I po zawodach, ale po jakich zawodach. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Organizacja – mistrzostwo świata i okolic. Niczego nie można się przyczepić. Wysiłek jaki włożyli organizatorzy w realizację zawodów równy jest sumie wysiłkowi jaki ponieśli wszyscy uczestnicy zawodów. Bardzo się opłaciło. Wolontariusze to osobna bajka. Przygotowani byli perfekcyjnie. Zachowywali się jakby robili to codziennie. Ktoś musiał ich tego nauczyć.
Pogoda ostatnimi czasy nie rozpieszczała, a co za tym idzie woda nie miała się kiedy ogrzać. W dniu zawodów temperatura wody wynosiła 14 stopni – pianki w tej sytuacji były obowiązkowe. W tej sytuacji sędziowie podjęli decyzję o skróceniu dystansu o połowę. Trasa rowerowa zgodnie z zapowiedziami przebiegała przez malownicze okolice i w całości po nowej nawierzchni. Na trasie zdarzyło się parę podjazdów, ale były też zjazdy. Trasa biegu była bardzo oryginalna. Można powiedzieć – dla każdego coś miłego. Urozmaicona trasa na wszystkie sposoby jakie można sobie wyobrazić. Myślę sobie co jeszcze mogłoby być, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Podbiegi, zbiegi. Każdy rodzaj nawierzchni. Słońce i cień. Ulica i prawdziwy las. Było wszystko – to nie jest zarzut. Pewnie w przyszłym roku trasa już będzie prowadzona cała po twardej nawierzchni.
Założenia przedstartowe zostały osiągnięte, ale nie tak miało być. 5:55’06’ co dało 90 miejsce.
Pływanie w grupie około 150 osób nie jest bardzo wygodne. Dostałem parę razy w głowę, sam też parę razy zahaczyłem współpływaków. Po pierwszej boi sytuacja się uspokoiła. Chyba wszyscy już byli na swoich miejscach tak więc zaczęło się spokojne – spokojniejsze – pływanie. Przy wyjściu z wody okazała się niezbędna pomoc – w głowie się kręciło jak po szampanie :). Podbieg do strefy zmian to rzeczywiście podbieg. Uciążliwość tego podbiegu polegała na tym, że oprócz tego, że był to podbieg to jeszcze po wyjściu z zimnej wody nogi były trochę pozbawione czucia. Wyjście z wody i dotarcie do pierwszej strefy było szczególnym doświadczeniem.
Rower nie szedł dobrze przed startem tak więc nie było podstaw aby przypuszczać, że nagle na zawodach coś się zmieni. Nie było niespodzianki. Łykali mnie wszyscy jak chcieli i kiedy chcieli. Najgorsze jest to, że nie kalkulowałem na rowerze. Wynik na rowerze 3:20’00’ TRAGEDIA. Nie wiem jak to zrobię, ale koniecznie muszę to poprawić.
Pierwsze dwie rundy na bieganiu służyły powrotowi do żywych, trzecia smomotywacji, a dwie ostatnie udało mi się biec. Na czwartej rundzie gdy już jakoś doszedłem do siebie zacząłem się 'ścigać’. Chwyciłem 'koło’ kolegi, który właśnie był na piątej rundzie. Zamieniliśmy parę słów. Przed podbiegiem serpentynowym odpuściłem, ale zdążyłem podziękować – nawet nie wiem jaki miał numer. Fakt, że została tylko jedna runda i to, że dałem radę tyle pobiec za mocniejszym zawodnikiem sprawiło, że uwierzyłem w końcowy 'sukces’.
Meta i cała ta atmosfera w strefie zawodnika naprawdę super. Chociaż nie miałem siły cieszyć się tym wszystkim wiedziałem, że biorę udział w czymś co na wiele lat zostanie wpisane na stałe w polski kalendarz triathlonowy.
ps 0 100m gorszego asfaltu nie może przekreślić całej trasy tym bardziej, że organizator zapewnił.
ps 1 mam nadzieję, że po sukcesie tegorocznym w przyszłym roku ceny nie będa dwa razy wyższe.
ps 2 Sieraków jest naprawdę zajebisty. Wracając do domu trzeba było zatankować. Nawet pani na stacji benzynowej wiedziała co się działo i gratulowała.
Wielkie DZIĘKI !!! Już myślę o Borównie
artur. gratuluję debiutu. Wielkopolska rulez nie tylko w organizowaniu biegów 😉
Moje gratulacje trzymać tak dalej 😉