Wybieganie

Jestem na etapie przygotowań do maratonu. Jak już wcześniej pisałem będzie to mój debiut. Celem więc jest po prostu dotarcie do mety, pokonując cały dystans biegnąc :-). Mimo wszystko fajnie byłoby ukończyć go czasem poniżej 4 godzin. Po ostatnim długim wybieganiu mam co do tego wielkie wątpliwości…

 

Dwudziestokilometrowe wybieganie miałem zaplanowane na weekend (niedziela). Musiałem jednak przesunąć ten trening na poniedziałek. Będąc w pracy byłem jeszcze zadowolony z tej zmiany. Za oknem ok. 25 stopni, bezchmurne niebo, słaby wiatr. Idealna pogoda do biegania. Po powrocie z pracy szybka zmiana ciuchów na biegowe. Kurcze, gdzie ten Energy Gel? Już wiem – w sklepie. Ostatni został „wciągnięty’ na poprzednim treningu:/ Trudno! Wody też nie biorę. Źle biega się trzymając butelkę wody w ręce. Zatem w drogę! Godzina 16:30 słońce jeszcze grzeje. Założenie było proste: trzymać się w zakresie tętna 140-150 ud/min. Postanowiłem zmienić trasę i zrobić jedną dużą pętlę. Początek całkiem sympatycznie. Biegło się w miarę lekko choć czułem, że mogło być lepiej.. I tak do 10 km. Później było już tylko gorzej. Pierwszym symptomem, że coś jest nie tak było tętno: 160-165 ud/min. Nigdy przy takim tempie nie osiągałem takich wysokich wartości. Na 13 kilometrze byłem już przekonany, że powrót do domu nie będzie taki prosty. Akumulatory się wyczerpały. Bateria padła a ja nie miałem ładowarki:/ Nogi nagle stały się strasznie ciężkie. Pomyślałem, że to chwilowy kryzys i zaraz będzie dobrze. Myliłem się.. Z lekka odwodniony organizm domagał się płynów. Ale ja ich nie mam bo źle się przecież biega z butelką w ręce… Tętno dochodzi do 170. Obok mnie przejeżdża ktoś na rowerze. Przyglądam się czy przypadkiem nie ma bidonu – nie ma. Biegnę dalej i szukam wody. Zostało 4 km a ja nie wiem jak się nazywam. Wiem tylko, że muszę przebierać tymi ciężkimi nogami. Trzymam azymut na dom. Zaczynam zastanawiać się w jaki sposób chcę zrobić maraton. Przecież tam będzie dwa razy dłuższy dystans… W końcu dobiegam do domu. Ledwo żyje. Piję dużo wody. Coś zjadam i powoli wracam do siebie. Popełniłem bardzo poważny błąd nie zabierając nic do picia. Ostatni raz:) Muszę zaopatrzyć się w jakiś pas do biegania z małymi bidonami i miejscem na żele. Chyba jest to dobre rozwiązanie podczas długich biegów treningowych czy startu w maratonie.

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

  1. Ja się beż picia nie ruszam na dystanse dłuższe niż 15-16km. A jak z nieba leci ogień to max bez picia do dyszka. A śmiało mogę polecić pasy na bidony, te duże. Sam ma dwa – jeden na jeden bidon, drugi na dwa. Tych na małe buteleczki nie stosuję, bo za małe. Współczuję tej bezsilności na odcięciu. Ale przyzwyczajaj się 🙂 Będzie Ci towarzyszyć już zawsze. I pojawiać się w najmniej oczekiwanych momentach 🙁

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,510ObserwującyObserwuj
443SubskrybującySubskrybuj

Polecane