nowe BMW sprowadził, ładna fura, po drodze myślę w jakiej formie jest ten pies z którym się ścigam za każdym razem gdy biegnę koło jego 300 metrowego ogrodzenia 😀 Może to głupie ale to owczarek niemiecki więc dobry przeciwnik ;p Piekny stan kilometry lecą a nic nie boli 😀
W ostatnich 3-4 tygodniach papierosy widzę zaczynają mocno przegrywać z kilometrami 🙂 tak trzymaj, a wciąganie nosem dyszki pójdzie Ci lepiej niż Maćkowi D. :-))