Po 10-cio letniej przerwie wracam!!
Kiedy tylko rozpoczął się sezon triathlonowy w Polsce i pojawiały się w prasie oraz internecie informacje dotyczące żelaznych ludzi, ja postanawiam wystartować w przyszłym sezonie w zawodach. Przez cały czas śledzę zmagania kolegów (bo jeszcze kilku znam) w poszczególnych startach, przeglądam galerie zdjęć, czytam blogi, felietony. Kupiłem nawet „triathlonowe podręczniki’. W taki sposób coraz bardziej nakręcam się i planuję ponowne rozpoczęcie treningów i przygotowanie do sezonu. I tak od kilku już lat… mój zapał kończy się razem z końcem sezonu.
Tym razem będzie inaczej – mam nadzieję. Nie! Jestem tego pewien – za rok start w 1/2 IM. Pierwsze kroki już zostały poczynione. Był już start w półmaratonie (1h46min) i super sprincie w Sławie. I właśnie start w triathlonie przypomniał mi, jak to kiedyś było. Straszny młyn na starcie, Walka o dobrą pozycję w wodzie. Na rowerze (tym razem) celem było utrzymanie koła. Bieg jak zawsze… męka i walka z samym sobą. Ostatecznie niezły, jak na moje możliwości, czasw granicach 49 minut.
Ale od początku. Dlaczego miałem tyle lat przerwy i właśnie w tym roku wystartowałem w półmaratonie i triathlonie? Dlaczego w przyszłym roku chcę wystartować w 1/2 IM? Odpowiedź jest bardzo prosta: przez te lata nie miałem motywacji i wyznaczonego celu sportowego, bez którego systematyczny trening prze cały rok jest niemożliwy. Celem stało się ukończenie studiów oraz praca zawodowa. Co więc się zmieniło? Wystraszyłem się! Pewnego dnia, w pracy kolega opowiada historię, kiedy to wstaje rano do pracy i zaczyna się ubierać… „… no i chciałem założyć skarpetki ale nie mogłem… brzuch mi przeszkadzał. Nie żartuje, mam już taki kaban, że muszę siadać i specjalnie się pochylać żeby je ubrać’. Wtedy było to dla mnie śmieszne, ale nie długo później w domu usłyszałem: „ale masz duży brzuch…’. I to był impuls, który ruszył machinę.
Aby przekonać się w jakiej „kondycji’ jestem, wyciągnąłem spod komody wagę. Ta jednak okazała się zepsuta. Wskazuje 91.2 kg. Sprawdziłem inną. Ta też zepsuta: ponad 90 kg. Coś jest nie tak. Już wiem – jestem grubasem. Ale jak to? Przecież ja jestem wysportowany. Co kilka dni gram w piłkę, czasem przejadę się rowerem (do sklepu 🙂 ). No dobra… już dawno nic nie robiłem. Pięknie wyrzeźbiony kaloryfer na brzuchu stał się bojlerem a 75 kg wagi to historia. Nie mogę tego tak zostawić! Zabieram się za siebie! W związku z tym, że o dużym brzuchu dowiedziałem się od narzeczonej motywacja do zmiany była duża. Przecież dla swoich kobiet zrobimy wszystko . Cel był prosty: zacząć się ruszać i powoli nabierać „normalnych kształtów’.
Od tamtej pory przebiegłem ponad tysiąc kilometrów, przypomniałem sobie jak wygląda basen i dlaczego w rowerze mam takie małe pedały :-). W chwili obecnej ważę w granicy 80-82 kg. Cele również się zmieniły. Podstawowy to strat w Suszu (2013) i ukończenie zawodów z czasem poniżej 6:00 – już nie mogę się doczekać. Kolejny jeszcze na ten sezon to start w maratonie. Zawsze chciałem przebiec ten dystans, ale jak zwykle kończyło się na planach. Bieganie nie było nigdy moją mocną stroną więc wiem, że muszę nad tym elementem najdłużej pracować. Zaczynam więc już teraz.
Wiem, że przede mną jeszcze bardzo dużo ciężkiej pracy, wyrzeczeń, bólu. Wkręciłem się na 100%. Stałem się ogniwem całej machiny, która już wystartowała i nie ma już możliwości jej zatrzymać. Po raz kolejny cały przesiąknąłem triathlonem. I bardzo się z tego cieszę.
Mam nadzieję, że mój pierwszy wpis nie jest za bardzo lakoniczny. Postaram się co jakiś czas wrzucić notkę z przebiegu moich przygotowań do Irona 🙂
Pozdrawiam i życzę wszystkim wytrwałości.
Bravo! Na pewno tym razem dopniesz celu! Ze skarpetkami miałem podobnie:-))) Też zaczynałem od 92 ale teraz jestem już trochę dalej – 75,5 kg. Z czasem będziesz musiał nicka zmienić;-)