’Teraz już wiem, jak to smakuje. Teraz to wiem, co znaczy Triathlonistą być!’ parafrazując słowa piosenki.
Zgodnie z regulaminem członka stowarzyszenia AT oraz bananem na mojej gębie piszę wpis z debiutu. (Z debiutu przed Debiutem. Ten start miał być tylko mocną zakładką przed olimpijką w Mietkowie.) Plan na sprint we Frydmanie był taki: trening zmian i zakosztowanie „pralki’.
Dzień przed zawodami pogoda była beznadziejna. Lało niemiłosiernie. Zrobiłem krótką rozgrzewkę rowerową na trasie. Komplet ciuchów treningowych całkiem przemókł. Udało się zapoznałem się z trasą.
Wieczorem oparłem się pokusie spożycia wina, bo towarzyszka moja sobie sączyła. Silna wola zwyciężyła i zadowoliłem się wylizaniem szyjki od butelki ;).
Spałem o dziwo dobrze.Tylko dwa razy wizyta w toalecie. Jak dla mnie niewiarygodne. Przed startami biegowymi raczej mam kłopoty ze snem. Chyba, więc polecam…. lizanie butelki wina 😉
Rano śniadanko, Chleb z miodem. Rozgrzewka/rozjeżdzenie i ustawienie się w kolejce do strefy. Na wieszaku ciasno. Przez godzinie nie wiedziałem jak się tam zorganizować. Mój plan w głowie nie odpowiadał warunkom błotnym w strefie. Ale z czasem coraz bardziej krystalizowałem się. Jak już ubrałem piankę wszystko niepotrzebne wywaliłem ze strefy.
Rozgrzewka. Pobiegałem troche w piance. Trochę popływałem.
Start słabo zorganizowany. Taki na raty. Ktoś gwizdnął, a to nie to i trzeba było zatrzymywać tłum. Drugi gwizdek i w końcu poszliśmy!
’Pralki’ specjalnie nie doświadczyłem. Dobrze pływam więc ustawiłem się z boku i z przodu. Szybko wyprzedziłem kilku. Chciałem się złapać za kimś. Jednak 'moitempowcy’ byli zbyt z boku lub zbyt z przodu. Cisnąłem więc sam.
Wyjście z wody w czubie. Doping kibiców niesie cudownie! (Jakaś w tym jest moc!)
Zmiana prawie zgodna z planem. Prawie, bo mi się rower zahaczył. Ubrałem sobie nawet skarpetki, co zapunktowało na T2 😛
Rower. Tylko czekałem, aż będą mnie mijać. Ileż można zrobić treningu rowerowego w 3 miesiące?! Zgodnie z założeniami minęło mnie… ale niewielu. Może trzech. Między innymi jakiś piękny rower czasowy, który miałem okazję wcześniej podziwiać w pensjonacie.
Rower to najfajniejsza część wyscigu. Tzn. drugie 10 km. Po nawrocie było lekko z górki i lekko z wiatrem. Polecam dla debiutantów. Ciśniesz aż miło! Ponad 40 km/h na budziku, a momentami ponad 50 km/h. Bajka! Flow!
Małym zgrzytem dla mnie była jazda zawodników 'na kole’. Skoro jest non-drafting to dlaczego, ktoś oszukuje?? Walczą o złote gacie, czy jak? Jechałem w ok 10-11 miejsca i widziałem jak przede mną ciśnie jakiś peleton. Najpierw w jedną stronę 3 zawodników, a po nawrocie chyba 4 z jakąś kobitką. Shame on You! Mam nadzieję że to czytacie i wam wstyd i nie będziecie teraz spać po nocach 😛
Druga fajniejsza sprawa. Udało mi się zgubić z koła kolegę, co próbował się wieźć za mną. Pierwszy raz taki myk w praktyce i od razu udany:) Dzika satysfakcja. Trzeba uważać na takich, bo później może w biegu byłby szybszy.
Zmiana T2 tak szybka, że zastanowiłem się, czy aby wszystko mam. Czułem, że mało więc wziąłem sobie jeszcze czapeczkę. Zupełnie niepotrzebnie.
No i człapanie do mety. Wciąż z wywieszonym jęzorem. 'Ile jeszcze?’ – myślałem. Kontuzjowanej nogi na szczęście nie urwało. Tempo nawet ponad plan. Myślałem, że się wlokę, a tu się okazało, że nigdy tak szybko nie biegłem. Nieźle jak na leszcza.
Meta! Jestem Tri. Z czasem 1:14:30 zająłem 7 miejsce w kategorii oraz 13 open w sprincie we Frydmanie. Dobrze jak na leszcza! Za tydzień będzie 'byle do mety’ na olimpijce. A o Borównie z moją nogą to nie chce myśleć!
Kocham Triathlon!
PS. Serdeczne podziękowania dla mojej przyjaciółki Gosi za pomoc logistyczną 🙂