Po początkowej dzikiej radości spowodowanej ogłoszeniem organizacji triathlonu w Gdyni (przyznam się: skakałem po mieszkaniu jak głupi) przyszedł czas na odrobinę refleksji.
Czy jest sens brać udział? Prezentuję taki skromny bilans moich przemyśleń.
Nie mam szosówki, nie mam pianki, 'odpowiedniego’ kasku, nie mam pieniędzy na sprzęt, prawdopodobnie nie będę też spędzał dużo czasu w wodzie.
Mam : zapał, motywację, pracowitość, czas na przygotowanie, silną wolę, pomysłowość, dostęp do morza…
Do tego miejsce zawodów najlepsze z możliwych, może prawie najlepsze jeśli wierzyć zapowiedziom organizatorów co do Gdańska,
Dystans taki w jakim chciałem wziąć udział.
Czas też świetny – miałbym 3 miesiące wolnego, żeby się przygotować.
Pływanie w morzu? Trochę tego liznąłem, ale to była zaledwie 1/5 dystansu HIM, choć zawsze lepiej niż inni, którzy nigdy na morze nie wypływali. Tylko, że nasze morze jest dość zimne więc jakaś ochrona przed zimnem by się przydała.
Na szczęście zostało jeszcze ponad 20 dni do rozpoczęcia zapisów, mam czas żeby podjąć decyzję.
Wczoraj miałem trochę czasu, więc było 11 km biegania (w tym 5 po wzniesieniach), basen (głównie technika) i 20km na rowerze, bardzo przyjemnie. Zastanawiam się też, czy w przyszłym tygodniu będę w stanie pobiec 10 km poniżej 41 minut, może spróbuję zaatakować? I byłem ostatnio w Decathlonie, pierwszy raz siedziałem, wogóle dotykałem roweru szosowego; w końcu dobrze zrozumiałem co to znaczy, że mój góral niezbyt się nadaje na start..
Więc teraz : myślenie, myślenie, myślenie, przynajmniej nie będę miał pustej głowy podczas treningów.
tutaj http://rodman.bikestats.pl/319513,V-Leszczynski-Supermaraton-230-km.html jest świetny przykład, że nie rower jeździ, przy odpowiedniej nodze na wszystkim da się jechać szybko:)
To ja jeszcze wrzucę swoje trzy grosze. Rower – przez długi okres jeździłem na zwykłym trekingu. Zdemontowałem wszystko, co było niepotrzebne, kupiłem za 35zł kierownicę prostą, ale z rogami i zamieniłem pedały na kombinowane platformy z jednej i SPD z drugiej strony. I tak sobie jeździłem. Co więcej – na maratonach szosowych widok trekinga, górala albo amsterdamki nie jest czymś zadziwiającym, a niejednokrotnie objeżdżał mnie gość w sandałach na trekingu właśnie. To nie rower sam jeździ. Odpowiedni kask to na pewno nie jest kask aero. U nas w większości są to plastikowe wydmuszki. Odpowiedni kask to taki, który zabezpieczy Ci głowę. Reszta na naszym poziomie się nie liczy. A pianka – nie jest obowiązkowa. Oczywiście pomaga. Ale jest opcja wypożyczenia, która kosztuje 80zł. Podsumowując – nie ma się czym przejmować. A na zakupy proponuję systematyczne oszczędzanie. Ja mam taką skarbonkę, gdzie wrzucam 2 i 5 złotówki, które zostają mi w portfelu na koniec dnia. Nie boli, bo wrzut jednorazowy jest mały, a w zeszłym roku uzbierało mi się 870zł. Czyli tyle ile trzeba lub nieco więcej niż używana pianka.
Słuchaj starszych Ros – dobrze radzą – pomijając wydolność fizyczną, jeśli nie zwolnisz nie wytrzymasz psychicznie do dnia pierwszych zawodów a kontuzja po drodze Cię już zupełnie dobije czego Ci nie życzę. Znasz bajkę o starym byku i młodym byczku? No, to nie napalaj się aż tak mocno;-))) A rower, brak kasy na jedno czy drugie – uwierz mi nie będą dla Ciebie przeszkodą.
Ufff…Ros…spokojnie. Jest listopad! Ostrożnie z tymi treningami! Co do sprzętu – możesz pożyczyć albo kupić używany w internecie. Ja tak zrobiłem, zaczynając swój pierwszy triathlon.
Rower to taki luz był, żeby z domu na basen dojechać, bo wieczorem rzadko jaki autobus jeździ, więc to było tak spokojnie 🙂 Trenerów niedawno znalazłem, w środę w listopadzie mam nadzieję, że uda mi się trochę porozmawiać z Krzysztofem Staniszewskim….
W jeden dzien te trzy treningi?! 7-8 miesiecy przed zawodami? To jak zawodowcy:) Tylko spokojnie:) Zapal i chceci moga czasami zaszkodzic. Myslenie, myslenie…. I konsultacja z doswiadczonym trenerem tri. Polecam i zycze sukcesow w treningach:)
co do roweru, to jeśli nie chcesz lub nie możesz uczestniczyć w 'wyścigu zbrojeń’ to na każdym rowerze ukończysz ten dystans. w tym roku w Suszu na długim jedyny typ roweru jakiego nie widziałem to był full:) a był np noname’owy mtb na sztywnym widelcu tak na ok sprzed 15 lat, amortyzowane trekingi a wydaje mi się, że ktoś miał nawet koszyczek na bagażniku:) owszem szosa jest lepsza do takich zastosowań, ale jej brak nie powinien przekreślać planów startowych… Na MTB Trophy też wolałbym startować na 29′ fullu, ale nie miałem więc jechałem na tym na czym mogłem;)